Miłość z serwisów randkowych

Ależ ci faceci są słabi – skomentowała Makowska, rozglądając się po pustawym już o tej porze Powiększeniu, a koleżanki z nią siedzące pokiwały żałobnie głowami.  – Przecież gdyby porządniej im złapać, toby umarli – uznała, wykrzywiła się i zebrała do wyjścia. Koleżanki  – też.

Za co Makowska konkretnie chciała mężczyzn łapać – możemy sobie wyobrazić. Ale nie żeby nie miała racji. No słabi są! Nawet nie ci, wspomniani, z Powiększenia, w niezgrabnych dżinsach, z niewciągniętymi brzuchami i wyrazem twarzy niesugerującym natłok intrygujących cech osobowości, ale ogólnie. Bo nie wiem jak państwo, ale ja w diagnozę Makowskiej skłonny jestem uwierzyć. Makowska i jej współbiesiadniczki są bowiem weterankami, jeśli można tak powiedzieć, serwisów randkowych. I z ich doświadczeń wynika, że mężczyźni powinni mieć prawny zakaz umawiania się przez Internet.

Oto śliczna i przedsiębiorcza  J. randkowała w sieci  z prawnikiem. Czuły, opiekuńczy, wydawałoby się przyzwoity. Każdy mejl był jak pieszczota, każde zdanie jak pocałunek, każdy wykrzyknik, wielokropek, jak dreszcz, spazm. W końcu umówili się. Na dworcu Gdynia Główna Osobowa, dokąd elegancka J. jechała dwie godziny sobotniego poranka mało stylową SKM-ką. No ale dla miłości można znieść nawet i to. – I już z daleka widzę, jak stoi w kamizelce wędkarskiej, z saszetką jakąś skajową na pasku zawieszoną, a w ręce obraca kluczyki z przypiętą do nich – i tu J. wygięła usta w podkówkę – maskotką-breloczkiem! I do brudnego samochodu mnie prowadzi. I tą śmierdzącą maskotką, pieskiem jakimś, krówką, cholera wie czym,  mi drzwi do auta otwiera! I on sobie wyobraża, że tym mnie zdobędzie?! – pyta J.

No wstrząs. Oczywiście, mężczyźni nic z tego nie rozumieją, bo uważają, że zawsze, w każdym wieku i bez prysznica są zajebiści i mogą w kobietach z dezynwolturą niejaką przebierać. Kobiety mają jednak inne zdanie i nie dziwi, że Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych PARPA bije, jak to się mówi, na alarm, że coraz więcej z nich pije.

Też bym pił. Zwłaszcza, że wspomniany prawnik po nieprzesadnie kunsztownym powitaniu („no hej”) rzekł: „mam czas tak do siedemnastej, bo potem matkę z ciotką do Rypina na groby zawożę”. Jak łatwo przewidzieć, J. kurtuazyjnie wypiła z nim herbatę (za którą w zasadzie sama zapłaciła, bo nie miał gotówki, a terminal wyjątkowo się zepsuł), po czym zabrała się z powrotem do SKM-ki ze swoją torebką marki Just Cavalli i tyle ją Gdynia z prawnikiem widzieli, a nadzieje na związek obiły się o tory i spadły z nasypu w krzaki, gdzie – niestety – leżą do dziś, obsikane przez okoliczne psy.

I pomyśleć, że to przykład pierwszy z brzegu! Inna historia – lekarz i dziewczyna z PR-u. Ona –  o pociągającej aparycji, krucha, lotna. On – przystojny. – Ale tylko w kitlu – prostuje ona – bo jak na pierwszej randce pokazał się w polarze z plecakiem narzuconym na jedno ramię i zagadał: „to gdzie idziemy, bo ja się na mieście nie lansuję, a wy w pi-arze to jesteście w knajpach oblatani” to właściwie był już spalony. Albo to: „najchętniej to bym pracował w banku, tam łatwy pieniądz jest, zarobiłbym i by się żyło, a tak to człowiek żałuje, jak to życie się potoczyło” – zwierzył się pewnej F. 39-letni chemik (i pomyśleć: wyższe wykształcenie!). Albo: – Czy coś się stało, bo jakoś zamilkłeś? – spytała miękkim głosem Anna Z., choć szlag ją już trafiał, że przez pół godziny spaceru facet nie odezwał się ani razu. – Nie, ja potrzebuję trochę czasu, żeby się rozkręcić – odpowiedział i zamilkł na kolejne pół godziny, a Z. postanowiła poszukać kawałka suchej gałęzi (w parku bowiem to było), by się powiesić.

