Kogo nie zobaczymy na fashion weeku w Łodzi

Moda | 14 lutego 2012 | 82 komentarze

– Tej wiosny nie pokażemy się na łódzkim fashion weeku. Na sto procent – zapewniają mnie Marcin Paprocki i Mariusz Brzozowski. Nie oni jedyni. W kwietniu nie zobaczymy bodaj połowy projektantów z poprzedniej edycji.

Nie wiadomo jeszcze, kto pokaże swoją kolekcję na najbliższym fashion weeku. Jutro spotkanie rady programowej, na którym obejrzymy zgłoszenia i zdecydujemy, kogo zaprosić do Alei Projektantów (więcej o  radzie: https://fashionweek.pl/pl/fashionphilosophy/rada-programowa.html). Wiadomo natomiast, kogo na FashionPhilosophy zabraknie.

Oprócz Paprockiego & Brzozowskiego (powodów nie podali; przyznali, że pracują nad dwiema nowymi kolekcjami i kostiumami dla Opery Bałtyckiej; rzekomo jednak impreza stała się dla nich „zbyt komercyjna”) i Zuo Corp. (więcej tu: https://michalzaczynski.wordpress.com/2012/02/11/suknie-ludzi-stylowych-zuo-corp/)  zabraknie Joanny Paradeckiej.

– Może pojawię się w roli widza – mówi Paradecka. Jej zdaniem za dużo jest w Łodzi towarzystwa wzajemnej adoracji, a za mało kupców, będących trzonem każdego fashion weeku. Każdego, może poza tym łódzkim. Z powodu braku kupców nad swoją obecnością w Łodzi zastanawia się też Dawid Tomaszewski, jedna z największych gwiazd ostatnich edycji (więcej o ostatniej kolekcji Tomaszewskiego tu: https://stylzycia.newsweek.pl/lodzki-tydzien-mody–ortalion-i-hel,84214,1,1.html)

Na offach na pewno zabraknie (znów) Ani Kuczyńskiej, ale też Jacka Kłosińskiego aka Hyakinth.- Doszedłem do momentu w którym chcę rozdzielić Hyakintha od Jacka Kłosińskiego, dlatego być może Hyakinth pojawi się w przestrzeni showroomu, żeby pokazać kierunek w którym ma zmierzać marka – mówi Kłosiński.  Przyznaje też, że „nie czuje już off-u”, a na Aleję Projektantów nie ma czasu.

Podobnie jak Maldoror, który zamiast pokazu na off-ie wolałby Aleję. Na co zresztą jest całkiem gotów. Pod względem umiejętności i talentu, bo pod względem  finansów, potrzebnych na zrobienie pełnej kolekcji – już niekoniecznie.

Brakiem czasu swoją nieobecność na fashion weeku tłumaczą też WP Onak (marka Polygon, znakomity debiut na poprzednim FW) i Marcin Podsiadło, obydwaj mieszkający w Londynie.  – Nie mam ciśnienia na Łódź, zwłaszcza, że pracuję nad projektem w Londynie, a Łódź nie przynosi sprzedaży. Będę chciał się pokazać w październiku – tłumaczy Onak.

Podsiadło natomiast wróci do Łodzi za rok, gdy skończy studia. Przyznaje jednak, że wielu widzów fashion weeka to osoby przypadkowe, przez co ma do niego „coraz mniejsze przekonanie”.

Nie zobaczymy też Pauliny Połoz, która udaną kolekcją zadebiutowała na offach w ubiegłym sezonie (będzie tylko w showroomie ze swoją marką Neogotik), Agaty Koschmieder ( – W trosce o poziom imprezy nie zgłosiłam się w tym sezonie – żartuje gorzko, odnosząc się do faktu, że w poprzednim sezonie nie zakwalifikowała się do Alei) oraz Łukasza Jemioła. – Na 90% mnie nie będzie. Pracuję teraz nad męską marką odzieżową, poza tym zabrakło mi na poprzedniej edycji wielu mediów. No i kupców – zapowiada Jemioł. Przyznał, że z pism jedynie „Newsweek” i „Elle” pokazały jego ostatnią kolekcję.

Swojej obecności nie potwierdzili też Joanna Klimas oraz Bohoboco. – Nie zdążyliśmy wysłać zgłoszenia, ale problemem są też same zasady zgłaszania się – przyznaje Michał Gilbert Lach z Bohoboco, mając zapewne na myśli procedury kwalifikacyjne, zamiast bycia wpisanym w kalendarz FW awansem.

Lista nieobecnych jest zatem całkiem długa. I zapewne otwarta.  Napisać, że najbliższa edycja – z racji nieobecności tylu projektantów – nie będzie udaną byłoby niesprawiedliwe i obraźliwe wobec tych, którzy zdecydowali się wziąć w niej udział. Problem jednak jest poważny. Ledwo łodzki fashion week zaczął się rozwijać, okrzepł, pokazał, że mamy w Polsce sporo ciekawych lub dobrze zapowiadających się twórców, którzy rozumieją, na czym polega moda, a już jakby zaczął się kurczyć. Projektanci (tylko anonimowo! – proszą) skarżą się też na fatalne modelki, szwankującą organizację, małą liczbę zaproszeń dla własnych gości, brak prestiżowych sponsorów i relacje osobiste z organizatorami.

Szef łódzkiego tygodnia mody Jacek Kłak, którego poprosiłem o komentarz ironizował, stwierdzając, że coraz większą liczbę projektantów dotyka  problem przygotowania kolekcji co pół roku, kiedy nie umie się jej sprzedać. – Niestety, nie ma handlu designerami, nie ma butików i rynek jest trochę fikcyjny. Inna sprawa: to ewenement, że dajemy możliwość projektantom pokazania się za darmo. Szef IMG Group, który zarządza fashion weekami w Europie, był zszokowany, gdy mu o tym powiedziałem ostatnio w Berlinie. A ja już nie chciałem nawet tłumaczyć , że u nas trzeba miesiącami kogoś prosić o udział, fundować hotele, full serwis…– mówi Kłak.  – Zresztą warszawski foch też nie jest tu bez znaczenia, bo to składowa tej patologii – dodaje szef FashionPhilosophy.

Z takiej wymiany zdań i poglądów nie może wyjść nic dobrego. A na pewno nie dla polskiej mody. Dużo tu przerzucania się winą. Coraz trudniej połapać się, co jest skutkiem, a co przyczyną stanu rzeczy. Bez dobrej woli, konsekwencji i poważnego podejścia projektantów (no przepraszam, ale co to za argument „brak czasu” ?!),  ale też bez uwzględniania przez organizatorów ich próśb, czy opinii i zadbania o (wreszcie!) poprawną komunikację FashionPhilosophy może z czasem stać się drugorzędną  imprezą dla początkujących projektantów, w najlepszym razie przeglądem kolekcji dyplomowych. I pomyśleć, że tyle lat na fashion week czekaliśmy.

fot. Łukasz Szeląg

82 Komentarze

  1. Pan Dzban
    14 lutego 2012

    „…– mówi Kłak. – Zresztą warszawski foch też nie jest tu bez znaczenia, bo to składowa tej patologii – dodaje szef FashionPhilosophy.,, – Panu Jackowi Kłakowi proponuje poluzowanie szalika, bo najwyraźniej nie zdjemowany od ostatnich 3 edycji ,,ŁÓDZKIEGO TYGODNIA MODY’, nadmiernie uciska rdzeń kręgowy i powoduje zablokowanie dopływu krwi do mózgu co powoduje ,, patologiczną” arogancję i głupotę.

    Odpowiedz
    • Pan X
      14 lutego 2012

      Pan Kłak po części ma rację.

      Odpowiedz
  2. J.O.B.
    15 lutego 2012

    Co pan Kłak ma tego nie wiem, ale cieszę się, że wreszcie mogę zacząć myśleć o zaprzestaniu psioczenia na tego bloga.

    Odpowiedz
  3. Jacek S. Kłak
    15 lutego 2012

    Historia lubi się powtarzać. To są dokładne cytaty z lat 90 tych, kiedy polski rynek modowy był zgoła inną sceną, nie znającą pojęcia projektanta i o jego wartości stanowiły rodzime marki odzieżowe: Vistula,Próchnik, Modena,Markit,Magnum Maloa,Telimena,Hexeline,Ola Styl Studio,dziesiątki innych….Niby zupełnie inny świat ale…….ciąg zdarzeń podobny.Brak strategii marketingowej,brak zaplecza do działań eksportowych,niedojrzałość do tworzenia i budowania silnej marki ,lekceważenie konkurencji powoli pojawiających się marek zagranicznych (na pocz lat 90 tych na polskim rynku nie było przedstawicielstw marek zagranicznych,rynek był całkowicie opanowany przez polskie firmy) to były codzienne zjawiska które z niepokojem zauważaliśmy w tamtych czasach. Ale szefowie tych firm (dziś na pewno przyznaliby rację) postrzegali rynek jako worek bez dna który wchłonie wszystko i nie trzeba się wysilać..Jaki mamy finał? Z kilkuset dużych firm zostało Hexeline,Monnari,Simple,Solar,Deni Cler a także Reserved ,Big Star……Reszta najpierw się obraziła na imprezy targowe, potem zrezygnowała z pokazów mody (w latach 1992-98 produkowalismy tylko jako Moda Forte kilkadziesiąt pokazów rocznie!!) potem zlekceważyła powstające sieci handlowe wpuszczając do butików konkurencję z Europy (śmiano się wysokich czynszy w galeriach) a potem powoli w ciszy zaczęła upadać.Poprzedni rok to upadek Markit (ponad 1 mln sztuk odzieży rocznie w roku 1995),Torpo Toruń (największa firma przeszywajaca) Sunset Suit-zgłoszona upadłość niedawno,Mody Polskiej, nie ma Telimeny…..Dlaczego o tym piszę i co to ma wspólnego z dzisiejszym rynkiem projektantów? Ano ma…..Nic nie może żyć w próżni.Projektant ma sens kiedy projektuje dla konkretnego użytkownika,umie to wyprodukować i sprzedać.Potrafi być konkurencyjny na rynku,potrafi stosować podstawowe zasady marekting mix i umie ocenić choćby podstawowo swoje możliwości i szanse rozwoju w stosunku do rynku jakim jest rynek odbiorców.Bo moda to jednak bardziej towar a nie zmurszała galeria sztuki. Projektant ma sens kiedy ma zaplecze(pracownia,produkcja i jej przygotowanie i wsparcie (marketing,sprzedaż),kiedy potrafi znaleźć i zaakceptować agenta którego podstawową rolą jest budowane sprzedaży czyli znalezienie kupców !!! (a nie oczekiwanie ,że zrobi to za niego Fashion Week. Sprawa Agentów w Polsce to osobny temat o którym nie chcę się rozwodzić ale na pewno Agent w marce odzieżowej czy projektanckiej nie jest od dopasowywania terminów kolekcji do znalezionego sponsora .Na tym nie polega praca Agenta na świecie aby budować markę dla wspierania innej marki i tworzyć tylko od eventu do eventu swojego sponsora. To krótko i zwięźle o tym o czym staramy się komunikować podczas Fashion Week na wykładach na które niestety mało kto z projektantów przychodzi. Wiedza z WGSN,Nelly Rodi czy specjalistów od sprzedaży na razie mało pociąga. Smutne.
    Ja nie ironizuję mówiąc, że projektanci nie dają rady z przygotowaniem 2 kolekcji rocznie, tylko stwierdzam ze to często smutna rzeczywistość do której nie każdy chce się przyznać. Jean Paul Gaultier przygotowuje ponad 12 kolekcji rocznie bo jest geniuszem ale cóż by było z jego geniuszu gdyby tego nie sprzedawał!
    I już zupełnie na koniec.Nic nie stoi na przeszkodzie aby przywieźć swoje modelki (jako robią to inni na Świecie) swojego reżysera , stylistę, przygotować profesjonalną wizualizację (bo ściany ledowe nie wykorzystujemy nawet na 30% ich możliwości ),zaprosić swoich kupców,swoich gości o których na świecie dba zespół PR (przed prawie każdym pokazem na recepcji ląduje pula zaproszeń z puli których designerzy nie wykorzystują -wiele razy z komentarzem „rozdajcie to komuś”). Jeśli już porównujemy Łódź do innych wydarzeń to informuję: w Paryżu,Londynie,NY,Berlinie,Dubaju,Moskwie itd…pokaz kosztuje. Fashion Week zajmuje się zapewnieniem podstawowej obsługi i komunikacją w ramach imprezy bo strona art to już inicjatywa projektanta i jego zespołu. Zapewniam ,że żaden organizator FW nie rozdaje uczestnictwa za free……. i pewnie własnie dlatego bardziej docenia się jego wysiłki.
    Tylko dzięki łódzkiej imprezie polscy projektanci zostali zaproszeni do Moskwy,Lizbony,na dzeń polski dedykowany na IGEDO,Wiednia,na showroomy Berlina.Wcześniej byliśmy białą plamą ( z małymi rodzynkami potwierdzającymi regułę) na arenie zagranicznej.
    Artykuł do którego się odnoszę to jak zwykle próba wsadzenia kija w mrowisko (chyba się udało Panie Michale) ale przyczyn szukajmy głębiej.Za kilka lat kiedy miejsce w butikach zdominują projektanci Włoch ,Portugalii (niektórzy świetnie przygotowań do ekspansji) będziemy z łezką w oku wspominać nazwiska, których już na scenie nie ma.Tak jak to dzisiaj o 5 rano zrobiłem wspominając polskie firmy. Ciao.

    Odpowiedz
    • martyna nawrocka
      15 lutego 2012

      Co do organizacji: słyszałam psioczenia na organizatorów, wiem, ze projektanci mają swoje tzw. wąty, wiem też, że kilka osób personalnie było trudnych do współpracy, ale jako nie-projektant nie mam podstaw żeby w tej sprawie się wypowiadać. Jeśli chodzi o tę grupę z obsługi z którą miałam do czynienia jako „media” – wszyscy zasługują na ordery walecznych i ja osobiście nie mam podstaw do narzekania na nic.

      Natomiast w 100% zgadzam się z argumentem, że duża część projektantów wystawiajacych się na FW ledwo zipie, nie wyrabia się, sama jest sobie sterem, żeglarzem i okrętem, nie ma „pleców” złożonych z (inteligentnych) ludzi typu rezyser czy PR. Oczekują oni, nawet nie tyle, że wszystko za nich zrobi Moda Forte, ile że wszystko zrobi się samo.

      Tak się składa, że przypadakiem nauczam studentów projektowania odzieży i biżuterii (nauczam ich czego innego) i kiedy rozmawiam z nimi o promocji, jestem załamana kompletnym brakiem zrozumienia dla kwestii „sprzedania się”. Większość z nich jest przekonana, że wystarczy zrobić i powiesić do szafy – kariera sama się zrobi. Powyższy post mnie bardzo zmartwił, bo jeśli Pan ma rację, to znak, że z tego się nie wyrasta…

      Tylko FW w pewnym sensie sam sobie to robi – to super, że pokaz mozna miec za darmo. Naprawdę. Tylko ze to przyciąga stada ludzi początkujących, niegotowych, niedojrzałych do tego, by wypluwac z siebie kolekcję 2 razy do roku. Większość z nich pokazuje sie raz i nie wraca. Więc jak niby mają być dojrzali do właściwego PR, w ogóle, do właściwego postrzegania tego biznesu?

      Marek na tym etapie, że są JUŻ dojrzałe do wystąpienia, ale JESZCZE nie do tego, by płacić, jest promil.

      Z kolei polscy „wielcy” w dużej części olewają FW ciepłym moczem i jadą do Londynu i Paryża. To tu jest pies pogrzebany. Zgadzam się z panem Zaczyńskim, że event się może zamienić w przegląd wannabies, jesli ktoś czegoś z tym szybko nie zrobi (co nie oznacza, że wiem co. Nie wiem nawet, czy to możliwe).

      Wymądrzanie się jest złe, ale czcze malkontenctwo jest gorsze. Ponieważ więc zalezy mi na tym, by fw był i BYŁ na poziomie, pozwalam sobie na kilka uwag:

      Osobiście, uważam, ze możnaby wyraźnie oddzielić młodocianych wannabies od projektantów Offowych, bo nie dziwię się, że Kłosiński i Matląg mają dość Offa, jesli wystawiać się musieli obok AŁ i paru innych czwartkowych projektantów (których natychmiast wymazałam z pamięci). Jakiś czas temu offowe były szwy na wierzchu i postrzępione krawędzie, toteż się młodym trochę w głowach pokręciło i zaczęli uważać off za kącik dla tych, co się jeszcze szyć nie nauczyli. To trzeba jak najszybciej powstrzymać, bo jedna z 3 głównych gałęzi eventu szczeźnie.

      Nic nie stoi na przeszkodzie, by dzieciarnia wystawiała się w ramach innej grupy imprez – byłyby: Aleja, Off i Przedszkole, do Przedszkola widzowie wchodzą za free.

      Dobrym pomysłem było sprzężenie czasowe łódź design z FW. Marzyłoby mi się sprzężenie wejściówkowe (do showroomu, nie na pokazy, rzecz jasna), ale wiem, że to trudne.

      Przeanalizowałabym też kwestię Showroomu. Może dniem otwartego zwiedzania nie powinien być dzien 1 (kiedy nic nie było gotowe i w miasto poszła nieuprawniona fama, że event jest fatalnie zorganizowany), a dzień ostatni (kiedy projektanci mogą zrobić rachunek sumienia i przeceny, a także wystawić na sztenderach rzeczy z pokazów. Być może klienci, którzy byli w piątek, wracaliby w niedzielę, by ich dotknąć). Ot, tylko kilka uwag, żeby nie było, że Polak niekonstruktywnie marudzi.

      pozdrawiam i życzę powodzenia.

      Odpowiedz
    • kwasek leon
      15 lutego 2012

      czlowieku o czym ty piszesz Monnari to najwięksi złodzieje Misztal i jego kompan od społki powinien juz dawno siedzieć ,czekam z umiłowaniem na to bo oliwa sprawiedliwa kiedys na wierzch wypływa

      Odpowiedz
    • Jerzy Gaweł
      7 marca 2012

      Tak. Tak jest Jacku, a jak będzie to zobaczymy. Masz wizję to masz i krytykantów. Łączę pełne wazeliny pozdrowienia od SAPU i do zobaczenia na kolejnej edycji!

      Odpowiedz
  4. gość
    15 lutego 2012

    Tak to się u nas niestety porobiło, że „wielcy projektanci” strzelają fochy, a „maluczkich” niekoniecznie chce się dopuścić. Kłopoty wynikają z braku porozumienia obu stron ze względu na zbyt rozrośnięte monstrualne ego.Szkoda……

    Odpowiedz
  5. Pat
    15 lutego 2012

    no nie jest to najbardziej prestiżowa impreza roku, fashion week w łodzi ssie pałkę i to słabo.

    Odpowiedz
  6. Katarzyna
    15 lutego 2012

    Na imprezy FW przychodzą młodzi ludzie z „ulicy” psudo blogerzy modowi, szukający inspiracji i zdjęć na swoje blogi modowe. Nie jest to impreza modowo- handlowa ,”kupcy” to łowcy rzeczy po przecenach. Brak korzysci obopólnych dla projektantów i organizatorów.

    Odpowiedz
    • Angel
      17 lutego 2012

      tak się składa że ci pseudo blogerzy robią wielu projektantom olbrzymią reklamę za free, kupują ciuchy projektantów i w dodatku często płacą za wejściówki więc nie pieprz głupot, jak się nie znasz …

      Odpowiedz
  7. Inga
    15 lutego 2012

    Droga Katarzyno, akurat blogerzy (jak ich nazwałaś „pseudo”) krzywdy FW nie robią. Tak samo jak dzieje się to na najbardziej znanych Tygodniach Mody, gdzie są chętnie zapraszani. Świadomość tego, że na sukces projektanta składa się kilka czynników byłaby pomocna zanim wyrazi się jakąkolwiek opinię. Natomiast zgodzę się, że nie jest to impreza handlowa (bardziej impreza towarzyska), a taką powinna być w znacznej mierze.

    Odpowiedz
  8. h.
    15 lutego 2012

    Z jednej strony faktycznie jest masa ludzi patrzących, a mało kupujących. Przez to koszty przygotowania się do takiej imprezy przewyższają korzyści z niej wynikające-poza prestiżem pokazania się w Łodzi.Pytanie,czy wszyscy uważają to za prestiż.
    Z drugiej strony na ostatnim ŁFW, wśród stoisk widziałam jakieś 2, może 3 z rzeczami które chciałabym kupić. Reszta była po prostu mało ciekawa- wszystko można zobaczyć w zwykłym sklepie, szmateksie, bądź na bazarze.
    Cudownie byłoby zobaczyć w strefie showroomów więcej projektantów , nowych pomysłów i ogólnego „bałaganu”, a mniej cepelii.

    Odpowiedz
  9. Jacek S. Kłak
    15 lutego 2012

    Do Katarzyny: Coraz częsciej zauważamy maluczkich i coraz bardziej w nich wierzymy. Mozliwości zawsze są. Wprawdzie nIe jest tak ,że od razu się wchodzi na główną scenę i do głównej roli. Jest Showroom w którym może wziąć udział każdy, a z którego często też „werbują” do imprez w Europie,jest też strefa Off.
    Jest możliwość wejścia na zasadach pół komercyjnych (kryjąc część kosztów) bo część pokazów
    nawet na głównej scenie jest otwarta dla wszystkich ale na zasadach komercyjnych.
    Nie płacą Ci którzy przeszli weryfikację Rady Programowej ,ktora to Rada typuje najlepszych ich zdaniem. Tym designerom finansujemy wszystko. Ale to nie znaczy ,że FW jest to zamknięta strefa ,albo jak wielu sugeruje „towarzystwo wzajmnej adoracji” .
    Jeszcze w kwestii wyartykułowanych „roszczeń” niektórych projektnatów przypomnę jednak ,że w 1989 roku ogłoszono oficjalnie koniec komunizmu w socjalistycznym PRLu i w obecnych czasach trzeba wykonać nieco wysiłków bo nie wszystko każdemu się należy.Ten czas minął bezpowrotnie ale niektórym zostało w genach.:)
    I aby nie kończyć w minorowej atmosferze to zawiadamiam prosto z obrad Rady Programowej która dziś kwalifikuje do Alei Designerów i Offu-wśród ponad 100 aplikacji znalazły się znakomite kolekcje.

    Odpowiedz
  10. Janek nie muzykant
    15 lutego 2012

    Myślę, że problem nie leży w samym wydarzeniu i oferty jaka skierowana jest do projektantów, tylko w Panu – Panie Kłaku. Komentowanie artykułu na blogu, w taki sposób przypomina mi trochę kłótnię o miedzę – cóż Łódź miasto robotnicze, z domu pewnych wartości i zachowań się nie wynosi), coraz bardziej wychodzą z Pana nie kłaki a słoma. Pięknej analizy dokonał Pan na temat polskiego rynku mody. Proszę się nie dziwić , że ludzie nie chodzą na Pana wykłady, czasem lepiej pójść zrobić pranie i zakupy niż płacić za spotkanie z kimś kto obwołuje się sam autorytetem, a posiada mniejsza wiedzę od zgromadzonego audytorium. ( Pana wypowiedź na temat Husseina Chaleyana, na jednym z wykładów krąży jako humoreska od dłuższego już czasu). Nie wiem czy powinien Pan tak płomiennie wspominać osiągnięcia Mody Forte, bo to potwarz dla profesjonalnych agencji modelek jak model + i Division, które w swojej stajni mają prawdziwe modelki, a nie sparaliżowane hostessy od piwa. ( Czyżby decyzja zlikwidowania warszawskiej ,,filii” była podyktowana nieuczciwą konkurencją?) Rozumiem, że jako znawca mody i panujących tam globalnych reguł, nie widzi Pani nic zdrożnego w zaproszeniu jako sponsora ,, prestiżowego wydarzenia” marki Blow, bo nie mam pewności czy ,,blow job” robi organizator, marce, czy zupełnie odwrotnie. Czy uważa Pan, że takie autorytety jak Diane Pernet, oczarowane gorącym przyjęciem jej festiwalu podczas majowej edycji wydarzenia, jeszcze powrócą do Polski. Rozumiem, że pokaz bielizny Atlantica i Teresy Kopias oraz udział Edyty Herbuś w pierwszym rzędzie ma dodać prestiżu całej imprezie. Czy międzynarodowa prasa według Pana to pies przebrany za wróżkę w pierwszym rzędzię. Rozumiem, że akredytację do Vip roomu dostał, bo w końcu..jego bloga czytają opiniotwórcze media hodowców owczarków i innych psów rasowych. Rozpisuje się Pan jak to dużo Panu, zawdzięczają polscy projektanci i jak bardzo są niewdzięczni, bo przecież przed FW w Polsce nie było mody. To ja Panu coś podpowiem. Przed Pana imprezą istniały już takie nazwiska jak: Gosia Baczyńska, Maciej Zień, Dawid Woliński, Tomasz Ossoliński, Ewa Minge, Krzysztof Stróżyna, Arkadius, Ania Kuczyńska, czy Paprocki & Brzozowski, którym bez nieudolnej próby manipulowania środowiskiem mody udało się osiągnąć ogromny sukces i w Polsce i za granicą. Najlepsze w tym jest to, że oni naprawdę mogą mieć Pana i Pańską śmieszną imprezę w głębokim poważaniu. Z lepszym , bądż gorszym skutkiem stowrzyli swoją sieć dystrybucji, promocji i buyerów!!!!
    Niestety czytając prasę , że FW w Polsce, ma bardziej na celu służyć promocji Pana i Pana Partnerki, niż polskiej mody. Niestety zależność wygląda tak może miec Pan głęboko gdzieś ,,patologiczną warszawkę”, ale niestety bez jej udziału i poważnego traktowania, będzie miał Pan konkurs złotej Nitki. Dla mnie jest Pan jak Katazryna Kanclerz, tylko polskiej mody.

    Polecam książkę, ,,savoir-vivre dla opornych”, kosztuje koło 30 zł, wrzuci sobie Pan ją w koszty imprezy, a może na przyszłość czegoś nauczy.

    Odpowiedz
    • BERNARD SACZUK
      16 lutego 2012

      Panie Janku nie muzykancie na wstępie komentarza Pana wypowiedzi dziwi mnie fakt że nie występuje Pan ” z otwartą przyłbicą” bo z treści tekstu można wywnioskować ze świetnie Pan Jacka zna i jest to zwykłe dla mnie tchórzostwo. Anonimowy atak tak aby ktoś nie mógł się zrewanżować z tego samego poziomu. jestem ciekaw żartu a propos Husseina Chaleyana, lubię kwasiki i chyba nie ma osoby której by sie nie zdarzyły. Co do agencji w Warszawie to mam jako taką wiedzę na ten temat ponieważ korzystałem z jej usług regularnie i jej koniec rzeczywiście nie wynikał z powodu nieuczciwej konkurencji a z faktu okradzenia jej przez nieuczciwego pracownika.
      W jednym momencie agencja straciła wszystkie czołowe modelki, wraz już wtedy topową Jagodzińską. To że Jagodzińska wyjechała wtedy do stanów było zasługą agencji Moda Forte (jak to bywa w życiu przy innej okazji mogła by już nie trafić w TEN moment) i po części ( malutkiej) mojej ponieważ nie miała wymaganych trzech publikacji do wizy pracowniczej. Na prośbę Jacka i Irminy wziąłem ją jako modelkę do sesji modowej……. po tym fakcie (oszustwa) chyba stracili serce do tego rodzaju działalności….. Proszę pamiętać że Moda Forte to głównie produkcja pokazów i sesji…z której usług korzystało wiele redakcji oraz setki osób miało pracę którą wspomina sie do dzisiaj łezka w oku. Co do BLOW była to wpadka nie wątpliwa, może trzeba było dokładniej ich zweryfikować, ale w świetle projektantów których Pan wymienił i pokazów z pralkami, laptopami, innymi gadżetami można się zastanowić czy taka wielka. To tylko pieniądze i aż pieniądze bez których żadna impreza odbyć się nie może….. Co do Diane Pernet to jest chętna jak najbardziej…tylko to kosztuje. Dylemat wziąć BLOW i mieć kasę na Diane czy nie. CO by Pan zrobił? To są tego typu dylematy na każdym kroku. Pokaz Kopias i Atlantica były wydarzeniami towarzyszącymi kto nie chciał nie musiał iść. Ja nie widziałem ani jednego ani drugiego…skoro Pana to tak razi to po co się tam pan pchał…… CELEBRYCI brać ich czy nie brać oto jest pytanie. Sporo Projektantów burzy się że ich jest za mało, dziennikarze chwalą ze jest ich tak mało…Nie ma złotego środka…..a może jest w/g mnie brać ale umiejętnie. zresztą jak już sie pojawi to co mamy nie wpuścić……Cym zapraszam na recepcję do rozwiązywania takich problemów jak celebryta mówi że nie ma baga ale jego twarz jes jego wejściówką….:) Co do promocji samych siebie to chyba monitoring prasy chyba nie przesłał nam tych rzekomych artykułów, prosimy o ich przesłanie. Lub podanie tytułów i dat. FW generuje jakieś 3500 publikacji w prasie i internecie. jeśli poda Pan choć 1/4 tej ilości gdzie rzekomo promują się twórcy FW to uznam pana tezę za słuszną.
      Pies ze skrzydełkami, facet w rajstopach, ktoś w koronie na głowie jeśli to Pana dziwi to nie powinien Pan się wypowiadać na temat tej imprezy, a właściciel pieska jest włascicielem portalu fashion Insider….. mógł Pan to sprawdzić bo to trochę jak z tym Chaleyanem. Tródno żeby przed FW nie istnieli projektanci no bo dla kogo byśmy go robili:)?… Nazwiska które Pan wymienił są i rzeczywiście będą ale dla ilu więcej projektantów jest miejsce przy nazwijmy to sponsorskim systemie pokazywania kolekcji. Jednego dwóch trzech….pięciu nie zauważa Pan efektu skali? ok 40 pokazów 40 nazwisk 40 szans na zaistnienie…bez jakichkolwiek znajomości czy kasy wystarczy być zdolnym i zrobić dobre zgłoszenie odszywając min 5 sylwetek. Znał Pan wcześniej Parola, Kłośińskiego, Plizgę, czy nawet to nie zadowolone Zuo….. I na koniec chyba,źle pan zinterpretował słowo „warszawka” jako urodzony warszawiak wiem dokładnie o co Jackowi chodziło….ale to trzeba albo nim być albo mieć styczność z tzw „warszawką”. No chyba że się nią jest? A już na koniec koniec polecam książkę ” Sztuka Wojny” kosztuje 14 zł i dowie się Pan z niej że nawet wroga należy szanować i co to jest honor bo za nie honorowe uważam pisanie „paszkwili” pod pseudonimem………..

      Z szacunkiem
      Bernard Saczuk

      Odpowiedz
      • J.O.B.
        18 lutego 2012

        wciąż jednak myślę , że na anonimowe prostactwo najlepszą trutką jest ignor. pan niemuzykalny janek zapewne właśnie doznaje mentalnej ekstazy w związku z ilościa poświęconego mu czasu i wysiłku. „Sztuka Wojny” fajna rzecz 😉

        Odpowiedz
  11. Agnieszka
    15 lutego 2012

    Szanowny panie Michale,
    Cieszę się, że nareszcie na Pańskim blogu pojawił się zadziorny, ciekawy artykuł, z którego wysnuć można refleksje daleko ciekawsze, niż kto kogo lubi i kto gdzie był. Dla Pana, jako komentatora mody, sytuacja taka z pewnością nie jest ciekawa, gdyż na wydarzeniu, które aspiruje do bycia głównym wydarzeniem modowym w Polsce, nie pojawią się ważni z Pana punktu widzenia projektanci, do wielu ważnych propozycji docierać będzie trzeba innymi drogami. Trochę więcej pracy. Jednak brakuje mi w Pana tekście solidnego określenia prawdziwych problemów i barier utrudniających współpracę na linii projektanci-FW. W podsumowaniu próbuje Pan ustalić jakiś konsensus między obiema stronami, bo jak słusznie Pan mówi, nic z takich przepychanek dobrego nie wyniknie. Jednak może faktycznie w Polsce ten dialog jest niemożliwy? Może faktycznie propozycje projektantów trafiają do tak małego grona odbiorców (mediów, konsumentów), że w efekcie na widowni zasiądą szafiarki i wspomniane warszafkowe grono wzajemnej adoracji, a nie osoby, za którymi stoi budżet istotniejszy niż ten eventowy? Pytanie jest zatem takie – czy rynek mody w Polsce jest na tyle znaczący, by potrzebna była duża impreza branżowa, targi mody łączące funkcje artystyczne z handlowymi? O modzie bardzo często mówi się z zadęciem i niejaką egzaltacją, a pan Jacek w swoim komentarzu zwrócił uwagę na jej stricte biznesowy aspekt – może warto trochę spuścić powietrze z tego rozdmuchanego do granic balona? Będę zobowiązana, jeśli zechciałby się Pan odnieść do moich pytań.

    Szanowny panie Jacku,
    Bardzo dziękuję, że poświęcił Pan swój czas i odniósł się do części argumentów fali krytyki, jaka ostatnio przetacza się nad FW. Pana słowa zwróciły moją uwagę na wiele aspektów, jednak wiele rzeczy budzi moje zastrzeżenia. Skoro nie ma kupców, na widowni są szafiarki i Warszafka (oczywiście jest to bardzo duże uproszczenie), a po inspirację i prawdziwy biznes modowy jeździmy chociażby na Bread&Butter, to w jaki sposób uchronić FW przed smutną wizją pana Michała FW jako prezentacji prac dyplomowych lub sponsorowanych eventów?

    Z wyrazami szacunku,
    Agnieszka.

    Odpowiedz
    • michalzaczynski
      15 lutego 2012

      cdn. – obiecuję.

      Odpowiedz
    • martyna
      15 lutego 2012

      Te same pytania sobie zadaję – czy Polska w ogóle jest na FW gotowa. Zasadniczo mamy 3 typy projektantów: 1. ci, którzy ze względów fochowo-prestiżowych olewają łódź i jadą do londynu 2. ci, których nie stać na nic – początkujący (lub permanentnie słabi) 3. Ci, którzy są już profesjonalistami, chcieliby pokazać się w łodzi, i na razie się pokazują, ale coraz bardziej boją się być wrzucani do jednego wora z tymi z punktu 2. A nie każdy chce być 5 lat początkującym.

      Bywam na targach mody (!) w poznaniu (ten wykrzyknik to stąd że nie jestem pewna własciwości nazwy. Promuję słowo „odzieżowe”). Tam jest dokładnie odwrotnie niż w łodzi. Zero blogerek. zero chłopców z modną grzywką. zero awangardy. 500 marek z ciuchami, z czego połowa trafia głównie do butików z serii „modna ewa” i „u ani”. Mają zacięcie typowo biznesowe. (Jako, że nie mam sklepu, na kilka stoisk mnie w ogóle nie wpuszczono.) I wśród tych 500 marek i 2000 gości żadnej (ani jednej!) znajomej twarzy! Nie ma żadnych punktów wspólnych z łódzko-warszawskim światem modowym. Z tym, że w Poznaniu 90% gości to detaliści, eksporterzy, właścicele butików i zakładów produkcyjnych. Normalnie dwa światy – w Łodzi wybiegi, w Poznaniu – ich odbiorcy. Jak to połączyć?

      Odpowiedz
  12. Karola
    15 lutego 2012

    Należy się chyba zastanowić dlaczego kupców na Fashion Weeku brak i jak ich pozyskać. Tyle, że to jest pytanie do obu stron, bo zarówno organizatorzy powinni o to zadbać, jak i tym bardziej sami projektanci. Z tym, że wśród tej drugiej grupy brakuje świadomości jak tworzyć spójną mocna markę uderzającą do bardzo określonej grupy odbiorców. Podejrzewam, iż nie do końca tez wiedzą jak pozyskać i zadbać o klienta, a co najsmutniejsze – często nie zdają sobie sprawy z potrzeby posiadania agenta/brand managera. Chociaż to zaczyna sie stopniowo zmieniać bo konkurencja rośnie a rynek mimo wszystko powoli dojrzewa, Bardzo powoli…

    Odpowiedz
  13. gość każdej edycji
    15 lutego 2012

    organizatorzy to chyba bardziej się martwią o to ile zostanie z tego co wyduszą ze sponsorów i kasy miejskiej
    z edycji na edycję organizacyjne porażki, za trudne okazuje się nawet wpuszczanie gości
    ale dotacje lecą i o to chodzi

    Odpowiedz
    • Irmina Kubiak.
      15 lutego 2012

      Bardzo ciekawa wypowiedź i gratuluję informacji o tych dotacjach w liczbie mnogiej:-) widać anonimowy gość (anonimowi zawsze są mądrzejsi) wie lepiej niż ja:-))) ale niestety smutne jest to, że nie ma bladego pojęcia o produkcji i kosztach – bo gdyby wiedział nigdy by tego nie napisał. Pozdrawiam serdecznie.

      Odpowiedz
  14. Jacek S. Kłak
    15 lutego 2012

    Pani Agnieszko. Absolutnie się nie zgodzę ze sformułowaniem o przypadkowości widowni.Cała publiczność (wielotysięczna w skali wszystkich pokazów ) jest starannie dobierana.Dominują media,goscie projektantów ,sponsorzy i przedstawiciele branży (managerowie dużych firm,sieci handlowych,portali,dostawcy branzy mody,przedstawiciele organizacji typu Stowarzyszenia,Izby i Fundacje) oraz goscie VIP.. Ktoś kto takie opinie opowiada najwidoczniej ocenia efekt bedący wynikiem konfrontacji ilości celebrytów kojarzonych z większoscią imprez w Warszawie a nie po sile dziennikarzy będących regularnie na FW. My zdecydowanie stawiamy na fachowych dzienniakrzy choccelebrytów u nas nie brakuje. Najpierw więc fakty. Od pierwszej edycji FW mamy obecnych dziennikarzy z kilkunastu krajów,co jest ewenementem bo nigdy na ŻADNYM POLSKIM POKAZIE nie pojawiali się dziennikarze z innych krajów a zwłaszcza tych pracujących od Odry na zachód. Średnio jest to grupa ok 40-50 osób i Pan Michał dobrze te osoby zna .Nie określiłbym ich gronem nieznaczących szafiarek pomijając fakt że do szafiarek i blogerów odnosimy się z szacunkiem.Wszak media elektroniczne stają się poważną siłą medialną Swiata a działania Social Media (zapraszam na naszego FB ) są dziś wyznacznikiem wartosci marki w wielu kryteriach i ocenach brandu. Blogerki zaczynają wręcz zajmowac miejsca w pierwszych rzędach największych pokazów . Ale do rzeczy:W 2012 roku mielismy m.in 3 dziennikarzy ELLE z Danii,Turcji,Finlandii,redaktorów Collezioni, Hype, Die Welt,Euronews, Vogue/Portugalia, .czy ZINK /New York. Relacje z pokazów zamiesciła wielokrotnie stacja Fashion TV,sieć Euronews , czy berlińska Fashion Daily TV .Z polskiej grupy dziennikarzy na każdym FW gościmy około 500 osób z czego zwykle ponad 12 ekip redakcji TV, dziesiatki redaktorów działów mody gazet(ELLE,TWÓJ STYL,FLASH,VIVA,JOY ,PANI ,ZWIERCIADŁO,GLAMOUR itp) ponadto 45 blogerów.W sumie wydarzenie generuje największy przekaz medialny nieporównywalny nawet z pokazami największych designerów typu P&B. To jest łacznie ponad 3100 przekazów medialnych (artykuły,relacje,reportaże,) Zaden pokaz nie tworzy takiego przekazu:) Mielismy rekordową aktywnosć na FB podczas imprezy i rekorodowy Live stream z pokazów. Co do kupców grupa jest znacznie mniejsza ale obecna.. Zapraszamy kupców z Francji ,,Niemiec,Anglii,z samej Polski jest to niewielka grupa albowiem rynek polski jest płytki pod tym wzgędem. Jak wspomniałem problemem jest jednak profesjonalizm przygotowania się do rozmów. Bo kiedy pada pytanie :za ile ,na kiedy i w jakiej ilosci możesz mi to uszyć to wielu projektantów przewraca oczy do gory. Są oczywiście Ci świadomi którzy występują już na targach typu IGEDO Dusseldorf (Ola Kmiecik,Aga Pou) czy występują w Londynie -ale nie stanowią większości. W razie czego słuze dokładnymi danymi i nie bardzo pozwolę sobie robić „rogi” w tej kwstii.

    Odpowiedz
    • Agnieszka
      16 lutego 2012

      Panie Jacku,
      Tak jak wcześniej zaznaczyłam, w swojej wypowiedzi użyłam dużego uproszczenia i nie mam zamiaru sprawdzać listy obecności kto z dziennikarzy pojawił się w Łodzi.
      Ważniejszym pytaniem, które zarówno Pan jak i Pan Michał postawiono w tekście, jest to, jakie realne przełożenie biznesowe (na kupców, klientów) znajduje FW. Jeśli projektanci się wycofują, a publika narzeka na organizacyjny chaos, to zapewne nie są to głosy zupełnie nieuzasadnione. Oczywiście, nie to jest istotą dyskusji, by wylewać tu wiadro pomyj na czyjąkolwiek głowę, lecz by porozmawiać o realnej kondycji polskiego przemysłu modowego, a nie tej wyimaginowanej przez modowo-plotkarskie magazyny.
      Po lekturze Pana odpowiedzi rodzi się pytanie – skoro tak wielu dziennikarzy z tak ważnych tytułów przybywa na FW, to czemu w oczach projektantów samo wydarzenie traci na znaczeniu? Czy faktycznie sami projektanci nie są w stanie podołać wymaganiom przyjętego na świecie harmonogramu prac nad kolekcjami, czy są inne tego przyczyny? Jak usprawnić ten system, by efekty były satysfakcjonujące dla obu stron?

      Agnieszka

      Odpowiedz
      • edyta jermacz
        19 lutego 2012

        Mnie sie wydaje że udział w fashion weeku zapewnia pozycje projektantowi, a tym którzy ja mają umacnia ją, jest przecież jeszcze 10 innych miesiecy w roku w których można sie skupić wyłącznie na sprzedazy i kontaktach handlowych. Nie od dziś wiadomo że nie wielkość talentu (bo utalentowanych ludzi jest tak wielu) decyduje o tym czy ktoś jest w grupie znanych projektantów, ale umiejętnośc przebicia konsekwencją, charyzmą, oryginalnością, pieniędzmi czy kontaktami. Kiedy ma sie już rozpoznawalne nazwisko, a to zapewnia fashion week , wiele drzwi sie otwiera a prasa chętnie napisze o tych bardziej komercyjnych projektach które moga przynieść zyski też, także mnie sie wydaje że to jednak taktyczny błąd tych projektantow którzy odmówili udziału w fashion weeku no i ogromna szansa dla nowych nieznanych projektantów.

        Odpowiedz
  15. MichalMarczewski
    15 lutego 2012

    Mimo nastawienia sceptycznego trochę będę tu bronił.
    Po raz pierwszy w tym roku ostatecznie zdecydowałem się na udział w polskim Fashion Week. Mimo iż otwarcie nabijam się od paru sezonów z słodkich zdjęć poprzebieranych na siłę „gwiazd” z widowni polskiego tygodnia mody, to wierzę w rozwój imprezy.
    Płacę niemałe pieniądze za showroom, nie liczę na kupców czy medialny rozgłos- ale skoro impreza tak długo żyje- to znaczy że jest już godna zaufania.
    Brak paru projektantów? W Berlinie cały czas jest rotacja i tylko kilkanaście nazwisk się regularnie powtarza i zdarza się że na prawdę wielkiej marki w danym sezonie brakuje- bo np. robią pokaz zupełnie osobny w innym terminie. I nikt z tego powodu się nie załamuje.
    Może właśnie będzie fajna edycja, bo się okaże że są w Polsce projektanci robiący coś więcej niż udrapowane halki za kilka tysięcy.
    Wymogi polskiego Fashion Week rzeczywiście są dziwne- kto przy zdrowych zmysłach wie na pewno jak jego kolekcja będzie wyglądała za trzy miesiące i w którym kierunku pójdzie? Przecież czasem na dzień przed pokazem nawet Elie Saab bierze nożyczki i z sukienki maxi robi jednym sprawnym ruchem mini. Ale też pamiętajmy:
    W s z y s t k i e duże FashionWeeki kosztują. I nikt tam nie daje hotelu, modelek i oprawy za ładnie odszytą kolekcję.
    Co do kosztów- to wydaje mi się że darmowe pokazy odbijają się na showroomie- cena jest wysoka i jednak trochę za wysoka… jak na Polskę.
    Brak czasu? Buahahaa – raczej brak kasy. Jeżeli Lagerfeld ma czas zrobić jakieś 20 kolekcji co roku po 40-60 wyjść, Antonio Marrais robi 16 kolekcji a Armani pracuje nad minimum 10cioma… – przecież ich doba nie jest z gumy.
    Zresztą jeżeli się ma ceny wyższe jak u Prady- trudno liczyć na dużą sprzedaż w kraju, w którym rządzą sieciówki.
    A moze to brak inwencji? Może za dużo w polskim projektowaniu bywania na salonach zamiast w pracowni?
    Kolekcja 30 wyjść w dobrych tkaninach i z odszyciem na poziomie MaXMary czy chociaż RedValentino niestety kosztuje. To też prawda…
    Ignorancja klientek- to poważny problem. Po co kobiety między 30 a 50 rokiem życia, dobrze sytuowane, lubiące modę mają przychodzić do polskich projektantów i kupować w showroomie czy butiku? Tu przyznaję się sam- dopiero teraz robię marynarki i płaszcze i dopiero teraz są tego efekty w postaci obrotów- z sukienek koktailowych / balowych nie można budować marki. Bez żelaznej oferty garniturów, dobrze skrojonych spodni, koszul, żakietów- nie można mówić o odbiorcy innym niż wokalistka potrzebująca sukienkę na premierę nowego kosmetyku na Gali X. Muszę tu się zgodzić z Panem Kłakiem.
    Organizacja- podobno właśnie organizacja ostatnim razem była znacznie lepsza. Tu nie mogę nic więcej powiedzieć…
    Skąd więc tyle osób odwołuje swój udział?
    Uhm- a czy to ostatnie mnie tak na prawdę obchodzi? Jako projektanta zupełnie nie.

    Impreza przetrwała w najbardziej niepewnych finansowo czasach.
    Właśnie teraz warto się na niej pokazać. Bo przetrwanie dzisiaj jest już pokazaniem swojej siły na rynku i własnie błędem marketingowym jest nie pokazanie się teraz.
    Troszkę autoreklamy: w najcięższym momencie otworzyłem sklep za granicą w dzielnicy pełnej LuisówVitonów i Guczich. I chyba dobrze zrobiłem skoro dwie przecznice dalej właśnie otwiera się wielki Armani vis a vis jeszcze pachnącej farbą lokalizacji DolceGabbany… Skoro wielcy planują coraz większą ekspansję- to coś w tym musi być i to ten moment żeby wierzyć w takie imprezy jak tygodnie mody.

    Odpowiedz
    • ewa kozieradzka
      17 lutego 2012

      życie zawodowe projektanta -to nie tylko pokazy,swiatła,bankiety i kwiaty.To normalna ciężka praca w firmie ,dla firmy,z ludzmi i dla ,ludzi-pisałam o tym wielokrotnie! Moda to biznes-nauczyli mnie tego wiele lat temu we Francji.Ktoś musi zrobić projekt,,ktoś konstrukcje,uszyć prototyp,zamowić,wyprodukować,sprzedać,a na koncu swoistego łancucha pokarmowego jest klient.Dziś miarą talentu projektanta jest brzęcząca monetami szuflada w sklepie!!!Tworzyłam i tworzę kolekcje komercyjne,w których chodziło i chodzi setki tysięcy kobiet,W tym roku zrobiłam na zamówienie dwie duże kolekcje letnie,trzy zimowe od bzdurnej bluzeczki ,po płaszcz/każdą dla innego klienta/,właśnie wróciłam z Premier Vision ,gdzie dokonywałam wyborów tkanin na ….lato 2013.Dlaczego o tym pisze?,dlaczego nie biorę udziału w tego rocznym FW?-To proste,bo w tym sezonie powielałabym samą siebie!-czwarta zima -Nie !-nie moge już patrzeć na zestaw ultramaryny i zieleni,kolotu piasku i burgunda,ile jeszcze mogę wymyśleć wariacji i interpretacji na temat Simone de Beauvoir,czy męskiego garnituru w wydaniu Marleny Ditrich..Wierzę w łodzki fashion week ,widzę sens tej imprezy,wspieram i już robie projekty na lato 2013,i myślę o muzyce do pokazu na FW

      Odpowiedz
    • Angel
      17 lutego 2012

      w końcu widzę tu jakąś sensowną wypowiedź 🙂 a już myślałam że wszyscy projektanci to ludzie niemający pojęcia o zarządzaniu marką i prawie rynku …

      Odpowiedz
  16. J.O.B.
    15 lutego 2012

    robi się niezwykle interesująco, kij w mrowisko to jednak niezawodna metoda 🙂

    chyba nie jest tak, jak pisze pan Kłak, że na światowe Tygodnie Mody kupców zapraszają reprezentacje PR pojektantów. lista przyjętych zaproszeń od kupców dużych i luksusowych domów towarowych (tych, w których stanowisko kupca to coś bardzo pokrewnego z funkcją kuratora/dyrektora artystycznego) czy wielobrandowych butików jest właśnie kartą przetargową w kontrakcie organizatora z projektantem/domem mody, który za tę właśnie usługę płaci organizatorom. projektanci ze swej strony wysyłają zaproszenia przedstawicielom prasy, zaprzyjaźnionym bloggerom, fotografom spoza puli oficjalnie zajmującej się relacjonowaniem całości imprezy, prywatnym gościom oraz „muzom” (czyli ładnie wpasowującym się w charakter i strategię marki gwiazdom i gwiazdeczkom)

    problem z kupcami na polskim FW jest więc złożony. po pierwsze, lokalnie nie mamy jeszcze wykształconego rynku, luksusowe domy towarowe to na razie, w Polskich realiach, oksymoron. centra handlowe to miejsca skupione na reprezentowaniu rozmaitych franszyz i salonów marek z sektora masowej produkcji, nic z luksusem wspólnego nie mających (cennik tych marek sprawia, że nie tylko masowo produkują one odzież, ale też masowo ją sprzedają). istnieją za to wielobrandowe butiki i conceptstory (bosz, wymyślmy jakiś polski zamiennik conceptstoru, proszę), które owszem, udostępniają kawałek podłogi i sporo pracy własnej, natomiast rzadko są w stanie zwyczajnie kupić kolekcję od projektanta, wierząc, że uda sie ją sprzedać. układy finansowe między tymi handlowcami a rodzimymi projektantami/małymi markami są zwykle kumpelskie i honorowe raczej, niż przemysłowe.

    kupcy zagraniczni (w większości) oczekują wyników lokalnej sprzedaży jako zachęty do choćby obejrzenia kolekcji. lokalna sprzedaż jest marginalna i nie pozwala nawet na rozwinięcie produkcji do rozmiarów zdrowo prosperującego przedsiębiorstwa, jak możemy więc oczekiwać, że zagraniczne domy mody zainwestują choćby czas swoich kupców w takie imprezy jak polski FW?

    światowe Tygodnie Mody mają to również do siebie, że pokazy prezentowane w oficjlnej ich części rzeczywiście składają sie z modeli gotowych do sprzedaży w luksusowych domach mody, podczas gdy FWP pomiędzy prezentacje renomowanych i stawiających na jakość (wykonania, surowców usprawiedliwiającą ich wyższą cenę) marek wplata kosmiczne nieporozumienia: odszyte z najgorszej jakości surowców modele, których krzywo założone szwy widac gołym okiem z trzeciego rzędu.

    jeżeli idzie o bloggerów zapraszanych na FWP — ciekawa jetem jak przekłada sie ich wkład w marketing rodzimych marek o nieco mniej masowym cenniku na sprzedaż. wiadomo bowiem, że dla firm odzieżowych i sklepów (szczególnie internetowych) z niższej i średniej ( naprawdę średniej, nie średniej warszawskiej) półki potrafią zdziałać cuda. ze strony organizatorów FWP oczekiwałabym jednak nieco bardziej krytycznego podejścia do jakości materiału na blogach i skoncentrowaniu się na zapraszaniu tych wyłącznie bloggerów, którzy przyjadą promować polskie kolekcje a nie samych siebie. łatwo to przewidzieć na podstawie pobieżnej choćby „lektury” materiałów na poszczególnych blogach.

    to, że polscy projektanci „obrażają” się na organizację jest iście zaściankowe i świadczy o nieznajomości realiów rynkowych. to, że nie widzą realnych korzyści z pokazywania się na FWP potrafię zrozumieć, jeżeli w najbliższej przyszłości czekają ich pokazy w Paryżu, Londynie czy choćby Berlinie. w przypadku całej reszty ( tej, której droga do zaproszeń na większe Tygodnie Mody jest jeszcze daleka lub całkiem nie o to im chodzi, nie taki kierunek obierają dla swoich marek), FWP jest świetną metodą prezentacji i możliwością nawiązania współpracy choćby ze stylistami magazynów, co jest niezawodnie pierwszym krokiem na drodze do popularności a w efekcie również i sprzedaży. to przełożenie nie jest może całkiem jednoznaczne i natychmiastowe, ale tak właśnie się zaczyna, bez względu na położenie geograficzne. a w Polsce się wciąż raczej zaczyna. jeszcze nie ma powszechnego zrozumienia faktu, że samowystarczalny interes ( a moda to interes, nie oszukujmy się) nie staje sie samowystarczalnym z dnia na dzień.

    Odpowiedz
  17. agata wojtkiewicz
    15 lutego 2012

    Rzadko zabieram głos w dyskusjach na forach internetowych, lecz tym razem muszę.

    Irmino, Jacku oraz cała ekipo FWP jeszcze raz dziękuje Wam za umożliwianie mi co sezon prezentacji najnowszych kolekcji. Dziękuję za możliwość współpracy z ekipą zawodowców, korzystania z profesjonalnego sprzętu, za coraz ciekawsze lokalizację, dziękuję za zaproszenie mediów, za to że w końcu mogłam przeczytać w prasie że Łódź modą stoi (nawet jeśli tylko przez 2 tygodniu w roku), za nowe kontakty zawodowe oraz za fajną atmosferę !!!Tyle.

    Odpowiedz
  18. ewakosz
    15 lutego 2012

    argument, ze nie ma czasu na odszycie kolekcji to raczej nedzne wytlumaczenie swojej nieobecnosci na FWw Lodzi. to przeciez najlepsza okazja, zeby pokazac swoja kolekcje, skonfronotowac swoje projekty z praca innego projektanta, tworzyc obraz polskiej mody. a obrazanie sie jednych na drugich – czy my jestesmy w przedszkolu? w koncu sukces calej branzy zalezy wlasnie od zaangazowania projektantow, prasy czy po prostu odbiorcow i potencjalnych kupcow/klientow.

    Odpowiedz
  19. J.O.B.
    15 lutego 2012

    oczywiście, w drugim akapicie miało być „lista przyjętych przez kupców (dużych i luksusowych domów towarowych, tych, w których stanowisko kupca to coś bardzo pokrewnego z funkcją kuratora/dyrektora artystycznego) zaproszeń”, „lista przyjętych zaproszeń od kupców dużych i luksusowych domów towarowych ”

    albo, jaśniej jeszcze : to właśnie za pewność, że kupcy pojawią się na pokazie, projektanci płacą organizatorom większych Tygodni Mody. przepraszam za zamęt, poniosło mnie 😉

    i jeszcze : szkoda, że nie ma opcji „lajkowania” komentarzy, bo bym z ochotą „zlajkowała” sobie komentarz Agaty Wojtkiewicz.

    Odpowiedz
  20. Paulina Połoz
    15 lutego 2012

    Ja także podpisuję się pod wypowiedzią Pani Agaty i uważam imprezę za dobrą inicjatywę z dużym potencjałem. Jedynym powodem do narzekania z mojej strony może być nieuzasadniony ( moim zdaniem) skrócony czas pomiędzy ostatnią a zbliżającą się edycją. Chciałam też dodać, że z mojego punktu widzenia showroom ma się bardzo dobrze ( prezentuję swoją markę w showroomie od drugiej edycji imprezy). Nie zapominajmy, że to klienci, których nie brakuje, weryfikują co się sprzedaje, a co nie. Pozdrawiam i do zobaczenia niebawem na FW.

    Odpowiedz
  21. Jakub Woźniak
    15 lutego 2012

    Strasznie mnie dziwią, aż tak mocne i czasami personalne ataki na organizatorów i „twórców” FW w naszym kraju. Jakby nie patrzeć gdyby nie ta impreza to PL by pozostało tylko oglądanie pokazów projektantów którzy już mają sponsorów (albo własny budżet (wysoki)), aby móc zaprosić tylu gości i większości jeszcze zagwarantować godziwe warunki, noclegi etc. No może ew. przed telewizorem w bamboszach fashionTV…..

    Zdecydowanie uważam, że tutaj każdy kto chce w PL dobrze dla „rynku***” modowego powinien uderzyć się w pierś i podziękować za to że ktoś wkłada w to tyle wysiłku i czasu.
    O dochodowe rewolucje organizatorów tej imprezy nie podejrzewam, gdyz jest masa kosztow, o ktorych chyba czesc oskarzycieli zapomina…
    Jedynie co moze to w życiu codziennym nie’fashionweek’owym pomaga to organizatorom w wielu sprawach, ale to jest normalne, bo oni „zbudowali” tę sieć „kontaktów”, a każdy kto zrobi w swojej karierze coś wielkiego ma prawo na to się powoływać, aby było mu łatwiej…

    ***Rynku napisałem celowo gdyż jak wspomniał Pan Jacek Kłak, zrobić i schować do szafy nie wystarczy, bo po czasie się to najprawdopodobniej znudzi twórcy.
    Który nie tworzy kolekcji tylko dla uznania w kręgu projektantów czy stylistów, tylko musi na tyle zainteresować „przeciętnego Nowaka” (z nieprzeciętnym portfelem), aby on był w stanie zapłacić za to więcej niż za ciuch z H&M. Może zbyt uprościłem ale o to chodzi. To dotyczy również branż pokrewnych.

    Na pewno „wiele”, albo chociażby „coś” FashionWeekowi zawdzięcza Maldoror (który jeśli się nie mylę podczas towarzyszącemu FW Re-Act’owi (2009?) miał szansę się zaprezentować), czy też Hyakinth, który chyba do Berlina też wywędrował poniekąd dzięki tej imprezie modowej w PL, domniemam, że pozytywny odbiór w PL, pomógł mu odnaleźć się tam(może się mylę).
    Więc nie doszukiwałbym się w tej imprezie tylko zła…

    Jednak nie uważam że nasz kraj jest gotowy na odbiór (zakupowy) tego wszystkiego co tworzą zdolni projektanci. Artyści zostali przyzwyczajeni, że wszystko dostają za darmo, czy ew. wypożyczą za podpis w prasie (sami sobie poniekąd projektanci strzelili w kolano „idąc na te warunki”).

    Jest wiele niedociągnięć w tej imprezie, ale jeszcze więcej niedociągnięć jest w tym ograniczonym społeczeństwie.

    Tak widzę to ja swoimi oczami.

    Odpowiedz
  22. Jacek Kłosiński
    15 lutego 2012

    Ktoś trafnie zauważył, że pokazy są darmowe ze względu na brak kupców. Jest to uzasadnione podejście. Organizatorzy mogą stanąć na rzęsach, a i tak nie będą w stanie zagwarantować owych kupców, jeśli ich po prostu. Rynek mody w Polsce jest niezwykle trudny, gdzie butiki wymuszają na projektantach umowy komisowe i nikt nie jest zainteresowany kupnem kolekcji. Fashion Week Poland należałoby potraktować w tej sytuacji jako jedno z narzędzi do osiągnięcia sukcesu wizerunkowego, co (przy zaangażowaniu obu stron) w późniejszej perspektywie przełoży się na wymierne zyski. Ze swojego doświadczenia mogę powiedzieć, że udział w Fashion Philosophy zagwarantował mi publikacje, zaistnienie w mediach krajowych i zagranicznych, a udany debiut na OFFie zaowocował zaproszeniem na Mercedes Benz Fashion Week w Berlina.

    Odpowiedz
    • edytor
      16 lutego 2012

      (…) Organizatorzy mogą stanąć na rzęsach, a i tak nie będą w stanie zagwarantować owych kupców, jeśli ich po prostu NIE MA. (…)

      Odpowiedz
  23. Jacek Kłosiński
    15 lutego 2012

    * w Berlinie.

    Odpowiedz
  24. Projektant
    16 lutego 2012

    Drodzy Państwo. Jestem dyplomowanym projektantem „mody”, ukończyłam ASP w Łodzi, na FW w Łodzi, jako wystawca, w showroomie jestem na każdej edycji. Od 10 lat współpracuje na zasadach freelance z markami odzieżowymi w Polsce. Na podstawie moich doświadczeń mogę stwierdzić, ze w Polsce nie istnieje coś takiego jak Rynek Mody. Dlatego mówienie o kupcach lub ich braku, agentach którzy sprzedają kolekcje projektantów, powstające zgodnie z sezonowością, w odniesieniu do naszego kraju jest jakimś nieporozumieniem i świadczy o totalnym niezrozumieniu i nieznajomości problemu. Proszę mnie dobrze zrozumieć. Zaprojektować kolekcję, składającą się z pojedynczych sampli, którą pokarze się na FW to nie jest problem lub raczej powiedziałabym jest to najmniejszy problem. Wyprodukowanie kolekcji w tzw rozmiarówce i minimach handlowych, to jest problem dla większości projektantów, nie tylko tym mniejszych !!!
    Nie jest tak, jak mówi Pan Kłak …” Bo kiedy pada pytanie :za ile ,na kiedy i w jakiej ilosci możesz mi to uszyć to wielu projektantów przewraca oczy do góry” …
    To nie jest tak że projektantowi się nie chce … Jeśli bazuje się na tkaninowym stocku, przypadkiem zdobytych kuponach po 5 m i dodatkach samplowych, to rozmowa o planowaniu i sezonowości kolekcji to jest abstrakcja. W Pl są możliwości takie… produkcja oparta na dzianinach z rodzimego „teofilka” ( całkiem niezłej jakości, możliwość kupienia paru metrów ) bazowaniu na ofercie polskich sklepów z tkaninami w „detalu” ( oferta oszałamiająca nie jest i raczej dość … powiatowa ) kupowaniu dodatków i tkanin w rodzimych hurtowniach ( nie mówię, że są złe, ale każdy ma do nich dostęp i trudno mówić tu o wyszukaniu) szyć zwiewne kreacje z jedwabiu ( stosunkowo łatwo można go kupić i dodać „unikatowości” ale charakter jest z góry określony). Później jest długa długa przerwa powodowana przez tzw minima produkcyjne, bo na co projektantowi 300 m jednego rodzaju materiału, nie mówiąc o tym, że zwykle nie może za taką ilość zapłacić.
    Kupcy, w Polsce…? Ktoś taki nie istnieje ( oczywiście nie mówię o funkcji buyera kolekcji dużych firm) Sklepy, tzw conceptstory, prowadzą sprzedaż komisową, której nie da się zaplanować przy najlepszej znajomości rynku, konsumenta, markieting mixie.
    Agent – agent bierze 12 % prowizji. Proszę sobie policzyć. Jeśli projektant nie może zrobić kalkulacji zysku ( czyli ogólnie rzecz biorąc biznesplanu ) Musi, często irracjonalnie zawyżać koszty produkcji i dawać ceny z „kosmosu” na swoje produkty, po to właśnie, aby przy zakładanej sprzedaży jednej sztuki i to „niewiadomokiedy”, zarobić na utrzymanie z dnia na dzień, niemalże dosłownie, bo o inwestycjach i rozwoju marki to raczej myśleć nie może.
    Cena produktu często rośnie o 100/200% w momencie wstawienia do sklepu plus 12% dla hmmm… agenta ( de facto ten zawód w PL nie istnieje, nie ma wykształconych agentów i menadzerów mody, są tylko utalentowani mniej lub bardziej amatorzy, jeśli w ogóle ).
    I tak o to mamy prostą kalkulację cen rzeczy projektantów, które faktycznie w przerażającej większości wypadków mają się nijak do jakości surowca czy projektu. Oczywiście ktoś może powiedzieć, że ubrania od projektanta musi kosztować. Jednak żyjemy w kraju, w którym ZARA jest uważana za markę z wyższej półki i ludzie nie koniecznie chcą płacić za ubrania polskich projektantów dużo więcej pieniędzy ( z resztą czasami mają rację ) Świadomość konsumenta mamy jaką mamy i trochę trzeba zaczekać aż to się zmieni.
    Próbowałam kiedyś przeliczyć, jaką trzeba mieć sprzedaż miesięczną aby móc utrzymać dwupiętrowe atelier lub kamienicę w centrum Warszawy, szwaczki, konstruktorki, kupić tkaniny, dodatki… Wychodzą mi wielozerowe kwoty, moim zdaniem nie możliwe do uzyskania tylko ze sprzedaży pojedynczych sukienek, nawet jeśli kosztują kilka tysięcy zł za sztukę i nawet jeśli sprzeda się ich dajmy na to dwadzieścia lub trzydzieści w miesiącu. Bo nie oszukujmy się, odbiorców dóbr luksusowych w Pl mamy jednak relatywnie mało, a jeśli tacy już są, to nie koniecznie kierują się maksymą „dobre bo polskie”. Nadal nie jestem do końca pewna na jakiej zasadzie funkcjonują polscy projektanci tzw „uznani” Bo dla mnie zakrawa to na cud gospodarczy. To znaczy, trochę wiem jak funkcjonują, ale nie jest to miejsce na dzielenie się takimi uwagami.

    W związku z tym idąc za Panem Kłakiem: „Projektant ma sens kiedy projektuje dla konkretnego użytkownika,umie to wyprodukować i sprzedać.Potrafi być konkurencyjny na rynku,potrafi stosować podstawowe zasady marekting mix i umie ocenić choćby podstawowo swoje możliwości i szanse rozwoju w stosunku do rynku jakim jest rynek odbiorców.Bo moda to jednak bardziej towar a nie zmurszała galeria sztuki. Projektant ma sens kiedy ma zaplecze(pracownia,produkcja i jej przygotowanie i wsparcie (marketing,sprzedaż),kiedy potrafi znaleźć i zaakceptować agenta którego podstawową rolą jest budowane sprzedaży czyli znalezienie kupców !!!
    Pan Kłak, który teoretynicznie jak mało kto w Pl, zna rynek, zna system kształcenia projektantów, zna możliwość sprzedaży, powinien dojść do wniosku, że „Projektant sensu nie ma” !!!
    I w ogóle nie brać się za budowanie wielkiej imprezy na skalę krajową. Bo 90% polskich projektantów nie ma 1/3 rzeczy o których wspomina Pan Kłak.

    Tak, po krótce, wyglądają realia funkcjonowania Polskiego Rynku Mody i Polskiego Projektanta.
    Jak to się ma do FW? Tak jak widać. FW będzie miał problemy tak długo jak problemy będzie miał polski rynek mody, istniejący z nazwy oraz polscy projektanci. To jest system naczyń połączonych, niestety.

    Mimo wszystko mam wielki szacunek dla organizatorów, mam świadomość trudności jakie napotykają podczas organizacji imprezy. Jestem im wdzięczna za to ze dwa razy w roku moje rodzinne miasto nabiera innego kolorytu. Chciałabym jednak aby organizatorzy mieli świadomość tego, że krytyka nie zawsze wynika z chęci zdyskredytowania, że czasami pomaga w zbudowaniu czegoś lepszego, trwalszego. I że nie należy oczekiwać wiecznych gratulacji i uścisków dłoni tylko za to, że się jest. Czasami mam jednak wrażenie, ze właśnie z takiego założenia wychodzą twórcy FW.

    FW pozostaje imprezą prestiżową, ( oczywiście na miarę prestiżu naszego, krajowego, ale to jest bardzo dużo ) jednak z prestiżu nie wyżyje ani projektant ani organizatorzy FW. Moda to biznes i to dość bezlitosny. Tu nie ma mowy o filantropii.

    Odpowiedz
  25. martyna
    16 lutego 2012

    „Zdecydowanie uważam, że tutaj każdy kto chce w PL dobrze dla “rynku***” modowego powinien uderzyć się w pierś i podziękować za to że ktoś wkłada w to tyle wysiłku i czasu.
    O dochodowe rewolucje organizatorów tej imprezy nie podejrzewam, gdyz jest masa kosztow, o ktorych chyba czesc oskarzycieli zapomina…” – DOKŁADNIE

    Racja, dla wielu FW był bardzo pomocny, tyle że różne osoby sugerowały mi, że jeśli poziom offa będzie windował w dół, nie będa chciały być z nim dłuzej kojarzone.

    „Jednak nie uważam że nasz kraj jest gotowy na odbiór (zakupowy) tego wszystkiego co tworzą zdolni projektanci. Artyści zostali przyzwyczajeni, że wszystko dostają za darmo, czy ew. wypożyczą za podpis w prasie (sami sobie poniekąd projektanci strzelili w kolano “idąc na te warunki”).” – znowu 100% racji. Tylko z tym Nowakiem się nie zgadzam, bo moda z wybiegów nigdzie na świecie nie jest dla Nowaków. Numer polega na tym, że Ubernowaków jest w Polsce za mało, by utrzymać przy życiu wszystkidch chętnych do projektowania. 🙂 A FW żeby istnieć potrzebuje tych projektantów sporo.

    Więc, może po prostu FW do istnienia potrzebuje więcej projektantów, niż jest w stanie utrzymac polski rynek? Jeśli tak, to FW (niechcący) produkuje ich sam sobie, a muso, dzięki rzeczonym darmowym pokazom. Taki projektant poza przestrzenią FW nie istnieje, więc szuka winnych.

    Odpowiedz
  26. MichalMarczewski
    16 lutego 2012

    Zgadzam się w stu procentach z Panią podpisaną „Projektant”, która wyłożyła kawę na ławę.
    Jeżeli rozmawiamy o projektantach istniejących w Polsce to rozmawiajmy też o niedostatkach na polskim rynku mody. O ile w Warszawie widać w wybranych klubokawiarniach i czasem na ulicy kobiety i mężczyzn w ciuchach od projektantów- to już na przykład w Szczecinie, Poznaniu, Wrocławiu na ulicy szczytem designu są ubrania Zara, Boss Orange i buty Kazar, czasem przemknie ulicą pani w żakiecie od Cateriny albo w prostej sukience od MaxMary.
    Żeby utrzymać butik potrzebna jest na prawdę spora sprzedaż ( wg. mnie minimum 3-4 droższe sztuki tygodniowo i tyle samo z tańszych egzemplarzy), a żeby utrzymać markę na jednostajnym poziomie potrzebna jest rozmiarówka, możliwości dużych zakupów tkanin itp. Gdy rozmawiałem z włoskim producentem tkanin i powiedziałem mu że chcę kupować po 40 metrów danego koloru roześmiał się i powiedział, że od 300 zaczynają się zakupy hurtowe… myślę że nawet nasi „uznani” nie robią takich zakupów… bo po co ?
    Klientów jest z a m a ł o w Polsce.
    Z drugiej strony ceny są zabójcze. Jeżeli asymetryczna halka bez podszewki u Kowalskiego kosztuje 3,5- 4,5 tys na wystawie, a w Giorgio Armani suknia na podszewce jest do dostania od około 5tys to chyba normalnym jest, że klientka ufa marce z kilkudziesięcioletnim doświadczeniem w odszyciu i pracy z tkaniną i woli dołożyć niż ryzykować. W końcu MaxMara (główna linia) aspiruje bardziej do domu mody niż tylko drogiej sieci a rzeczy tam są często dwa razy tańsze niż u uznanych polskich projektantów. Ba! – takie firmy jak Versace czy Lagerfeld Gallery albo Strenesse mają ceny bardziej zbliżone do poziomu dobrze zarabiającej klasy średniej niż polska czołówka.
    Bo może jednak powinniśmy się zastanowić KOGO polski projektant chce ubierać, jeżeli wyglądająca conajmniej „spontanicznie” bluzka od Kupisza kosztuje 1000pln czyli tyle samo co dostępna w dowolnym rozmiarze, w lux butiku, zapakowana w piękny kartonik koszula od Armaniego… Nie wspominając już o tym, że tyle też na przecenie kosztuje fajna marynarka u Lagerfelda…

    Odpowiedz
  27. Jacek S. Kłak
    16 lutego 2012

    Konkluzja części zamieszczonych wypowiedzi jest taka: „Jak kapela występująca na Opener Festival nie sprzeda płyt po koncercie to festiwal jest do bani a organizator nieudolny”. Od kiedy Fashion Week jest targowiskiem do sprzedaży sampli??? To że tak się traktuje niektóre pokazy w innych miejscach nie należy uznawać za normę ale za patologię o której wspomniałem na samym początku moich komentarzy.
    Jak tu liczyć na lukrtywną sprzedaż tym bardziej ,że zgadzając się z wypowiedzią PROJEKTANTKI-rynek kupiecki w Polsce nie istnieje. Ale do niedawna w świadomości mediów nie istniał też rynek projektancki.
    I na koniec: wywrócone do góry oczy designera widziałem jako żywo a Marlena Woolford świadkiem.Długo to komentowaliśmy. Tak naprawdę to problem się zaczyna nie wtedy kiedy kupca nie ma,bo wtedy mozna zwalać na organizatorów,ale problem sięrobi wtedy kiedy kupiec przychodzi i chce kupić.
    Na zakońcenie: pojawiają się projekty handlowe które mogą być rozwiązaniem dla problemu sprzedaży. Najblższy FW to objawi.
    Bacci.

    Odpowiedz
  28. Projektant
    16 lutego 2012

    Ja się bardzo cieszę, że następny FW się „objawi” choć wolałabym aby się po prostu pojawiał.
    A w nawiązaniu do wypowiedzi Pana Kłaka : „Od kiedy Fashion Week jest targowiskiem do sprzedaży sampli???”
    hmmmm… od początku???
    Za wyjątkiem firm tj Monari, Hexe czy Tatuum ( które z resztą pokazało b. dobrą kolekcję komercyjną ) Proszę podać jednego projektanta, szyjącego odzież w rozmiarach, na przedsezonowe zamówienia kontraktacyjne, do tego posiadającego swój własny sklep lub sieć, zaplecze produkcyjne (i nie mówię tu o Pani Krysi – Emerytce i dwóch podstawowych maszynach)?
    Bo tak się składa, że znam 99% projektantów wystawiających się na FW i wiem, że raczej nie dysponują takim zapleczem, albo nie wiem sama, no może to ukrywają przede mną a przed Panem nie?.
    Tak na prawdę w Pl mamy jedną Panią Projektantkę ( niektórzy dyskutują nad tym, czy jej się ten tytuł należy ) która ma możliwości produkcyjne na powiedzmy może nie światowym, ale wysokim poziomie i jest to Ewa Minge ( posiada swoje zaplecze produkcyjne, dość spore, a ocena tego jak je wykorzystuje to kwestia gustu) i aktualnie Pani Przetakiewicz ( która jest ewidentnym przykładem na to, że do zbudowania marki potrzebne są duuuuże pieniądze i czasem tylko to wystarcza. Jakość ubrań jest dobra, poziom projektowy – poprawny i handlowy, bez ekstrawagancji, ceny, powiedziałabym, wysokie ale umiarkowane). Dodam, że Pani Przetakiewicz dysponowała takim budżetem, który pozwolił jej na postawienie marki w pół roku, od podstaw.
    A reszta?
    MMC – super ubrania, jubileuszowy pokaz, publikacje … i co ?
    Agnieszka Maciejak – legginsy w każdej gazecie/magazynie, charakterystyczny styl i wysoka rozpoznawalność marki ( niektórzy nazywają to powtarzaniem się) ba nawet zagranicznej można kupić pojedyńcze sztuki lub zamówić w … mieszkaniu projektantki.
    Paprocki&Brzozowski – malutkie atelier, głownie z sukienkami typu na wesele i sylwestra, reszta na zamówienie.
    Tak! Szycie na zamówienie to troche taki eufemizm, określający nieustającą produkcję sampli.

    Tak na prawdę, pokładam duże nadzieje w marce Zuo, która ma bardzo fajny design, duże wyczucie i zapowiada przystępne ceny. Mam nadzieję, że starczy im potencjału, aby te postanowienia utrzymać.
    Próbując tworzyć markę, trzeba posiadać zaplecze produkcyjne, dystrybucję owszem, ale przede wszystkim trzeba mieć zaplecze finansowe i to takie aby mieć możliwość NIEZARABIAĆ, bo przez pierwsze pare sezonów budowanie marki składa się z INWESTYCJI, a zysk pojawia się później. Inaczej robi się biznes typu sprzedać jajko, później kupić dwa, jedno zjeść, a jedno sprzedać … niby żyć się da, ale brandu na miarę światową raczej się w tym systemie nie zbuduje.
    Dla większośći banków, private equity i innych aniołów biznesu, odzież to biznes wysokiego ryzyka. Który, do generowania wysokich zysków wymaga bardzo dużego wkładu początkowego. Dlatego tak ciężko jest znaleźć inwestora, bo jak już wspominałam filantropów w tym biznesie raczej się nie spotyka.
    Przypomina mi się wywiad z Arkadiusem, który powiedział, że jego największym przekleństwem był udział w London FW, na którym pokazał swoją pierwsza kolekcję, która wszystkim się bardzo spodobała. Problem pojawił się w momencie, w którym posypały się zamówienia, a sam projektant powiedział, że zrobił kolekcję „własnym sumptem” i kreatywnością, a zupełnie nie było go stać na wyprodukowanie handlowych ilości i dalszą promocję swojego nazwiska. I jak stwierdził, drugiej szansy już nie dostał !!!

    A wracając do tematu, to wg Pana Kłaka czym jest w takim razie showroom, który wg mnie nie jest niczym innym jak właśnie „targowiskiem sampli”. Choć rozumiem, że to raczej miało być pejoratywne określenie. Proszę mnie zle nie zrozumieć, ja się bardzo cieszę, że dzięki FW mam możliwość pokazania się klientom i absolutnie nie narzekam, że muszę płacić za miejsce wystawowe, bo wiem że może mi się to zwrócić na bieżąco. To szansa na poznanie moich klientów, którzy normalnie mogą kupować tylko on – line. Ale nie oczekuje, że ktoś złoży mi tam ofertę handlową, zakontraktuje wzory. Traktuje to jako możliwość przedłużenia bieżącej sprzedaży. W związku z tym dla mnie jest to showroom tylko z nazwy, ale nie widzę w tym nic złego.

    A tak na zakończenie, może łatwiej będzie wytłumaczyć problem na liczbach.
    Do stworzenia kolekcji na FW ( mówię tu o tkaninach, wykonaniu konstrukcji, szyciu, przy założeniu , że resztę zapewnia FW ) to kwota rzędu 10-40 tys PLN
    Wprowadzenie kolekcji na rynek, w sposób profesjonalny ( uszycie rozmiarówki w przedziale 36-42. powiedzmy w średniej ilości 2 sztuk z rozmiaru, do tego PR, sesje, reklama … ) Daje kwoty od 50 tys (mało) do ??? Sezon w sezon !!! Przy asortymencie zimowym, kwoty produkcji są jeszcze większe, co tłumaczy czemu większość polskich projektantów szyje głównie sukienki o mocno letnim charakterze.

    Dodam, ze jako projektant absolutnie nie mam powodu do narzekania. Zawodowo jestem spełniona i nie czuję „niedosytu projektowego” mimo tego, że nie pokazuję się w Alei Projektantów, ale nigdy nie miałam aspiracji aby zostać Solistą :). Jestem projektantem stricte handlowym i komercyjnym, znam rynek i potrzeby konsumentów. Dlatego wiem jak trudno jest sprzedać modę przez wielkie M i mierzę siły na zamiary.
    Drodzy Projektanci to rada dla Was … pokazujcie się na FW, to jest super fajne i prestiżowe.
    Natomiast nie oczekujcie, że zarobicie na tym pieniądze. Pieniądze są u Pań 40+ w rozmiarach 40+ (przynajmniej w Polsce). W szkole Wam tego nie powiedzą !!! Jak również tego, że projektować rzeczy komercyjne i mieć dobre wyniki sprzedaży, to jest dopiero sztuka. Przynajmniej wg mnie.

    Odpowiedz
    • edyta
      23 lutego 2012

      projektantko! obawiam sie z takim podejściem wybijesz wszystkich artystów z rynku. na wszystkich tygodniach mody jest tydzień haute couture gdzie projektanci moga pokazać swoje prawdziwe możliwości i wizje. umiejętność pokazania emocji w ubiorach świadczy o klasie projektanta i dobry projektant hc poradzi sobie świetnie z kolekcja komercyjną. bez wizji nie ma postępu. kolekcje komercyjne oczywiście tez sa ważne, ale nie powinny zdominować polskiego fashion weeka, bo bez artystów bedzie on tylko bladą imitacją tego co powinno kryć się pod nazwą „fashion week”.

      Odpowiedz
  29. Jacek S. Kłak
    16 lutego 2012

    Pani Projektantko….zdaje się ,że gramy do jednej bramki mimo że rozmaiwamy w róznych narzeczach.. Pyta Pani kto szyje kolekcje w rozmiarówkach przed sezonem i ma własne sklepy? ? Miguel Vieira, Nuno Gama, Nuno Baltazar/Portugalia, Annette Görtz ,Silvia Heise ,Beate Heymann/Niemcy ,Max Chernitzow,Akmatulina/Rosja….na Who’s Next Paris są ich setki…..setki…. Tak pracuje i produkuje Swiat .Tworzymy narzędzie do promocji ale całej pracy za projektantów nie odrobimy. Jesli mamy stać w miejscu jak w Pani opinii (z której wynika ,że na miejscu projektanta nie ma sensu robić czegokolwiek ) to faktycznie Fashion Week w tej formule nie ma sensu. Jestem jednak większym optymistą: Joanna Klimas, Ola Kmiecik, Agata Wojtkiewicz, potrafią produkować jak jest zamówienie.Sądzę ,że coraz więcej osób dostosowuje się do realiów .
    P.S.
    Uwaga „do targowiska sampli” była pod adresem uczestników pokazów ,którzy tak gromko narzekali na brak mozliwości handlowych. Do showroomu tu nie było aluzji…..

    Odpowiedz
  30. Projektant
    17 lutego 2012

    Oczywiście, że gramy do jednej bramki !!! A w pytaniu o projektantów produkujących kolekcje zgodnie z warunkami przyjętymi w „cywilizacji”, zapomniałam dodać, że chodzi mi o projektantów z Polski, bo jak pracuje „świat” wiem. Pani Kmiecik nie znam, Pani Agata Wojtkiewicz, to przypadek szczególny ( zdolna, pracowita a przy okazji z zapleczem ), natomiast Pani Klimas – hmm, tutaj mam akurat odmienne zdanie, to raczej instytucja niż projektant w standardowym wymiarze, ale to temat na inną rozmowę.
    Osobiście uważam, że projektantów jest stanowczo za dużo w stosunku do potrzeb rynku. Tak samo jak za dużo jest miernych szkół w których projektowania, uczą mierni wykładowcy, produkujący miernych absolwentów. Choć może powinnam powiedzieć inaczej … projektantów, tych prawdziwych, jest wciąż za mało :), bo osoby które usiłują z różnym skutkiem, czasem na wyrost są nazywani projektantami. Natomiast jestem skłonna pokusić się o stwierdzenie, że projektanta MODY w Polsce nie mamy ani jednego, ale nie jest to jakiś szczególny problem moim zdaniem. Mamy, owszem, paru zdolnych projektantów odzieży, którzy przy pomocy dobrego inwestora mogą rozwinąć rynkowy potencjał. Mamy natomiast nadmiar roszczeniowych „fashion wannabe” którym projektowanie kojarzy się z blichtrem lansem i łatwym sukcesem. Zawód projektanta, to ciężka i czasami mocno niewdzięczna praca, wymagająca pokory, cierpliwości, kompromisów i zaciskania zębów i pasa. I paradoksalnie tym Większym, z większymi budżetami nie jest łatwiej !
    I nigdzie nie powiedziałam, że na miejscu projektanta nie ma sensu robienie czegokolwiek, z moich słów to nie wynika. Powiedziałam natomiast, że warunki są jakie są ( opisałam), że projektanci pracują jak pracują ( opisałam ) i że nawet nie jest tak, że nie wiadomo o co chodzi, bo chodzi o PIENIĄDZE.
    Uczymy się wolnego rynku dopiero chwilę, uczymy się go szybko, ale wszystko musi trwać. Powiedziałam też, lub starałam się ale może nie wyraziłam się dostatecznie jasno.
    Uważam, że FW wyprzedza potrzeby runku, że projektanci nie dorośli do FW, a rynek i konsument nie dorósł do projektantów i to jest podstawowy moim zdaniem problem.
    Ubieranie, w sensie zapewnienia komfortu cieplnego 🙂 jest jedną z podstawowych potrzeb człowieka, ale ubieranie się modnie, już nie koniecznie. Dlatego mamy jako tako prosperujący rynek odzieżowy, a na rynek mody musimy trochę poczekać. To przyjdzie, ale z czasem.
    Jako organizatorzy, stworzyli Państwo imprezę starającą się nadążać za standardami światowymi
    ( to jest komplement ), oczywiście okrojonymi na polską miarę ( to nie jest zarzut ). Tylko że polscy projektanci w standardach światowych się jeszcze nie mieszczą ( to też nie jest zarzut, tak po prostu jest i kiedyś się to zmieni ) a „polski rynek mody” to bardzo specyficzna hybryda o niezdefiniowanym jeszcze kształcie, który kiedyś się jednak określi.
    Nie zachęcam do dorównania do poziomu projektantów, chciałabym aby zachowali Państwo pozycję lidera, wyznaczającego standardy. Jednak skoro mówi Pan, że projektanci powinni dostosować się do rynku (moim zdaniem jakoś się do niego dostosowują i przez dostosowanie rozumiem właśnie niekończące się szycie sampli i organizowanie doraźnej dystrybucji ), to Pan jako Organizator i Biznesmen ( bo chyba mogę użyć takiego określenia ) także powinien się do tych realiów dostosować formułę FW, zachowując mimo wszystko pozycję lidera ( oczywiście zdaję sobie sprawę, że łatwo powiedzieć trudniej zrobić ).
    Podkreślam, FW to impreza na polską miarę prestiżowa, jeśli kogoś stać na prestiż, niech bierze w niej udział, ale na income w postaci wyników finansowych to się jeszcze długo nie będzie przekładać. Nie Pana rolą jest uświadamianie w tej kwestii projektantów. A projektanci jeszcze długo nie będą w stanie produkować kolekcji w ilościach handlowych i nie wynika to z niechęci i braku umiejętności dostosowania do realiów, to raczej bezpośrednio z tych realów wynika ( mam na myśli realia ekonomiczne ).
    Panie Jacku jako projektant, obserwator, uczestnik, dziekuje Panu i Pana Partnerce za FW. Wykonaliście ogromną pracę, dla której mam wielki szacunek, ale proszę też o elastyczność, zrozumienie i otwartość na krytykę, która nie wynika ze złych intencji.
    I żeby nie było, że jestem gołosłowna, uważam że projektowanie w Pl ma sens, dlatego kończę niezwykle ciekawą dyskusję, zainicjowaną przez blogowy post Pana Redaktora Zaczyńskiego, którego artykuły i felietony bardzo lubię, czytuję i cenię za trafny spostrzeżenia i cięty jezyk.
    I zabieram się za pracę nad projektem, którego jestem współautorką, a którego launching nastąpi w ciągu najbliższego miesiąca.
    Pozdrawiam, do kwietnia …

    Odpowiedz
    • projektantka
      17 lutego 2012

      Zaanonsuje tytułem PRACA U PODSTAW

      :do projektant, organizatorów FW itd.

      To właśnie przez taką krótkowzroczność upada gospodarka przemysłu lekkiego. Zgadzam się, że projektant na dzisiejszym rynku nie ma racji bytu, jeżeli nie jest „akwizytorem własnego talentu”. To my jesteśmy od kombinowania, wynajdowania. Co to za designer, który nie wie co to dobry research? Najpierw to, a potem żelazne prawa biznesu.
      Nie wyobrażam sobie wziąć jakiegokolwiek zlecenia na odszywanie większej ilości modeli bez zaliczki i jeżeli nie umowy to przynajmniej otwarcia zlecenia!!! Zapewniam, że są to takie kwoty, że nie rzadko organizuję tkaniny z Włoch w belach po 40 i 70 mb /Jemioł w tym samym źródle co ja wydaje na każdą swoją kolekcję raptem ok 2 tyś Euro, podróż tanimi liniami lotniczymi to nie taki wielki wydatek/, super dodatki często za grosze, potem jeszcze ŁÓDZKĄ siłę przerobową, która ma jeszcze szwalni na pęczki /też na zaliczkę lub bez/ i jeszcze mi zostaje!!!! Potem już tylko słodka 2 transza minus wszystkie podatki i da się wyżyć.
      A myślicie, że gdzie nadmieniane Zuo szyje, gdzie ma projektantów wykrojów? A jednak można za mniejszą kasę sprzedawać mimo, że większość tkanin nabywają od pośrednika z Polski. Jak potrzebuję coś na ekspres to zostaję w W-wie i jedna z 2 większych szwalni zawsze mi coś szybko przeszyje. W obrębie Warszawy i Łodzi jest kilka godnych polecenia firm zajmujących się zawodowo tylko i wyłącznie konstrukcją do celów przemysłowych. A ceny naszych rodzimych „wielkich projektantów” nadmuchane do granic wytrzymałości pychą /nawet do 17 tys Baka czy Zień, którego projekty, aż wyją z wieszaków o pomstę do nieba za jakość wykonania/ to i tak wszystko skupia się na wyścigu szczurów i pozycjonowanie na rynku kto jest wyżej na licie. Taki BIZNES PO POLSKU. Nie jest ważne co szyjesz tylko ile za to bierzesz.
      La mania owszem pobiła rekord zaistniawszy na rynku w zaledwie chwilę. Bo co to jest pół roku? Do tej pory dobry czas przy wprowadzaniu nowej marki na rynek w oparciu o jej rozpoznawalność to 24 miesiące.
      Projektant napisał, że na promocję to tak 40 tysięcy? Mój ptysiu malinowy 2 strony w Elle za jednego wydania to lekko 50 tys. Teraz łatwiej przyswoić sobie jakim budżetem dysponowała La Mania. Łatwiej też policzyć, że jeszcze długo na siebie nie zarobi.

      Zuo na przedostatnim FW zaprezentowało 3 swoją kolekcję. Pierwsza najciekawsza praktycznie przemknęła bez echa. Na ostatnim FW pokazali totalny shit ale i tak będę ich kochać bo zakpili sobie ze wszystkich pseudo znawców mody. Tak, jeżeli oklaskiwałeś z entuzjazmem albo i nawet na stojąco tę kolekcję to mam na Ciebie dobre określenie. Nie będę Ci mówić po prostu wsłuchaj się w pohukiwania i resztę odgłosów jakie towarzyszyły modelkom na wybiegu, gdzieś wplecione ścieżkę dźwiękową.
      Zuo się zużyło. Bartek za sterami pozostał sam.

      Projektowanie to wielka odpowiedzialność i nieustanna presja. To jedna z niewielu branż gdzie plan katastroficzny powinien być zawarty w pierwszym punkcie biznes planu.
      Nasz segment jest na szczycie ryzykownych interesów dla każdego banku.

      Statystycznie szał w kolekcjach przyciągnie nam 70% klientów. Ale to 70% spokojnych rzeczy nam się sprzeda. Taki jest polski kupiec. Teraz kalkuluj. Bo projektowanie w tym przypadku przypomina trochę grę strategiczną. Co będzie jak obstawisz nie tego konia i nie będzie sprzedaży? Nie ten kolor, nie to cięcie, chwilę za późno albo chwilę za wcześnie?
      Wszyscy się rozpływają nad fantastycznym stylem neurotycznego chodu wymyślonego dla modelek przez Zuo. Rusz głową. A co dzieje się kiedy nakleisz cieniuteńką wełenkę na piankę. Co się stanie kiedy modelka zegnie ręce? Schyli się? Pianka odbije ale wełna już może nie koniecznie powrócić do pierwotnego stanu. Show było. Sprzedaż mogę się domyślać. Celebrytom i tak wszystko jedno, bo przecież pożyczają to na raz.
      Diabeł tkwi w szczegółach.

      Wy mówicie o managerach, profesjonalnych fashion buyer’ach, specjalistach od sprzedaży a sami nie wiecie co się na waszym podwórku dzieje:)

      Co do FW… jasne super, ale może zaczniemy od pracy u podstaw.
      Jestem dyplomowaną absolwentką ASP proj. i styl., – z ręką na sercu nauczyłam się na tych studiach jednego wielkiego NIC. Przez 5 lat maiłam jeden 3 godzinny blok z marketingu, co do artystycznych przedmiotów.. eh. Ile można wynieść, jeżeli rozwiązuje się zadania z 30 letnich już nawet nie pożółkłych ale pomarańczowych kartek? Moja promotor /cudowna kobieta/ ale już dawno wypadła z obiegu. Jak można puścić dyplom, gdzie na 12 modeli 8 to plagiat dosłownie przedstawiony jako kalkomania ostatnich ówczesnych pokazów mody i największych kampanii w tym sylwetka z okładki katalogu Monnari?! Po co to wszystko? w jakim kierunku to ma zmierzać? Wielu z moich dawnych Profesorów miało wiele serca do studentów i ich projektów ale co z tego jeżeli oni nie mają już dawno serca do swoich własnej twórczości. Dawno już zapomnieli na czym polega moda, a to jest nieustanny bieg za przyszłością i za razem rozgrzebywaniem przeszłości. Dawno już po zamierali jak eksponaty z pracowni rzeźby i tylko grzeją stołki narzekając jak to mało zarabia kadra.

      Z innej beczki. Wyższa Szkoła Kostiumografii i Projektowania Ubioru.
      Odszyłam dzieciątkom kilkanaście kolekcji dyplomowych i konkursowych. Jak to możliwe, że ŻADNA z tych osób, mimo że właśnie jest już po albo u kresu 3 letniej edukacji nie wie co to „bezec”.
      Dzieci odpowiadają że Pani… powiedziała im, że projektant mody wcale nie musi znać się na szyciu i konstrukcji. Skandal!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Szkoda, że ta Pani co tam wykłada i mianuje się wielkim autorytetem w branży mody nie wpadła na to, że projektant który nie umie szyć i nie zna podstaw konstrukcji to może chociaż przydałaby mu się sama terminologia krawiecka do komunikacji z zespołem/podwykonawcami takimi jak: projektant wykrojów, krojczy, szwaczka bądź krawcowa.
      Ja wiem, że większość projektantów chciałaby najchętniej zobaczyć „przechadzającą się po wybiegu kartkę papieru” ale żyjemy w realnym świecie i jeżeli nie umiesz zrobić tego co wymyśliłeś to niby jak chciałbyś to sprzedać!
      Mam znajomą która jest genialnym samoukiem. Jak dla mnie jedną z najlepszych krawcowych w Warszawie plus obrotna bizneswoman. To ona obszywa większość programów TVN. Jakiś czas temu a kontem rozszerzenia działalności szukała do duetu projektanta/projektantki. Znalazła tak ową. Młodziutka, szalenie zdolna, bardzo płodna artystka projektująca projekty na poziomie światowym. Tylko co z tego jeżeli nie szło się z nią dogadać? Nadmienię, dyplomowane dziecię nie było w stanie ogarnąć i przyswoić prostej terminologii. Jak krawcowa ma dogadać się z projektantką co do projektu kiedy ta druga nie rozróżnia klinu od kontrafałdy itd.?

      A może to celowe postępowanie. Za trzy lata kasa zainkasowana, papier wydany i nikła konkurencja na rynku. Układ doskonały Zjeść ciastko i mieć ciastko.

      Z całym szacunkiem ale po ukończeniu takiej szkoły za nie małe pieniądze czułabym się oszukana. Czuję się oszukana po ASP ale przynajmniej moje studia mają akredytacje.
      Nie twierdzę, że nie ma tam zdolnych studentów. Ta szkoła od nich aż kipi. Ale ktoś kto ma głowę na karku i chce robić w życiu rzeczy poważne powinien się 3 razy zastanowić czy ten system działa sprawnie.
      Jako ciekawostkę podpowiem, że nasza perełka narodowa Grzegorz Matląg, który bodajże w Re-act Fashion show wygrał rok nauki za darmo w MSKiPU, mimo błagań zarządu i obiecywanych kolejnych lat za darmo po prostu dał stamtąd nogę. Pytania?
      Z resztą jak można spodziewać się czegoś dobrego po szkole, która powstała aby zasilać szeregi niczego nieświadomych uczniów do reklamowej asysty /tak za asystowanie w reklamie asystent, no może nie teraz ale kiedyś dostawał sporą kasę/ pewnej pazernej Pani Kostiumograf? Biedne dzieciątka, bo nie dość że nie wiele z tego wyniosły i kasy i wiedzy to jeszcze zapłacili za to!
      Nie wszyscy wykładowcy tam mają taki stosunek do studenta.

      O… czy to o.k., że Twój promotor zasiada w komisji ogólnopolskiego konkursu, w którym bierzesz udział, a wiadomo, że największym PRowym koniem pociągowym tej szkoły są odznaczani w konkursach uczniowie?

      Więcej smaczków?

      Jestem również absolwentką Zarządzania w Sektorach Mody Viamoda,
      Nie chcę robić reklamy ale uważam, że to fantastyczny kierunek. Przez 5 lat ASP nie nauczyłam się tu tyle co podczas jednego weekendu.
      Przykre jest jedynie to, że Uczelnia ma okazję zmienić wiele na polskim rynku a bawi się jedynie w produkcję „sztuki dla sztuki”. Absolwenci /nie ma osoby, z mojej grupy, która miałaby inne zdanie/ czują się trochę jak 18-latkowie wypchani za drzwi sierocińca na świat gdzie nie ma dla nich miejsca. Good luck.

      Kto ma być dla nas łącznikiem z tym światem jak nie instytucje tego typu? Nie twierdzę, że ktokolwiek ma cokolwiek nam załatwiać. Ale jestem pewna, że tego typu uczelnie istniejąc tylko w świadomości studenta a nie rynku i pracodawcy nie mają większego sensu. Gdyby taka Viamoda ruszyła d… za zasłonki swojego boskiego jestestwa samego dla siebie to ludzie z HR na rozmowach kwalifikacyjnych wiedzieliby jaką wiedzą dysponują aplikanci. Wiedzieliby, że w Polsce są dobrze wykształceni ludzie, którzy wiedzą jak i mogą budować a nie macać po omacku i eksperymentować.
      Śmieszne jest jeszcze to, że SGH i Łazarski nie mają jeszcze /chyba bo nie sprawdzałam od tego sem./ kierunków modowych a od kilku lat działa prężnie i z niezłymi sukcesami FMC Club SGH i od września zeszłego roku ale również już z sukcesami Fashion Found – Fashion Management Program na Łazarskim. Te uczelnie i uczestnictwo w kolektywach powstałych z inicjatywy studentów uczelni bez profilowanych kierunków modowych dla świadomości przyszłego pracodawcy istnieją bardziej niż taki kierunek jak Viamoda. Przykre ale tak to wygląda w realiach i nie są to bajki tylko lamenty znajomych szukających pracy w branży długimi miesiącami. Rewers i chwila zastanowienia. Szkoła będzie tym bardziej prestiżowa i pożądana dla studentów im bardziej pracodawcom będzie zależało na jej absolwentach.
      Bo Polimoda to starsza siostra? Kiepska ta zachęta. Dlaczego pewne uczelnie i kierunki są tak oblegane? Po kilkadziesiąt zgłoszeń na jedno miejsce. Tak, bo student wie, że dyplom to gwarancja pożądanej pracy.

      Przecież jeżeli nasi „mentorzy” zdają sobie sprawę jak to jest na polskim rynku to po co produkują takie niezliczone masy ludzi nieprzystosowanych dosłownie do funkcjonowania w branży?
      Czy może takie postępowanie ma na celu selekcję naturalna w naszym środowisku?
      W modowej dżungli przeżyją tylko najbogatsi i z koneksjami lub układami?
      Podczas wykładów gościli u nas m.in. M. Zaczyński, M. Radulska i M. Gieracz, którzy jako nieliczni podawali klucz.
      Reszta wykładowców? Między wierszami dostaliśmy jasny przekaz. Polska moda to świat blichtru, skandali, pieniędzy i znajomości /głównie dwóch ostatnich/ Na polskim rynku tyle właśnie jest drzwi i Ty wybierasz którymi możesz starać się wejść.
      2 niezawodne formy PR, plecki albo kaska;) Śmieszne, smutne i przy tym prawdziwe. Ilu tak na prawdę projektantów wzięło się znikąd? Jak Kuczyńska bez cienia wstydu może w co entym artykule kwitować, „że wszystko zawdzięcza tylko sobie”?! Błagam, każdy może sprawdzić jej bio. i jakie szkoły skończyła. Nikt mi nie mówi, że po dwóch znakomitych europejskich szkołach projektowania /w jednej z nich przeliczając z Euro rok nauki + utrzymanie to lekko 90 tyś złotych/. A potem wraca sobie dzieciątko do tego zaścianka i otwiera piętrową pracownię z butikiem na jednej z droższych ul. w Warszawie. Zień nie spadł z nieba tylko urwał się ale raczej nieźle wyrwał z portfela Dochnal. Co to za argument, że się wypalił i może ewentualnie coś przy wnętrzach podziała. Dwa lata i pic bum! Wielkie zmartwychwstanie. Arkadius wspominał o biednej rodzinie ale przecież nie zarobił na zmywaku na St. Martins i potem na całą resztę. Stróżyna? Moja mama nie kupowała sobie szortów Versace, kiedy na półkach był tylko ocet… ale On też wszystko sam osiągną dzięki swojej ciężkiej pracy.

      Owszem, jest mało miejsc pracy ale czy to powód, żeby zachowywać się jak na dzikim zachodzie? Profesjonalizm rzeczonej Warszafki /bo to teraz takie modne i każdy coś wykłada albo organizuje warsztaty z tego czy owego/ przypomina teraz bardziej walczące ze sobą o wpływy gangi. Czy tego typu instytucje i ludzie nie powinny zmieniać nie tyle naszego podejścia co pracodawców? Kiedy ten rynek zacznie się stabilizować i pytanie… od kogo to zależy?
      Moja dobra znajoma długi czas chodziła sfrustrowana wręcz patologicznymi rozmowami kwalifikacyjnymi… bo co może wyjść ze spotkania na którym Pani z HR pyta się jej „a proszę mi powiedzieć co to znaczy, że była Pani kierownikiem regionalnym firmy X”?. To niestety norma.

      Tak z ciekawości proszę sobie przejść po Goldenline i zerknąć na CV osób na najwyższych stanowiskach polskich modowych firm. Pozostawiam ocenę strategii tych firm Państwu.
      Jak dla mnie to sami znajomi królika.

      Płakać, wyć mi się chce jak czytam, że NYFW jeszcze się nie skończył a już zarobił prawie 900 mln $. Burmistrz Michael Bloomberg już zaciera rączki i planuje – nie mili Państwo, nie kolejne FW ale jak tu przywrócić świetność dzielnicy Garment District, czyli czegoś jak nasza Łódź albo ulica Targowa z przed I wojny /a kontem, mówiąc o „paryskim szyku”, szkoda, że nikt nie pamięta jak częstymi klientkami na tej handlowej ulicy były Francuzki łapczywie zaopatrujące się w niepowtarzalne polskie wyroby, dosłownie czczące kunszt naszego fenomenalnego krawiectwa!/ Wracając do Pana Michael Bloomberg, ten już kombinuje jak tu zorganizować dotacje, preferencyjne pożyczki i ZNIŻKI W PODATKACH dla projektantów, którzy będą tworzyć z wszywką made in NY.
      A my Panie Jacku S.K. jak zawsze za przeproszeniem od d… strony:/

      Oczywiście, gdzie nam przyrównywać się do NY ale to kwestie raczej gospodarczo historyczne. Jak dla mnie chodzi raczej o ducha walki. Jak my mamy go mieć jeżeli rząd polski pozwolił upaść Łodzi w niespełna półtora roku a do tej pory płacimy na górników, mimo iż o połowę taniej można sprowadzać węgiel z RPA? Ciężko się bić kiedy nie mamy nikogo po swojej stronie. Chiny, Chinami ale jak można było tak zaprzepaścić dziedzictwo narodowe, które pogrążyło większość przemysłu lekkiego w Polsce? Pozamykano szkoły profilowe. Teraz jak się ostało kilka nielicznych to i tak już ten etap, że uczący w nich sami nie wiele potrafią! Obecnie zdaję na Europejskie papiery mistrzowskie. Czteroosobowa komisja egzaminacyjna ma chyba łącznie ponad 250 lat. Ich wiedza jak na mój gust obejmuje ten przedział czasowy w którym było już zbyt wiele „po” i niestety za dużo „przed”. Reasumując jestem przeładowana niezbyt przydatną wiedzą, po to aby dostać jeden świstek.

      Możemy się jednak poszczycić wspieraniem Wschodu. Pracy ma u nas sporo Ukraińców bo ich szkolnictwo w tym zakresie jest jak na nasz poziom porażające. Czy ktoś wie co to są liniały i krzywki? Ja nie wyobrażam sobie bez tego sprzętu pracy przy konstruowaniu ale o tych kilku krzywych linijkach nie ma chyba żadnych wzmianek w polskich podręcznikach do konstrukcji a co jest elementarną podstawą na całym świecie. Oczywiście Polak potrafi… i bez tego.

      Wybaczcie taką nie składną i mocno emocjonalną wypowiedź ale zdecydowanie preferuję, przelewanie emocji na tkaninę, czy konstrukcję a nie na klawiaturę czy papier. Tak, dużo tu bałaganu i brudku i nie tylko w sensie stylistycznym. Tekst napisałam dość spontanicznie bez bieżącego researchu ale zastrzegam sobie, że tylko w kwestiach historyczno-ekonomiczno-gospodarczych. Dysleksja raczej oczywista?

      Drogi Michale Z., szanowny gospodarzu,

      Włożyłeś kij w mrowisko… a to takie małe mrowisko, wszystkie mrówunie się znają. Ciężko tak pisać aby nikogo nie urazić? A to już w odniesieniu do jednego z poprzednich Twoich wpisów, iż wolisz unikać zaprzyjaźniania się z projektantami w obawie o obiektywizm recenzji ich kolekcji.

      Dobrze się jednak stało, bo sprowokowałeś kilka innych osób. Mimo, że część z nas zabiera głos anonimowo i nie jest on wolny od goryczy, żalu i żółci to mam nadzieję że ta dyskusja ruszy gdzieś dalej niż po za ten blog, ustawiając trochę nasze modowe podwórko.

      Odpowiedz
      • J.O.B.
        20 lutego 2012

        i tu własnie wydaje się pies pogrzebany. jak to możliwe, że projektantami mody tytułują się w Polsce dziesiątki ludzi, którzy (zdaje się) nigdy nie siedzieli przy maszynie do szycia, nigdy nie rozysowali wykroju w pojedynczym choćby rozmiarze ( nie mówiąc już o wyrysowaniu pełnej rozmiarówki), nie znają fachowej terminologii, metod krycia szwów, nie rozróżniają większości surowców używanych w przemyśle? nie mówię, że projektant powinien być specjalistą w każdej z tych dziedzin, od tego są zastępy wykwalifikowanych rzemieślników, żeby zrobić to lepiej. nie wyobrażam sobie jednak żadnej skutecznej komunikacji z podwykonawcami przy nieznajomości podstaw inżynierii odzieżowej.

        w nowojorskiej FIT (szkole publicznej, niedrogiej, dostępnej niemal każdemu kto zapragnie „zaczepić się” w tej branży), gdzie uczęszczałam na zajęcia przez trzy semestry nie do pomyślenia było przystąpienie do jakichkolwiek kursów bez preliminarnych (choć intensywnych) zajęc z technik krawieckich (krawiectwo lekkie 2 semestry, kraiwectwo cięzkie 2 semestry) zmuszających do opanowania przemysłowego osprzętowania. nie do pomyślenia było przystąpienie do drapowania czegokolwiek poza ołówkową spódnicą, dopasowanym topem i prostym żakietem bez umiejętności rozrysowania tych ostatnich w przynajmniej dwóch wybranych rozmiarach.

        może jestem nieco staroświecka, może trochę naiwna, wciąż jednak myślę, że przygotowanie tak zwanych sampli powinno być w zasięgu każdego projektanta, ktoś, kto nie potrafi odszyć tego co nawymyślał powinien wrócić na zajęcia kółka krawieckiego w lokalnym domu kultury.

        Odpowiedz
      • ewa kozieradzka
        20 lutego 2012

        !!!!!!!!!

        Odpowiedz
      • ewa kozieradzka
        20 lutego 2012

        !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

        Odpowiedz
      • Obserwator
        21 lutego 2012

        Bardzo wzruszająca wypowiedź i prawdziwa.I pytanie: dlaczego większość uczących w ASP jest tak fatalnie ubrana. Jak można uczyć kreatywnego podejścia do mody i nie mieć poczucia estetyki? Frustracje uczących, przenoszą się na studentów. Po co więc pracują, skoro ciągle narzekają na swój los? Po co Jacek Kłak organizuje FW? Dla kogo, dla własnej satysfakcji? Dla pieniędzy, dla splendoru?

        Odpowiedz
  31. Jacek S. Kłak
    17 lutego 2012

    Pani Projektantko. I w tym przypadku muszę się zgodzić praktycznie z każdym Pani zdaniem. Bardzo dokładna ocena i analiza sytuacji. Właściwie to myślimy bardzo podobnie o sprawach które wiemy i uznajemy za oczywiste ale jak widać po postach na FB nie dla każdego takie oczywiste…..Ja muszę przyznać się tylko do jednego. Zaczynając projekt FW w 2005 roku (przeleżał w wersji demo 4 lata) wiedzieliśmy ,że jest za wcześnie na takie wydazrenie zwłaszcza w kontekscie tego co się wówczas działo .Ale chcielismy go robić w formacie międzynarodowym i na zasadach wysoko postawionej poprzeczki.Naginanie się do sytaucji specyfiki polskiego rynku zrobili już inni i nic z tego dobrego nie wyszło z wyjątkiem paru nadmuchanych pawi. Realizując FW parę lat później dopiero po jakimś czasie mogłem ocenić jak dalece raczkujący jest rynek projektantów w Polsce (moze Pan Michał Zaczyński nie do końcą świadomie odkrył nagą prawdę i finalnie mnie oświecił w jakim kraju żyję )) . Ale napisałem wcześniej ,że moje wcześniejsze doświadczenia to głównie rynek firm odzieżowych (pracowaliśmy dla 80% dużych marek polskich w latach 90tych ) gdzie panuje zupełnie inny model biznesowy.Mieliśmy kontakty z kilkoma projektantami ale raczej czynnymi zawodowo i biznesowo więć obraz mógł być nieobiektywny.,Miałem prawo nie wiedzieć ,że jest tak źle . Dlatego próbujemy to naprawiać i korygować w trakcie. Dlatego pojawił się przy 2 edycji FW nieplanowany wcześniej Showroom aby dać szansę sprzedaży i prezentacji kazdemu(choć ta forma nie do końca mnie cieszy ),dlategi po dyskusji z Wojtkiem Słabym z Lewiatana na temat niewidzy absolwentów szkół -rozpoczęliśmy szkolenia Let them know i to czasami w tematach u podstaw. Dlatego uruchamiamy w Łodzi projekt Fashion Commission (szukamy na to partnerów i sponsorów) aby dać projektantom szansę na start w swoistym inkubatorze przesiębiorczości i pomagamy społecznie tworzyć Klaster Przemysłów Kreatywnych który będie kuźnią i stworzy silny multibrand projektancki. Będziemy go wspierać.. Rozpoczynając FW w 2009 od czegoś należało zacząć. Cel pierwszy: zwrócenie uwagi mediów na branżę został wykonany . Przypomnę:6 lat temu miedia interesowały się ciągle tymi samymi nazwiskami i nikt z TV nie interesował się tematem mody bo jak usłyszałem wówczas:”podczas pokazywania mody spada nam oglądalność”. Wczoraj zakończyliśmy pozytywnie negocjacje z dużą stacjąTV i pracujemy nad mniejszymi formatami dla TV niszowych. Uważam to za sukces FW .Do Polski ściagamy redaktorów pism zagranicznych i nie zniechęci mnie żaden Janko Niemuzykant komentarzem o piesku Marceliusa. Mamy coraz więcej znaczących tytułów i publikacji. Ilości idą już w setki zagranicą i tysiące w Polsce .Przychodzi czas na dalszy etap. Mamy media,możemy więć budować potencjał brandu projektanckiego.Media o FW zaczynają pisać pokazując wreszcie rzetelnie modę (ELLE,VIVA MODA,K MAG i wiele innych) bo do tej pory najczęsciej zamiast choćby jednego zdjęcia z pokazu zamieszczano celebrytów w różnych sytuacjach kuluarowych.To dopiero etap nr 1. który oceniam na 70-80% założonego planu. Etap nr 2 to profesjonalna produkcja etap nr 3 to handel. Krótko o produkcji. Nikt mnie nie przekona ,że bez profesjonalizacji procesu produkcji przetrwa choćby jeden designer.!! W dobie kiedy każdy potrafi wyprodukować liczyć się bedzie ten kto utrzyma jakość i relatywną cenę. Znam opinię galerii LA Fayette na temat naszej krajowej gwiazdy ( nazwiska nie wymienię) która cenami swoich dość amatorsko odszytych produktów przebiła ceną znane domy mody. Chyba myśłała zę nadal jest w Polsce i wszystko przejdzie. No właśnie:Kwestia handlu……Na dziś po prostu w Polsce go nie ma.Ale zaczyna się budować bo coraz więcej osób /inwestorów podpytuje mnie o sensowność inwestowania w te obszary. (Lepiej aby nie czytali bloga M Zaczyńskiego bo się zniechęcą po samych komentarzach) . Ale to się już dzieje. Jesteśmy po rozmowach z dużym projektem sprzedaży w internecie. Stoją za nim dziesiatki osób i miliony złotych. Powstaje szansa dla tych których długo nie bedzie stać na własny butik. (Zresztą kogo stać na to w Polsce? Może warto Panie Michale sprawdzić i popytać co się kryje pod spodem butików wielkich nazwisk ,czy zarabiają na drakoński czynsz na Mokotowskiej i obsługę sklepu? na media ,opłaty,ZUSy podatki…..Czy przy kosztach kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie są w stanie na to godnie zarobić?Zarabiają czy siedzą na kredytach? Czy za chwile się znowu czymś zadziwimy?) Ja pracuję nad modelem biznesowym w którym projektant poniesie ryzyko kilkunastrokrotnie mniejszych kosztów z tym samym efektem sprzedżowym. To jest cel. Zainteresowanych zapraszam do rozmów poza forum. Na koniec więc wrócę do kupców. Przy pierwszej edycji mieliśmy kilka multibrandowych butików z Tokyo,Paryża,Niemiec (MArtin- wytrwalec przyjeżdza do dziś na każdą edycję) Większość uznała to za stratę czasu po kilku prostych pytaniach o cenę,termin,sposób dostawy,jakość produkcji,sposobu załatwiania reklamacji….Nie przytoczę co usłyszałem wówczas ale jeden z szefów czołowego showroomu w Paryżu po długiej dyskusji zaproponował mi ,że może zrobić ……..szkolenia bo o handlu w Polsce na razie nie ma mowy. I od tej pory pracujemy usilnie nad tym aby ten stan rzeczy zmienić. W procesie mamy kilka projektów które za parę lat wywrócą do góry nogami rynek mody. Ale to wymaga czasu i partnerów. To nie jest tylko zadanie dla organizatora FW. Tego się nie robi przy innych Fashion Weekach. Organizatorów tamtych imprez (jesteśmy po parogodzinnej rozmowie z zarządem światowej sieci FW) te problemy nie interesują. Jest kasa? Jest pokaz. Tam problemy rynku zostają za drzwiami negocjacji o cenie za uczestnictwo. Jak się nie ma talentu połączonego z pełnym kontem to nie ma co startować do Berlina czy NY. Brutalny kapitalizm. …Być może nie jest to jedyna ścieżka. Wspólnie z Moda Lisboa pracujemy nad bardziej przyjazną formą wspierania talentów w kilku krajach. W marcu poleci do nich ktoś z naszych faworytów.Chyba wyczerłaem wszytko co chciałem powiedzieć. Pani Projektantce dziękuję za merytoryczną wymianę opinii. Reszczcie z Panem Zaczyńskim na czele-za łyżkę dziegciu która zakłuła w gardle . ZABOLAŁO i TO BARDZO…TO FAKT. Ale zawsze kiedy zaboli wychodzę z tego silniejszym i bardziej uważnym za co dziękuję nawet takim oszołomom którzy pozbierali plotki i wrzucli w jeden wór jak ten Janek nIe Muzykant.Pozdrawiam i kończę.Jacek S.Kłak

    Odpowiedz
  32. Marcin
    18 lutego 2012

    Cytat z bardzo ciekawego wywiadu z Adamem Lisowskim, właścicielem Fashion TV. Źródło: Gazeta Wyborcza 2007-07-31 Autor: Sebastian Łupak

    „- Trudno jest założyć stację? Studia, nadajniki…

    – Nie… Mnie to nie interesuje. Trzeba było tylko zapłacić i się samo zrobiło. Dla mnie zostały tylko problemy z projektantami…

    – Nie cieszyli się, że ich pokazujecie?

    – Przychodzi jeden i mówi: „Nie pokazuj mnie obok tego idioty!”. A drugi: „Tego nienawidzę, nie pokazuj go w ogóle!”. Oni są jak żony, nie pogodzisz ich.”

    „Oni są jak żony, nie pogodzisz ich.” ;PP

    Co do Fashion Week Poland (FWP). Z wykształcenia jestem handlowcem po Księżym Młynie, z zamiłowania fotografem. Interesuję się modą ale z racji tzw. „zboczenia zawodowego” zawsze bardziej pod kątem handlowym (czy kupiłbym te ciuchy które widzę na pokazie – czy to na takim FWP czy to w Internecie i czy klientki oraz klienci kupiliby to dalej ode mnie). Byłem na FWP jako widz robiący zdjęcia w 2009 roku i w 2010 na wiosennej i jesiennej edycji. I jako jedyny zdawałem relację z tej imprezy na jednym z for modelingowych. Na jesiennej edycji zaliczyłem tylko jeden pokaz i powiedziałem sobie – nigdy więcej FWP. Chce Pan Panie Jacku zrobić z tego imprezę która zadowoli wszystkich (no prawie)?

    1. Proszę spróbować zmienić formułę imprezy na bardziej targową. Oczywiście taką nieco ambitniejszą w realizacji, nie chodzi mi o typowe boksy z ciuchami na hali. W jednym miejscu a nie żeby trzeba było latać po całej Łodzi – bez sensu. Apogeum przypadło chyba na wiosenną edycję w 2010. Teraz zajrzałem na waszą stronę i widzę że większość imprez odbywa się na Tymienieckiego – czyli już nastąpiła jakaś poprawa. Trzydniówkę z jednym dniem stricte dla handlowców a reszta dla wszystkich. Impreza płatna. Z punktem kulminacyjnym w postaci pokazu-retrospektywy jakiegoś projektanta zagranicznego o światowej renomie. Retrospektywy bo chyba nikt nie będzie chciał oglądać jakiejś najnowszej kolekcji którą już mógł obejrzeć np. na YouTube a na premierową w Łodzi raczej nie będzie można liczyć, od tego są znane i uznane tzw. stolice mody.

    2. Wyrzucić tzw. warszawkę do drugiego rzędu na pokazach a do pierwszego przerzucić ludzi którzy naprawdę tym (modą) żyją i często z niej żyją (albo zamierzają z niej żyć).

    3. Jak projektanci chcą się szerzej wypromować na FWP to powinni sami dbać o modelki jakie chcą mieć na swoim pokazie tak jak to jest na Zachodzie. Czyli opłacać je ze swojej kieszeni. Ale to w polskich warunkach praktycznie niemożliwe bo bardzo mało kogo na to stać więc trzeba im zapewnić swoje. Ale wypadałoby zacząć brać na pokazy również bardziej rozpoznawalne modelki agencyjne (takie które dla ludzi interesujących się tą branżą będą dodatkowym wabikiem aby się wybrać na taką imprezę jak ten tzw. FWP), przynajmniej z jedną na każdy odbywający się pokaz. I płacić wszystkim modelkom na czas i/lub w ogóle płacić.

    Ale jak czytam słowa Pana Jacka przytaczane w powyższym blogowym artykule:

    „Inna sprawa: to ewenement, że dajemy możliwość projektantom pokazania się za darmo. Szef IMG Group, który zarządza fashion weekami w Europie, był zszokowany, gdy mu o tym powiedziałem ostatnio w Berlinie. A ja już nie chciałem nawet tłumaczyć , że u nas trzeba miesiącami kogoś prosić o udział, fundować hotele, full serwis…– mówi Kłak.”

    To mi wszystko opada. Prosić o udział czyli ludzie sami z siebie nie chcą się tu w Łodzi pokazywać? To co, impreza jest robiona na siłę? Bo po lekturze tego fragmentu zdecydowanie odnoszę takie wrażenie. Fajna zabawa za pieniądze pochodzące w większości z Urzędu Miasta Łodzi. Organizujemy imprezę i przeznaczamy na nią powiedzmy 3 miliony zł. Robimy tak żeby wydać na wszystko maksymalnie 2,5 miliona zł a 0,5 miliona zł mamy dla siebie. Można żyć na poziomie? Można żyć. Ot takie moje czysto hipotetyczne gdybanie.

    A może chodzi o coś zupełnie innego?

    Moda Forte to dla mnie firma legenda. Z tego co ja kojarzę po czasach panowania Mody Polskiej przez pewien czas jedyna istniejąca profesjonalna agencja modelek w Polsce, jeszcze zanim zaczęły pojawiać się na rynku te warszawskie. Trzeba było bardziej pilnować Jagodzińskiej to byście zbudowali sobie na niej solidne podstawy na drugą połowę pierwszej dziesięciolatki XXI wieku, tak jak to się stało w przypadku agencji GAGA i JAC – sukces jednej dziewczyny sprawił że automatycznie zostały przestawione tory (GAGA to była wcześniej agencja hostess jeśli dobrze pamiętam), machina ruszyła i działa na pełnych obrotach. I nie musielibyście się bawić w jakieś FWP żeby przetrwać. O co mi chodzi? Kto wie ten wie. A kto nie wie ten może sobie o tym przeczytać tutaj https://tnij.org/phwd Po prostu jeden facet w 2004 roku spieprzył wam cały interes.

    Odpowiedz
  33. Jacek S. Kłak
    21 lutego 2012

    Panie Marcinie:).Odpowiem w punktach bo dużo tego się zebrało.
    1.Agencja modelek to już historia i jak mawiają Chińczycy (którzy za chwilę wykupią starą Europę zanim się zorientuje ,że jest w ich rękach) -nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki
    2.FW nie jest towarem zastępczym i wiemy do czego celujemy ale trochę rynek nie dojrzał do tej imprezy a na pewno nie na takim poziomie na jakim ona jest realizowana. Ktoś kto jeździ i ogląda Londyn,Wiedeń,Berlin,Lizbonę-na pewno mnie poprze.Szefowie tych imprez znacznie bardziej niż choćby lokalna prasa doceniają naszą pracę bo wiedzą ile to kosztuje wysiłku.
    3.mamy określoną misję i nie chcę się od nikogo odcinać, i jak do tej pory nie dawałem się obrazić ze względu na dobro imprezy.Samo słowo „warszawka” trochę mi chyba wkładają inni w usta. Ja tego tak nie traktuję,zresztą mając 10 lat biuro w Wawie sam się do tej grupy zaliczałem..Napisałem o „warszawskim fochu” bo to cytat z P.Michała Zaczyńskiego kiedy napisał pierwszą relację z FW w 2009 w Newsweeku i jak widać niewiele osób tę grę słów zrozumiało.
    Nie ma więc czarnej listy jak sugerował Marcin Giebułtowski z wyjatkiem jednej projektantki ktora nas wystawiła do wiatru 2 razy rezygnuąc dosłwonie w ostatniej chwili i 3 ci raz się nie pozwolimy.
    4. Nasze pierwsze rzędy bardziej zajmują zagraniczni dziennikarze (ostatnio mielismy w sumie ok 120 gości zagranicznych ) który po prostu nasz rynek nie rozpoznaje bo skąd mają ich znać, a także główni sponsorzy,szefowe redakcji, ale czasami też celebryci dozowani we właściwej proporcji nad którą chcemy zapanować.Zdarzają się wyjatki i wpadki bo czasmi ktoś na bezczela się lokuje ze swoją switą.:) ….
    5.Udział Miasta zmalał do ok 30% i Fashion Week jest jedynym festiwalem w Łodzi który w większośći utrzymuje sie sam a jednocześnie oddaje miastu tak duży ekwiwalent reklamowy (za każdą złotówkę -9 zł) Tak dobry wynik notuje tylko Sound Edit ( w proporcji 1/3) i Łódź Design. Obie imprezy podobno niedługo mogą zniknąć z mapy Łodzi….szkoda. Pozostałe festiwale konsumują kasę nie dając Miastu reklamowego zwrotu ale to zrozumiałe bo działając na polu kultury o wiele trudniej tworzyć promocję miasta..Impreza FW przynosi nam więc regularne straty .Z pewnością w tym roku nie możemy sobie na to pozwolić aby nie skończyć jak legendarny w Łodzi festiwal 4ech kultur.
    6.Dotknął Pan własciwej struny z tym modelem handlowym . Dokłądnie to robimy i rozwijamy ! Showroom zajmuje powierzchnię ponad 1000 m.kw i kumuluje ok 100 projektantów i marek gdzie można sprzedawać takz eswoje produkcje..
    Aranżujemy wyjazdy designerów do innych krajów na imprezy targowe a w tym roku mam nadzieję ,że mogę to ogłosić ,wraz z firmą powiązaną z Allegro robimy mega akcję sprzedazy polskich projektantów w necie i na terenie FW. Mamy z Irminą cel ale też plany jego realizacji. Za kilka lat w ramach Klastara Art&FAshion będziemy koordynować produkcję kilkunastu a moze wiecej pracowni i atelier, sprzedawać po całej Europie za miliony Euro. Zbieramy do tego partnerów biznesowych co w kryzysie nie jest proste. Ale to się stanie. Jak ktoś wybiera event w Galerii Handlowej zamiast FW to znaczy że sam wysiadł z pędzącego pociągu i wpadł swiadomie na stacyjkę na jakimś zadupiu.
    7.Temat Jagodzińskiej:) ja już dawno pogrzebałem.W zasadzie mogę powiedzieć ,że jak Bóg chce pomóc to chorobę zsyła.Tamta historia popchnęła mnie w innym kierunku i mogę być dzisiaj wdzięczny za to przykre doświadczenie.Ale dziękuję ,że Pan pamięta bo to przestroga dla innych.
    8.Uczymy się całe życie i dziękuję za ciekawy post .Dał mi dużo satysfakcji za co dziękuję szczerze….

    Odpowiedz
  34. Jacek S. Kłak
    21 lutego 2012

    I jeszcze jedno. Adam z FTV znany jako Michelle Adam : jest wizjonerem którego niesamowicie cenię za kreatywność i podejmowanie ryzykownych działań choć styl życia ma daleki od mojego.Spędziłem z nim kilka godzin na rozmowach i powiedział mi to samo:) Faktycznie czasami rozbijamy się o skały

    Odpowiedz
  35. Marian Kicz
    21 lutego 2012

    A jednak będą w Łodzi. To ciekawe dlaczego galeria handlowa wydała im się mniej komercyjna niż impreza branżowa.

    https://www.polskatimes.pl/artykul/510743,fashion-week-w-lodzi-bez-znanego-duetu,id,t.html

    Odpowiedz
  36. MK
    21 lutego 2012

    Joanna Barczykowska Dziennik Łódzki
    „Fashion Week w Łodzi bez znanego duetu
    Duet znanych projektantów Paprocki&Brzozowski nie pojawi się na najbliższym tygodniu mody w Łodzi. Projektanci związani byli z Fashion Week od drugiej edycji.

    Ich pokazy cieszyły się zawsze największym zainteresowaniem. W planie wiosennej edycji Fashion Philosophy Fashion Week Poland, która rozpocznie się już 18 kwietnia, nie ma jednak ich pokazu.

    Projektanci tłumaczą swoją nieobecność dużą ilością pracy. Wielbiciele strojów znanego duetu będą mieli jednak okazję zobaczyć ich najnowszą kolekcję. Paprocki& Brzozowski będą mieli swój pokaz w Galerii Łódzkiej już 17 marca. Na Fashion Week łodzianie będą mogli zobaczyć jednak nie mniej znanych projektantów. Swoją obecność potwierdzili m.in. MMC, Natalia Jaroszewska i Agata Wojtkiewicz.”

    To ciekawe, że galeria handlowa jest dla nich mniej komercyjna niż impreza branżowa ………

    Odpowiedz
  37. Ultra » Blog Archive Ultra - W poszukiwaniu Izabeli Blow
    22 lutego 2012

    […] która rozgorzała na blogu Michała Zaczyńskiego, osiągnęła zadziwiająco wysoki, jak na internet, poziom (pojedyncze posty o treści […]

    Odpowiedz
  38. Czytelniczka
    22 lutego 2012

    W ramach ciekawostki, opowiem co mnie spotkało.
    Po pokazie ZUO Corp., dostałam zamówienie od Klientki na zestaw ich projektu (total look z wybiegu – to miał być dopiero początek, Klientka była zachwycona ich kolekcją.
    Na stronie internetowej tej marki, znalazłam e-mail do „SALES”. Wysłałam zapytanie o dostępność i cenę. Nie uzyskałam odpowiedzi. Po tygodniu ponowiłam swoje pytanie. Dostałam odpowiedź po kilku dniach: „Model ten będzie w sprzedaży od kwietnia 2012 roku”. Zapytanie wysyłałam w listopadzie 2011.
    Jak oni kiedykolwiek chcą zacząć zarabiać, skoro wykazują takie podejście do Klienta ?????
    Przedstawiają kolekcję, którą będzie można kupić pół roku później? Przecież to kpina.
    Nie wiem dlaczego nie będą obecni przy okazji nadchodzącej kolekcji, ale jako widz oceniam – gdyby nie Fashion Week, ZUO Corp., jak i wiele, bardzo wiele innych firm nie odniosłoby głośnego sukcesu i tak ogromnego kroku do przodu.

    Odpowiedz
  39. Jacek S. Kłak
    22 lutego 2012

    Także polecam Ultra Zurnal „W poszukiwaniu Izabeli Blow”.

    Odpowiedz
  40. MK
    22 lutego 2012

    „W poszukiwaniu Izabeli Blow
    Utworzono 22 lutego 2012, 20:29, autor: Redakcja, kategoria: Ultra.

    Na dniach wybieram się na targi mody w Poznaniu. Z doświadczenia wiem, że wystawiają się tam głównie przedstawiciele handlowi różnych odzieżowych marek zagranicznych, producenci nici, guzików, maszyn do szycia, prasowanek na ubranka niemowlęce, kurtek, czapek, szalików, wszelkiego sortu firmy odzieżowe oraz Donna Karan (?!). O tej porze zwykle zaczynam mozolne googlowanie uczestników. Doszłam do „F”. Czasem pierwszych dziesięć wyników (nawet po dopisaniu do nazwy firmy słowa „odzież”) dotyczy pomp hydraulicznych i/lub kserokopiarek, i wtedy uznaję, że dowiedziałam się o danej marce wszystkiego, co chciałam wiedzieć. Częściej jednak natykam się na porządne, od lat funkcjonujące firmy odzieżowe lub producentów dodatków. A po głowie w kółko kołacze mi się dyskusja nad sensem i formą istnienia polskiego tygodnia mody w Łodzi. Już tłumaczę, co to ma ze sobą wspólnego.

    Dyskusja, która rozgorzała na blogu Michała Zaczyńskiego, osiągnęła zadziwiająco wysoki, jak na internet, poziom (pojedyncze posty o treści „fashion week ssie pałę” spotkał milczący ostracyzm), a jej przebieg daje się streścić następująco:

    1. Malkontenci oskarżyli Organizatorów o to, że Fashion Week nie staje na wysokości zadania, między innymi (pozostałe zarzuty były natury personalnej i uznaniowej) nie zapewnia kupców, kontrahentów, producentów, i ogólnie rzecz biorąc – zbytu, prezentującym się Projektantom.

    2. Organizatorzy odpowiedzieli Malkontentom, że z pustego i Salomon nie naleje, więc trudno zainteresować detalistów projektantem, który odszywa kolekcję w pojedynczych sztukach i nie jest w stanie dostarczyć pełnej rozmiarówki, nie wspominając o „ilościach handlowych”.

    3. Projektanci odpowiedzieli Organizatorom, że rynek w Polsce chłonie mikroskopijne ilości designerskich ubrań, w związku z tym nie odszyją „ilości handlowych” tak długo, jak długo nie wydadzą się bogato za mąż, bo nikt przy zdrowych zmysłach (prócz ukochanego, o ile można uznać, że miłość nas przy zmysłach pozostawia) nie sfinansuje inwestycji z tak nikłą szansą zwrotu.

    4. Organizatorzy odpowiedzieli Projektantom, że mogliby nieco wpłynąć na ten stan rzeczy, gdyby się wzięli porządnie za swój PR, marketing, biznesplan, określili grupę docelową i ogólnie zainwestowali w agenta.

    5. Projektanci odpowiedzieli Organizatorom, że najlepszy biznesplan nie stworzy klienta z powietrza, że klient zwyczajnie nie istnieje, w każdym razie, nie w „ilościach handlowych”. A na marginesie mówiąc, w Polsce Agenci Mody też de facto nie istnieją.

    6. Agenci Mody, jako że nie istnieją, nie odpowiedzieli nic.

    Mniej więcej w połowie dyskusji Organizatorzy mogli przestać się bronić, a atakujący sami doszli do wniosku, że w polskich warunkach Fashion Week nie tyle odpowiada na potrzeby rynku, co je mozolnie kreuje, więc czepianie się braku kupców jest zasadniczo wyrzutem, że zbyt wolno czyni się cuda. W tym przypadku to podaż usiłuje wykreować popyt. Organizatorzy twierdzą, że nawet im się to udaje.

    Faktycznie, zauważyłam już dawno, że zainteresowanie modą wzrasta w sposób drastyczny. Kiedy jechałam na drugą edycję Tygodnia Mody, czytałam w pociągu Newsweeka, w którym najbliższe tematu mody było zdjęcie żyrandola z tamponów opatrzone stu wyrazowym komentarzem. Teraz artykuły Michała Zaczyńskiego o fashion weekach zajmują po dwie strony, a „poważne” pisma polityczno-społeczne traktują modę jak element kultury na równi z książką czy kinem. Nie wiem, czy pan Zaczyński zgodziłby się z ryzykowną tezą, że rozwój kariery zawodowej zawdzięcza istnieniu Fashionphilosophy Fashion Week Poland. Trzeba by spytać. Ale wiem, że cztery lata temu concept story, w których znajomi projektanci umieszczali ciuchy, padały szybciej, niż tamci je odszywali, telewizja nie mówiła o modzie nic, Anją Rubik pies z kulawą nogą się nie interesował, a ja obliczyłam, że projektantów żyjących z projektowania jest w Polsce dokładnie tylu, ilu jest polskich astronautów. Nawet, jeśli Fashion Week nie stworzył „mody na modę”, to pompuje w nią tlen, i zdaje się, że ludzie mody spostrzegli, że wypadałoby przestać podcinać gałąź, na której się siedzi (albo z której, w najlepszym razie, skorzystali pnąc się wyżej).

    Pomijając więc kwestię domniemanej winy, pozwolę sobie zdefiniować istotę problemu: polski projektant nie potrafi przeskoczyć z etapu szycia pojedynczych egzemplarzy za pomocą własnej babki lub atelier z trzema krawcowymi, do etapu produkcji (przez co rozumiem odszycie pełnej rozmiarówki dostępnej na przykład w 5 sklepach w Polsce i kilku za granicą). Dlaczego? wypowiadająca się anonimowo projektantka (choć mam wrażenie, że od dłuższego czasu znam ją osobiście), wyliczyła dość przekonująco, że nikogo na to nie stać. Z tym, że wcale nie musi być stać – należałoby wszak zakontraktować kontrahenta. I to, w praktyce, z jakiegoś powodu okazuje się być niemożliwe.

    ***

    Piszę tu o dwóch wydarzeniach. Targi Mody w Poznaniu, Tydzień Mody w Łodzi. Te imprezy dzieli absolutnie wszystko – forma, kształt, grupa docelowa, charakter wystawców. Łączy je jedno: Obie reklamują się jako „największe wydarzenie modowe w kraju”. Jedni i drudzy zdają się do tego stopnia nie dostrzegać „konkurenta”, że nikomu nawet nie chce się marnować atramentu na polemikę. Istnieją każdy sobie, i choć można wszak obiektywnie stwierdzić, że są to DWIE największe imprezy modowe w kraju, to, na evencie A nie ma żadnego wystawcy z eventu B i odwrotnie. Będąc kilkukrotnie na obu, nie zauważyłam jednej znajomej twarzy. Krótko mówiąc: Poznań jest olewany przez fashionistów, Łódź jest olewana przez producentów (mimo, że jest tradycyjnym zagłębiem produkcji włókienniczej. Nie zdziwiłabym się, gdyby zakłady produkcji odzieżowej z Łodzi jeździły podpisywać kontrakty do Poznania). Bo choć w Poznaniu nie ma blogerek i chłopców z modnym loczkiem, piór w tyłkach i darmowego Martini, różowych psów i diamentowych smartfonów, Diane Pernet i innych dementorów, to Poznań ma to COŚ, o co chodzi w całej dyskusji o formę i sens istnienia fashion weeku: ma producentów. Wychodzi na to, że kiedy Łódź projektuje, Poznań produkuje. Produkuje lepiej lub gorzej. Produkuje dla szerokich mas, dla butików z serii „Modna Ewa” i „U Hani”, ubrania proste, łatwe w odbiorze, cofnięte należycie o 4 do 6 sezonów (przezabawne jest to, z jaką pieczołowitością, mimo wszystko, chronią swoje wzory jako tajemnice handlowe), tak, by przypadkiem pracownica zakładu fryzjerskiego w Zduńskiej Woli nie uznała ich za zbyt ekstrawaganckie. Ale produkuje. W pełnej rozmiarówce, w ilościach handlowych, i wcale nie musiał w tym celu wychodzić za mąż. Zastanawiam się, nieśmiało, czy nie dałoby się jakoś tych dwóch miast pożenić?

    Dlaczego, firma, dajmy na to, „Beatrix”, o której nikt nie słyszał, mogła zebrać kapitał początkowy wystarczający do wyprodukowania kolekcji w pełnej rozmiarówce, założenia trzech własnych sklepów i zaopatrzenia kolejnych piętnastu, a grupa projektantów, dajmy na to Grzybowski & Pieczarski ma z tym o niebo większy problem? Mogę zrozumieć, że inwestor krzywo patrzy na młodego zdolnego projektanta, który właśnie skończył MSKPU i założył markę o nazwie SMD, co się rozwija na „Suck My Dick”, ale lwia część ekipy określonej w pierwszym akapicie jako frakcja Malkontentów, udowodniła już swoją wartość i spokojnie mogłaby przejść z etapu szycia sampli do etapu produkcji masowej, gdyby chciała.

    Dlaczego tak się nie dzieje?

    Być może rację ma Joanna Beckwith (przyp. red. jedna z redaktorek Ultra), która przypomniała mi, że firma odzieżowa typu pierwszego ma o niebo większy zbyt, niż pozostałe. Wszak Beatrycza sprzedaje sukienki fryzjerkom w Zduńskiej Woli, Grzybowscy celebrytkom, a Młody – chłopcom z loczkiem (wyszło na to, że w Zduńskiej woli jest więcej fryzjerek, niż chłopców z loczkiem w całej Warszawie, ale wiadomo, o co chodzi.) Być może to brak rynku odstrasza inwestorów. Ale jest też czynnik, który wspomniana anonimowa projektantka nazwała „parciem na bycie singlem”. Bo czy Młody zrezygnuje z pomysłu na zostanie nowym Galliano, by pracować w firmie Aldona? Tym razem to prawdziwa firma, jedna z pierwszych na liście wystawców w Poznaniu. Googluję, jak wspomniałam, alfabetycznie.

    ***

    Mój znajomy projektant szkła nie mógł zrozumieć, na czym polega omawiany tu problem. „Jeśli – tłumaczył – wystawiam się na targach z kieliszkiem, przychodzi przedstawiciel handlowy i zamawia ich u mnie tysiąc, to ja podpisuję z nim umowę, biorę kredyt w banku, dzwonię po hutach w całej Europie, wybieram najlepszą, powiedzmy w Rumunii, i robię. A kredyt spłacam dzięki podpisanej uprzednio umowie. Więc w czym rzecz?” No właśnie. Czemu projektant sukienki nie może zrobić tego samego?

    Mówiąc szczerze, sama do końca nie wiem. Ale pozwalam sobie mieć zdanie. Po pierwsze, projektant nie ma zdolności kredytowej (m. in. dlatego, że jako artysta nie splami się pracą na etacie), po drugie, kieliszków kupuje się po sześć, ubrań – po jednej sztuce. Tysiąc sztuk designerskiego ciucha to na polski rynek za dużo. Dałoby się zaspokoić na rok dwadzieścia concept storów, a każdy z tych concept storów reklamuje się jako kolporter dóbr unikatowych. Po trzecie, dzisiejszy projektant chce mieć własną markę, własne nazwisko, nie planuje sprzedawać wzoru firmie produkcyjnej, która mogłaby upchnąć po sklepach te ciuchy w liczbie tysiąca, czy nawet dwóch, ale ze swoją metką. Nie! On czeka na inwestora, który sfinansuje JEGO kolekcję, a nie kupi od niego projekt.

    W każdej innej dziedzinie wzornictwa, projektanta definiuje się jako twórcę wzoru, który zostaje sprzedany firmie, która następnie wdroży go do produkcji (moi znajomi projektanci przemysłowi bardzo lubią słowo „wdrożenie”. Bardziej niż słowo „inwestor”). Tylko projektant mody uważa, że jego przeznaczeniem jest działanie w pojedynkę, zostanie nowym McQueenem. Krótko mówiąc, zamiast zatrudnić się w firmie produkującej odzież lub wymyślić i sprzedać 30 wzorów (choćby po to, by nabyć tę nieszczęsną zdolność kredytową), polski Młody Zdolny czeka, aż mu z nieba spadnie Izabela Blow.

    Nie nauczam projektowania. Nauczam historii (sztuki i kultury). Ale nauczam jej studentów projektowania. Często z nimi rozmawiam. Osobiście, prywatnie, jestem załamana nieporadnością najzdolniejszych z nich i złudzeniami tych najmniej zdolnych. Ponieważ jednak nauczam od niecałych 3 lat, i to w jednej tylko uczelni wyższej, nie miałam dotąd odwagi generalizować. Ale ostatnio pochłonęłam jednym haustem blog Hanny Gajos, i ucieszyłam się wielce, kiedy odkryłam, że doszła do dokładnie tych samych wniosków co ja:

    „Średnio co piąty uczeń deklaruje chęć zostania projektantem mody. (…) Jeden z nich, zapytany przez doradcę zawodowego, skąd taki pomysł, odpowiedział moda to moja pasja, a w ogóle to lepiej robić w twórczości niż wytwórczości. Przyciśnięty do muru, nie umiał wskazać różnicy między showbiznesem a showroomem, jednak oba pojęcia kojarzyły mu się z rozrywką, a więc miło.

    Przekonanie o tym, iż projektant to zajęcie lekkie, łatwe i przyjemne, utrwalają przekazy medialne, (…)Oglądając migawki z pokazów, słuchając minoderyjnych opowieści o pasji ubierania lalek od niemowlęctwa, łatwo uwierzyć w to, że życie projektanta mody to rewie, bankiety i szum pawich piór. Co prawda, od czasu do czasu dociera do nas informacja, że jakiś mistrz „koloru i kroju” trafił na odwyk, przedawkował lub popełnił samobójstwo na tydzień przed pokazem, ale kandydaci na kreatorów za mało jeszcze wiedzą, by wiązać to ze stresem. (…)

    Zwłaszcza że, aby zostać studentem jednej z licznych szkół sprzedającej marzenia i utwierdzającej słuchaczy w przekonaniu, iż do tworzenia mody wystarcza pasja, nie trzeba mieć talentu. Trzeba natomiast mieć pieniądze na czesne. I tak, co roku na rynek pracy trafia kilkuset pasjonatów, choć niekoniecznie zawodowców. Na stronach internetowych sami siebie kreują na kreatorów, stylistów i artystów. Pół biedy, jeśli ograniczą się do wymyślania artystycznych wizytówek. Gorzej, gdy najdzie ich chęć realizowania się w zawodzie projektanta w firmie odzieżowej. Z opowieści o tym, co przeżywają pracownicy wzorcowni, realizujący pomysły kreatora po przyspieszonej „akademii stylizacji”, można by stworzyć scenariusz serialu. I nie byłaby to komedia. Jednak winą za wzajemne rozczarowania − bo projektanci też mają swoje opowieści i anegdoty o właścicielach firm − nie można obarczać młodych ludzi. Raczej powszechny brak wiedzy o tym, czym jest zawód projektanta.”

    Oraz:

    „Młodzi ludzie aspirujący do zawodu „projektant mody”, pytani o powody takiego wyboru, często mówią: mam potrzebę wyrażenia siebie, zapominając o tym, że aby odnieść sukces trzeba raczej odpowiadać na oczekiwania innych i wyrażać potrzeby innych. Niestety, zbyt rzadko przypominają im o tym szkoły kształcące projektantów, które, akcentując w nazwach i programach, że moda to sztuka, zapominają, że moda to także, a właściwie przede wszystkim – biznes. A jeśli sztuka, to bardzo użytkowa, z krótkimi terminami ważności, co z kolei wymaga umiejętności śledczego rynku oraz interpretatora trendów społecznych i znawcy ekonomicznych. To oczekiwania bardzo duże wobec jednego młodego indywidualisty, który marzy przede wszystkim o premierze swojej kolekcji na wybiegu i sam w sobie tłumi pytanie co dalej?, bo szczera odpowiedź mogłaby zaboleć.”

    Pani Gajos trafia w sedno.

    Wraz z modą na modę narodziła się moda na bycie projektantem. Modę tę Fashion Week aktywnie wspiera, umożliwiając młodym ludziom, bez żadnego CV, bez żadnego portfolio, przedstawić za darmo kolekcję. To wspaniała szansa dla wielu poszczególnych projektantów, ale dla samego tygodnia mody – być może – zagrożenie. Bowiem przeszło połowa z tych projektantów, nawet jeśli ma talent i środki na odszycie kolekcji, nie ma samozaparcia, by wytrzymać w tym biznesie (inna sprawa, niektórzy mają samozaparcie bez talentu) i znikają równie nagle, jak się pojawili. Być może jest to moment, w którym łódzki fashion week strzela sobie w stopę. Jeśli bowiem rynek mody w Polsce jest tak marny, jak niektórzy twierdzą (z czym się zasadniczo zgadzam), to jest w stanie utrzymać przy życiu, powiedzmy, 15 do 20 projektantów. Wydaje mi się, że 4 lata temu mniej więcej tylu ich było, nie licząc oczywiście firm odzieżowych typu Aldona, bez ujmowania niczego Aldonie (osobiście uważam, że adresatem maili z CV, jakie rozsyłają niektórzy znani mi adepci, powinna być Aldona, nie Bernard*). Fashion Week w ramach kreowania popytu stworzył nadmiar podaży, i w tej chwili projektantów, w przeciwieństwie do astronautów, policzyć się już nie da. Sztucznie wytworzony tłok rykoszetem trafia w garstkę profesjonalistów, którzy o uwagę polskiego stylisty i dziennikarza z często wciąż nieukształtowanym gustem i niewyrobionym zdaniem, walczyć muszą z dziećmi szyjącymi ubrania fastrygą i przerabiającymi gotowe podkoszulki. Ludzie, którzy sporo dzięki Tygodniowi Mody zyskali, teraz dystansują się do niego, by zaznaczyć swą odrębność od chmary sztucznie utrzymywanych przy życiu bądź efemerycznych marek. Być może lada moment stworzy się nam grupa projektantów istniejących tylko i wyłącznie w przestrzeni łódzkich pokazów mody, która w żaden sposób nie mieści się w rynku, i która, po pierwsze, stanowić będzie wiecznie zasilaną nowymi rekrutami armię malkontentów, po drugie, rzuci cień na jakość polskiego tygodnia mody jako całości. Po trzecie, obniży zaufanie inwestorów do całej grupy zawodowej, jak bowiem do projektantów mają się przekonać inwestorzy, jeśli 1/3 istniejących na rynku projektantów wymienia się co roku?

    ***

    – Czy ja mam szansę zostać uznanym projektantem? – pyta tak zwany Młody mojej przyjaciółki.

    – Wiesz, szczerze, masz szansę nauczyć się rzemiosła, ale wizjonerem nie jesteś.

    – Aha. – Chwila ciszy. – A nie da się ze mnie zrobić wizjonera?

    Tym pesymistycznym akcentem… Dobranoc.

    * człowiek odpowiedzialny za rekrutację młodych projektantów na Fashion Week (nie mogłam się powstrzymać)

    Tekst i zdjęcia: Martyna Nawrocka / http://www.muncia .blog.pl”

    Temat wyczerpująco/trafnie ujęty. Pozdtawiam

    Odpowiedz
    • michalzaczynski
      23 lutego 2012

      Oj, o łódzkim fashion weeku już od pierwszej edycji piszę w każdym Newsweeku na 4 strony. O modzie do Newsweeka pisałem często i na długo przed pojawieniem się tygodnia mody w Łodzi. Stałą pracę w mediach mam nieprzerwanie od 1999 roku, więc chyba jednak to nie FashionPhilosophy zawdzięczam swoją „karierę”. Ale ciekawe, że ktoś może tak myśleć.

      Odpowiedz
      • martyna
        23 lutego 2012

        wie Pan , to pewnie dlatego, że JADĄC czytałam nr poprzedni :), Oczywiście wiem że pisuje Pan od dawien dawna, mniej więcej od czasu, kiedy pisałam maturę, a tekst o zawdzięczaniu kariery jest równie fałszywym wnioskiem, co wniosek o nieprzebranej liczbie fryzjerek w Zduńskiej Woli, w której zresztą nigdy nie byłam. W ogóle, nie sądziłam, że tekst wzbudzi aż taką uwagę, nieswojo mi.

        Odpowiedz
        • michalzaczynski
          23 lutego 2012

          Nie ma sprawy. A że wzbudził uwagę, to tylko się cieszyć! Tez nie byłem w Zdunskiej Woli, więc nie wiem, jak sprawy z fryzjerkami tam się mają.

          Odpowiedz
  41. Janek muzykant
    23 lutego 2012

    Caly czas sie tylko pisze o tym jak sprzedac kolekcje projektantow?A moze warto rowniez zapytac ta druga strone czyli poprostu ludzi czego tak naprawde oczekuja od mody?No wkoncu to oni sa odbiorcami,dla nich sie tworzy.
    A moze warto poruszyc zupelnie nowe filozoficzne tematy podczas Philosophy Fashion Week Lodz dotyczace mody,modelingu ogolnoswiatowego a
    mianowicie jakie prawdziwe wartosci wnosi moda,trendy w zycie czlowieka? Czy warto az tyle razy w roku odszywac kolekcje?Czy profesjonalne jest tylko to co robi sie i jak zagranica czy koniecznie trzeba sie tym wzorowac zeby byc profesjonalnym? Czy fakt ze na zachodzie projektanci w ten sposob dzialaja nie jest spowodowany tym ze chodzi znow o znalezienie sposobu na napedzanie konsumpcji.Czy czlowiek tego potrzebuje naprawde? Mam wrazenie ze Swiat Mody wpadl w jakies, ,koleiny,,Czy warto isc tym torem? i dokad on prowadzi?Czy nie lepiej wniesc zupelnie inne wartosci w to wszystko?Czasy sie zmieniaja,
    spoleczenstwo rowniez.Moda stworzona jest dla czlowieka.Trendy to nie tylko kolory,fasony i pieniadze itd. ale przede wszstkim sposob na zycie,ktory wplywa na zachowanie calego spoleczenstwa.W dzisiejszych czasach mowi sie tylko o pieniadzach,a moze warto pomyslec o wartosciach,wyjsc naprzeciw temu czego Swiat naprawde teraz potrzebuje?
    Czy prawdziwa elegancja polega na tym zeby sobie ,,przyklejac znane swiatowe marki i nazwiska na czolo,,?Czy nie jest to tani pretensjonalizm? Czy poziom imprezy zalezy od ,,topowych modelek,,?ktore w wiekszosci nie reprezentuja soba wiele.Wystarczy przesledzic zycie i kariere kilku z nich.Moze warto wejsc glebiej w temat a nawet za kulisy jesli trzeba.
    Ze znane wcale nie znaczy ze dobre i wartosciowe? Moze nalezy zadac sobie pytanie jakiej imprezy szukamy i co nazywamy ,,dobrym poziomem,,.

    Janek muzykant

    Odpowiedz
  42. projektant
    25 lutego 2012

    Zasadnicze pytanie do organizatorów:
    Dlaczego projektanci, którzy chcą wziąć udział w Fashion Week wyraźnie są dzieleni na „lepszych „i „gorszych”.
    „Lepsi” czytaj bardziej znani nie muszą wysyłać projektów,zdjęć itp. Po prostu wiedzą, że wezmą udział w imprezie, która odbędzie się za parę miesięcy.Spokojnie, na luzie przygotowują kolekcję, która często jest przypadkowym zestawieniem paru grup sylwetek.I w dodatku strzelają „fochy”
    A cała „szara masa” jest poddawana weryfikacji na dwa miesiące przed terminem FW. Nic dziwnego, że poziom imprezy jest nie równy.Zeby w ciągu 2 miesięcy przygotować całą kolekcję trzeba mieć duże zaplecze , to nie lada wyzwanie…kolekcje kontraktacyjne na Targi w Poznaniu są przygotowywane przynajmniej 4 miesiące ,a tak naprawdę wiele modeli jest powtarzanych , uszytych z innych tkanin i kolorystyce.
    Uważam, że w Polsce jest wielu naprawdę zdolnych projektantów ale „walczą z wiatrakami”…dlaczego? chociażby dlatego, ze projektant w firmie odzieżowej jest anonimowy. w POLSCE NIKT NIE PROMUJE NAZWISKA PROJEKTANTA, KTÓRY PRACUJE NA ETACIE .Może to wynika też stąd, że często właściciele firm mają ambicje bycia projektantem i sygnują kolekcje swoim nazwiskiem.A projektant ma szacunek do swojego nazwiska i swojej pracy i też chcialby choć przez chwilę poczuć, ze to co robi jest w stu procentach jego własne i móc wykrzyczeć Swiatu , że to Jego kolekcja , której oddał całe swoje serce , zaangażownie i czas.
    Gdyby firmy promowały swoich projektanów mniej było by zabłąkanych owieczek, które chcą samodzielnie zaistnieć na rynku
    Zastanawia mnie to, że większość projektów pokazywanych na FW jest bardzo użytkowa i nie sądzę, że są to projekty na tyle wydumane, że nijak nie da się ich przełożyć na nasz malutki”ryneczek”Może faktycznie należałoby połączyć FW i Targi w Poznaniu w jedną imprezę branżową a popracować nad bardziej wizjonerską formułą FW, żeby potraktować ją jako imprezę kulturalną , jak wystawę sztuki współczesnej , która nie zawsze jest użytkowa ale pozostawia refleksję i wiele znaków zapytania…i tutaj pole do popisu można oddać projektantom awangardowym,houte cuture i innym.Być może taka , dość kontrowersyjna formuła imprezy modowej przyciągnęła by do nas cały świat?
    pozdrawiam PPP projektant po przejściach:)

    Odpowiedz
    • J.O.B.
      26 lutego 2012

      a to my mamy projektantów haute couture w Polsce? 🙂

      Odpowiedz
      • Moda to kapryśna Pani
        27 lutego 2012

        Michał Starost chyba krowie spod ogona nie wypadł?

        Odpowiedz
      • MichalMarczewski
        7 marca 2012

        Atelier Zień, Gosia Baczyńska, Tomasz Ossoliński, Teresa Rosati, Teresa Kopias – tworzą couture na co dzień i całe kolekcje od czasu do czasu. I takich projektantów w każdym kraju jest przynajmniej 20 sztuk.
        Tworzą couture- „haute couture” zarezerwowane jest t y l k o dla Paryża. W US na przykład tylko Ralph Rucci ma prawo do używania na metce pełnej nazwy „haute couture”, w Polsce… — no to wstyd że nie wiesz – Ewa Minge :), a np w Rosji Valentin Yudashkin …

        Odpowiedz
  43. Jacek S. Kłak
    26 lutego 2012

    Projektantowi odpowiem przykładem z przeszłości. Swego czasu będąc świeżo upieczonym studentem Architektury zapytaliśmy docenta na zajęciach z przedmiotu Matematyka :”po diabła nam te macierze i badania ciągłości funkcji skroro jako przyszli architekci nie będziemy z tego korzystać, bo to wiedza stricte teoretyczna (zwłaszcza wspomniane macierze :))”. Dla większości z nas,potrzeba matematyki skończyła się na etapie zaliczenia egazminu na studia i trochę ten przedmiot odbieraliśmy jak zły sen anie dobrodziejstwo.. Docent zaciągnął się papierosem (wtedy na uczelniach palenie papierochów było czymś zupełnie normanym) i powiedział mniej więcej tak: Matematyka to przedmiot ścisły. Wiem że niewiele z tego zapamiętacie ,ale dla nas,czyli kadry profesorskiej to jest swoisty test kto z Was jest w stanie szybko wchłaniać nową wiedzę ,uruchamiać logikę i pobudzać mózg w tak ścisłych obszarach. Na tle artystycznych przedmiotów, matematyka jest sprawdzianem innych umiejętności.Potraktujecie to jako ćwiczenie umysłu.Przecież nie wiemy jak za 20 lat będzie wygladał warsztat architekta. …….Święte słowa.Wszyscy którzy chcielismy zostać w zawodzie musielismy przejsć niebawem przez epokę komputerów , Autocadów itp…..Moje pytanie więc brzmi. Dlaczego złożenie aplikacji i przygotowanie jej profesjonalnie do oceny Rady Programowej która wybiera kolekcje do Fashion Week stanowi taki duży problem dla Projektanta? Dlaczego 2 miesiące na uszycie zaprojektowanej bądź co bądź już kolekcji jest barierą?Jak to się ma do tych co na innych rynkach projektują 12-15 kolekcji rocznie? .

    Odpowiedz
  44. projektant
    26 lutego 2012

    Panie Jacku,
    projektant, który projektuje 12-15 kolekcji rocznie, nie wykonuje ich sam…stoi za nim zespół profesjonalistów, którzy wykonują jego projekty.Trzeba zejść na ziemię…
    Polska marka Tatuum Unique, za którą stoją projektanci , kolekcję zaprojektowali, to znaczy opracowali ją, stworzyli kocepcję, potem wizualizację, dobrali tkaniny i dodatki. To wszystko, to ogromna praca i czas, który musieli na to poświęcić. Ale potem dwa albo i nawet trzy razy więcej czasu poświęca na realizację kolekcji wielu ludzi: kostruktorzy,krawcowe itd. Projektanci owszem nadzorują ich pracę ale większośćczasu mogą poświęcić na pracę nad następnymi projektami. I mogę z odrobiną zazdrości powiedzieć, że mają szczęście bo firma w której pracują doceniła ich dotychczasową pracę, z drugiej strony internetowy rynek jest na tyle ekspansywny, że nie można w dzisiejszych czasach nie brać go pod uwagę.
    To ideał pracy projektanta : zrobić kolekcję, dostać za to pensję i jeszcze móc się pokazać bo firma w której pracuje wie, ze to jest potrzebne, że to nie są pienądze „wyrzucone w błoto”.Czas pokaże czy to się przełoży na sprzedaż, ja myślę, że tak
    Szara rzeczywistośćwielu projektantów jest jednak inna. Być może zbyt wielu z nich czuje się gdzieś w głębi duszy artystami nie przystosowanymi do wymogów rynku modowego.Moda to ring na którym trzeba walczyć o sukces wszystkimi dozwolonymi metodami.
    Większość projektantów, którzy chcą pracować na swoje nazwisko szyje kolekcje samodzielnie albo z pomocą jednej szwaczki/krawcowej i czasem konstruktora.Taki mini zespół jeżeli zaangażuje cały swój czas jest w stanie wykonać kolekcję w ciągu dwóch miesięcy ale trzeba mieć jeszcze czas żeby nabraćdystansu, żeby złapać oddech , nanieść poprawki.
    Osobny problem to tkaniny. Można zamówić piękne kupony ale czas realizacji zamówienie to w najlepszym przypadku 2-3 tygodnie.
    I dlatego uważam, że zaraz po jednej edycji FW w ciągu bardzo niedługiego czasu trzeba ustalać listę na następny FW. To na pewno poprawi jakość prezentowanych kolekcji.
    Życzę imprezie jak najlepiej bo FW jest potrzebny polskiemu przemysłowi odzieżowemu i polskim projektantom, i wszystkim związanym z branżą odzieżową.
    serdecznie pozdrawiam

    Odpowiedz
    • Jacek S Kłak
      26 lutego 2012

      Przewidziałem to zanim rozpoczęliśmy Fashion Week. Od 2 lat pracuję nad projektem Fashion Commission czyli miasteczka/dzielnicy dla artystów,sam projekt wchodzi do dużego projektu Klastra Art and Fashion-wkrótce ogłosimy zasady. Ale jedna jest nadrzędna: Każdy za niewielkie środki dostanie to co inni muszą opłacać dziś za kilkanaście razy więcej. Zaplecze przygotowania kolekcji,co-office,itp….będą wspólne dla wszystkich w Klastrze.Finalizujemy projekty inwestycyjne.

      Odpowiedz
  45. projektant
    26 lutego 2012

    To dobra wiadomość dla projektantów, którzy mają marzenia i myślą o dalszym „rozwoju”swojej marki bardzo poważnie(rozwoju na razie dałam w cudzysłowie bo główny rozwój musi się dokonać w ich głowach).
    O problemach związanych z projektowaniem kolekcji można by jeszcze pisać długo a i tak panaceum dla wszystkich nie odkryjemy:)
    Mam nadzieję, że informacje o zasadach uczestnictwa będzie można łatwo znaleźć a jasne , klarowne zasady będą obowiązywały wszystkich jednakowo.
    serdecznie pozdrawiam projektant

    Odpowiedz
    • Jacek S Kłak
      26 lutego 2012

      Wyjaśniam choć taki obowiązek nigdzie nie istnieje. Zasady są klarowne. 12 kolekcji w tym roku zostało nominowanych przez 12 osobową Radę Programową-lista osób na http://www.fashionweek.pl. Kilka kolekcji pojawi się komercyjnie ( w ubiegłym roku była to Aga Pou, Tatuum ,Solar) i jest to dostępne dla każdego kto spełni niezbędne oczekiwania w zakresie jakości kolekcji.Pozostałe kolekcje to zaproszeni goście zagraniczni i polscy. Analogiczne zasady są w offie z tym wyjątkiem ze nie ma tam miejsca na pokazy firm odzieżowych.To chyba wszystko w tym temacie.

      Odpowiedz
  46. projektant
    1 marca 2012

    Niestety nie ma listy projektantów, którzy wezmą udział w kwietniowej edycji FW:)

    Odpowiedz
    • Jacek S Kłak
      1 marca 2012

      wystarczy wejsć na FB….

      Odpowiedz
  47. Wincent
    14 czerwca 2012

    kilka razy braliśmy udział w OFF’ie FW. Bardzo słaba organizacja, złe traktowanie projektantów, megalomania organizatorów. Bernard Kłak – koszmar. Ogólnie zła energia. Nigdy więcej. