Suknie ludzi stylowych. Zuo Corp.
Z gospodarską wizytą odwiedziłem wczoraj Zuo Corp. Bartek Michalec i menedżer Łukasz Laskowski (Dagmara Rosa, matka – współzałożycielka Zuo poszła własną drogą) lada moment otwierają swój prawdziwy, stacjonarny tym razem salon. Przy Wilczej 19 m.6, blisko skrzyżowania z Kruczą. Sto metrów kwadratowych ich „dziobów”, „krzyży” (flagowe kształty ubrań), piankowych, czy wełnianych kubraków (btw., wiedzieliście, że w XVIII w. kubrak oznaczał „suknię męską ludzi ubogich”?) i w ogóle dobrej mody. W cenach, które sugerują, że Zuo nie mają ambicji „życia z ubierania bogatych pań” (choć przyznali, że ubraliby chętnie Lanę del Rey), lecz chcieliby mieć realny wpływ na styl ulicy. Czyli wszystko od stu złotych do tysiąca, do lubienia i noszenia.
Do salonu – wśród jego atrakcji stare kaflowe piece – trafią obie kolekcje z fashion weeku (ta poprzednia – znakomita) oraz kontynuacja linii znanej z nieodżałowanego kubiku przy Brackiej. Wszystko dograne koncepcyjnie, komplementarne i uzupełniające się. I ambitne – w kraju, gdzie wielu projektantów nadal za kolekcję uważa zbiór kilkunastu sukienek, ewentualnie – falbaniastych topów i rurek zbryzganych cekinami. Michalec zapowiedział otwarcie w tym roku łącznie trzech sklepów; trzymam kciuki.
Niestety, Zuo corp nie pojawią się na najbliższym fashion weeku w Łodzi, więc będzie nudniej niż podczas poprzednich dwóch edycji. Nie pomogło ogólne przesilenie, nie zachęcił brak kupców, największy swoją drogą problem łódzkiej imprezy. Druga rzecz, którą Michalec i Laskowski mnie zdenerwowali to cukiernica. Można umrzeć z zazdrości:
5 Komentarze
Glam
11 lutego 2012Zuo to jedna z polskich marek, którym od początku kibicuję. Ich projektom zawsze towarzyszy kreatywność przez duże K, nie boją się wykorzystywać różnych materiałów (szczególne brawa za PCV i „piankę”). Czekam na otwarcie butiku i jednocześnie zaczynam odkładać do skarbonki, bo mam ochotę skusić się na kilka modeli ;-))
modologia
11 lutego 2012Uff, przeczytałam wpis i podlinkowany artykuł, przejrzałam lookbook’a oraz opis kolekcji.
Zacznijmy od obrazków. Przeglądając lookbook miałam wrażenie, że zamysł „krzyża” to nic innego jak inspiracja japońskim kimono, a ogólny zarys postaci przywołał skojarzenie z japońskimi projektantami. Odzienie zapinane na suwak łącznie z zapięciem kaptura na twarzy pojawiło się w jesienno-zimowej kolekcji AllSaints w postaci skórzanej kurtki zapinanej dokładnie w ten sam sposób. Nie wiem, co było pierwsze, ale pomysł jest identyczny.
Jak oglądam jakąkolwiek kolekcję, to zastanawiam się, jak w tych strojach wyglądałaby kobietka wzrostu 1,6m w rozmiarze 40/42 – to taka moja prywatna odpowiedź na pytanie „z myślą o kim powstała ta kolekcja?”. Ta kolekcja jest moim zdaniem w przeważającej części dla szczupłych i wysokich. Ceny? Jeśli weźmiemy pod uwagę, że to są ceny krótkiej serii „od projektanta” to nie są zbyt wysokie, ale jak na kieszeń „ulicy” to wciąż sporo. Wniosek: ZuoCorp i ja chodzimy na pewno po innych ulicach.
No i coś, co mnie osobiście drażni: plik z lookbookiem zaczyna i kończy zdjęcie kobiecej piersi (no dobra, kończy cennik, gwoli ścisłości). Pozostając jednak przy kobiecym torsie: czy to ma działać w taki niewyrafinowany sposób, że otwieram plik, a tu cyc – ciśnienie się podnosi, przeglądam kolekcję i na końcu znów cyc (podtrzymuje ciśnienie) i dopiero ceny? Jeśli nie podkręci mnie kolekcja, to jest szansa, żę sprawę załatwi goła pierś? Nagie kobiece ciało pojawia się w wielu niewybrednych reklamach, jako „zachęta” do kupna i gdy widzę ten sam manewr w lookbook’u to się denerwuję.
Najbardziej martwi mnie jednak kolorystyka, bo żałobnej gamy barw jest aż nadto na sklepych półkach w sezonie jesienno-zimowym.
Czytam też opis kolekcji, co też nasuneło mi kilka uwag: cięcie materiału w prostokąty i trójkąty można zareklamować jako bardziej „eko” produkcję odzieży, ponieważ nie marnują się skrawki, które są efektem bardziej skomplikowanych wykrojów. Druga sprawa: proponuję dwukropek zamiast średnika po słowie „cięciach”.
Zaraz potem rozbawiło mnie sformułowanie określające cięcia jako „wertykalne” i „horyzontalne”, bo to piękny przykład na to, jak można skomplikować słowa „pionowy” i „poziomy” (choć zakładam jeszcze możliwość, że w krawiectwie być może tak właśnie określa się cięcia i ma to znaczenie). Natomiast inspirowanie kolekcji martwym ptactwem – naprawdę nie wiem, co o tym myśleć. Osobiście nie chciałabym wyglądać jak martwy gołąb, ale co kto lubi.
Czego jestem bardzo ciekawa, to zabawy w taki sposób wyciętymi ubraniami i możliwościami ich dowolnego układania na sylwetce. Jak daleko może posunąć się taka dowolność i czy rzeczywiście z jednego cięcia możemy uzyskać np. dwie formy ubioru – to mnie intryguje.
Zaletą są niewątpliwie dobre gatunkowo tkaniny, które uzasadniają też podane ceny. Zakładam, że jeśli coś jest „z wełny” to jest to 100% wełny, a nie wełna z domieszkami – w przypadku domieszek wolałabym wiedzieć, co i w jakich proporcjach istnieje w materiale.
Jeśli ktoś chciałby powiedzieć, że się czepiam i wybrzydzam, to cóż – tak właśnie jest 🙂 Nie zmienia to faktu, że cieszy mnie, kiedy polska firma projektująca ubrania odnosi sukces, a to, że nie trafia taka propozycja w moje preferencje i w kieszeń, to zupełnie inna sprawa.
A teraz pójdę zzielenieć z zazdrości o cukiernicę. Chcę ją mieć 😉
modologia
11 lutego 2012*ups, zjadło mi „ow” w słowie „sklepowych”…
Krystyna Bałakier
11 lutego 2012Zuo to moja ulubiona polska marka, choć rzeczywiście nie widzę w tych ubraniach krągłych, małych pań. Bardzo cieszy mnie popularność polskich projektantów. Jednym z moich faworytów w przyszłości jest p.Sebastian Kubiak z Wrocławia, który na razie tworzy niewielkie kolekcje, ale za to bardzo ciekawe. A cukiernica rzeczywiście bardzo stylowa,pozdrawiam
chaszmal
25 lutego 2012Czy wiesz może co to za cukiernica?