Ewentualnie: „mniej słów, mniej szkód” – ryknął do innej mojej znajomej, która też męskim milczeniem zmartwiona była, zapoznany w sieci Henryk C., ordynus, jak się okazało, choć pisał jej cytaty z rosyjskich romansów. Znajoma po samych jego oczach poznała wówczas, że jeszcze spotkanie, dwa i byle gestem tak go wkurwi, że jak jej przypieprzy, to największe Rejbany siniaka nie przykryją.

No więc, jak już sobie wyjaśniliśmy, mężczyźni nie powinni chodzić na randki z sieci. Kobiety powinny umawiać się na nie same. Tak też zrobiła Makowska! Było tak: ciągle widziała na czacie pseudonim Katja. Tak jakoś wyszło, że się zgrały i spotkały. Nic z tych rzeczy – ot, czysto koleżeńsko. I jakież zdumienie nastąpiło, gdy od słowa do słowa zgadały się, że rzeczona Katja spotkała się kilka razy z eksem Makowskiej! I o Makowskiej wie od niego właściwie wszystko! Ile trwał związek, jak się skończył, czego Makowska słuchała, a czego nie słuchała, jaką pyszną lasagnę robiła, co teraz z kredytem itp. Eks zapraszał Katję do siebie na pizzę, chodzili na sushi, godzinami (!) rozmawiali…

– Ale ciepło się o tobie wyrażał, z dużym szacunkiem – zapewniła Katja. – On mówi, że jest niegotowy na związek ani nic i tylko oferuje przyjaźń  – zdradziła Katja i dodała: „tylko wiesz, jednak sporo dziewczyn do niego w weekendy przyjeżdża z różnych miast i chyba mają na coś nadzieję, więc muszę mu powiedzieć, żeby jednak uważał…”

I w ten sposób – bo przecież nie dzięki pierdołowatym panom w polarach w Powiększeniu, bo takich widzi, jak kraj długi i szeroki – Makowska ostatecznie uświadomiła sobie, jak słabi są faceci. Żeby chociaż przeleciał co drugą internautkę, albo żeby skarżył się, zbluzgał, nawyzywał ją, Makowską, przy nich od szmat! Ale nie: on, subtelny i wrażliwy nagle taki, oferuje przyjaźń i ciepłe słowo o swojej byłej! Żeby choć przez chwilę oni się tak w małżeństwie z tą Makowską przyjaźnili, jak on teraz z Sympatią.pl…

16 Komentarze

  1. Patryk Chilewicz (@patrykchilewicz)
    11 czerwca 2012

    Chyba założę Twój fanklub, Michał.

    Odpowiedz
  2. Wężyk
    11 czerwca 2012

    Przecież to oczywiste, że normalny mężczyzna w serwisie randkowym konta nie założy, bo nie musi. Kobiety i tak wystarczająco do takiego lgną. To Makowska o tym nie wiedziała?

    Odpowiedz
  3. MichalMarczewski
    11 czerwca 2012

    znam gorsze przypadki – kolesi co szczycą się swoimi studiami, pracą i obyciem a trzymają brudne gacie miesiąc pod stołem razem z lepkimi talerzami z kilku posiłków…
    albo są jeszcze tacy co chcą tylko pogadać ale po otrzymanym mailu spamują pocztę dziesiątkami zdjęć penisa i zakolczykowanych sutków…

    Odpowiedz
  4. yanav
    11 czerwca 2012

    Reblogged this on yanav and commented:
    Bardzo podoba mi się ten wpis. Dowcipny i niestety prawdziwy.

    Odpowiedz
  5. czupryn
    11 czerwca 2012

    Cholera, też mam breloczek-maskotkę. Farfocel się zwie.

    A tak serio – ogólnie umawianie się przez internet jest nieporozumieniem z psychologicznego i biologicznego punktu widzenia. Żeby właściwie ocenić człowieka trzeba mieć z nim personalny kontakt, a nie ślinić się do zdjęć i w trudzie pisanych wypocin na czatach. No ale jak babom się nie chce tyłków z czterech kątów wynieść to później trafiają na takie odpady 🙂

    Odpowiedz
  6. Ewa
    11 czerwca 2012

    Michał, bingo! Fajnie, że jesteś i że czasem coś napiszesz. @patrykchilewicz – jakby co, to zgłaszam do fanklubu:)

    Odpowiedz
  7. Dahlia
    13 czerwca 2012

    tekst bardzo mi się podoba i rozbawił mnie autentycznie, czytałam z zaciekawieniem, pewnie dlatego, że mnie nie dotyczy, zawsze się zastanawiałam, jak działają te serwisy randkowe i co tam „ciekawego” można ze społeczeństwa wyszperać, i tu proszę, same perełki 😀

    Odpowiedz
  8. Zalewski
    13 czerwca 2012

    Historie oczywiście zabawne. Przynajmniej dla nas, którzy nie musieliśmy w tym bezpośrednio uczestniczyć. Nie zgodzę się jednak ze stwierdzeniem, że portale matrymonialne z zasady są złe. Jeśli ktoś traktuje kontakt wirtualny na równi z realnym i na jego podstawie wyrabia sobie opinię i buduje oczekiwania, to nie ma się co dziwić, że potem wielkie rozczarowania są. Przecież te serwisy nie są do budowania więzi (bo się nie da) ani wyrabiania sobie opinii o ewentualnym partnerze (bo często wykreowany wizerunek jest fałszywy, a przynajmniej przekoloryzowany). To platforma kontaktowa służąca do umawiania się. I dopiero po tym akcie powinny następować dalsze ewentualne procesy związkotwórcze.

    PS A tekst jak zwykle czyta się znakomicie.

    Odpowiedz
  9. taki_jeden
    6 lipca 2012

    Wypowiem się krótko, bo tekst choć ciekawy i na pewno oparty na faktach (co zresztą można zweryfikować już spoglądając na panów spacerujących ulicami polskich miast), moim skromnym zdaniem wpisuje się w tendencję krytyczną wobec mężczyzn graniczącą wręcz z mizoandrią.
    Otóż znajdujemy tutaj grupkę pań z entourage autora blogu, które źle trafiły i postanowiły się pożalić, co autor wziął za dobrą walutę by skrytykować (co staje się tendencją na blogach poświęconych modzie męskiej) mężczyzn. Jak już powiedziałem do pewnego stopnia jest w tym racja, ale nie zapominajmy, że jednak niektóre panie spodziewają się spotkać księcia z bajki, same nie będą księżniczkami. Nie spotkałem się nigdy w Internecie z podobną tendencją krytyczną wobec kobiet. Wydaje mi się to dość ciekawym zjawiskiem, podobnie jak równouprawnienie kobiet, którego jestem gorącym przeciwnikiem (proszę nie mylić z równouprawnieniem płci!).

    Odpowiedz
  10. Czytelnik w drodze
    25 sierpnia 2012

    hm… coś w tym jest. Ale to i tak mało. Brudne talerze? Można pozmywać! Ale jak spotkanie trwa 50 min. z tego osobnik ciągle mówi jaki jest the best, siadasz w knajpie na pl Zbawiciela, zamawiasz kawę a on ciągle gada (kim to nie jest, co nie osiągnął i dorzuca do tego artysta coś o automacie do coca-coli w Polsacie) i pijesz kawe i dalej słuchasz i pod koniec filiżanki wstajesz a on gada, zakładasz płaszcz, a ten dalej gada, mówisz cześć a on dalej gada, wychodzisz i już nie słyszysz bo jesteś za drzwiami to zastanawiasz się czy dalej gada czy przestał i jak znoszą to inni co tam zostali. Faceci są słabi. Jestem słaby, wyszedłem.

    Odpowiedz
    • michalzaczynski
      25 sierpnia 2012

      O matko. Co to za czasy, że ludzie na randkach o automacie coca-coli opowiadają?! I to w Polsacie?

      Odpowiedz
  11. Antonina
    15 października 2013

    Hahahahaha, Panie Michale, iscie znurzony faktami tekst. Niestety, musimy przyznać, my kobiety, że jesteśmy w najgorszej sytuacji. Faceci są słabi, ale każda potwora znajdzie sobie amatora. Pozostaje nam więc tylko modlenie się, że w końcu potwór się znajdzie i nie będzie nam opowiadał o Automacie coca-coli w Polsacie i chwalił się ile dup wyrywa codziennie w klubach, albo pieprzył o moich oczach jako o gwiazdach. Let’s pray.

    Odpowiedz

Odpowiedz do MichalMarczewski

Anuluj odpowiedź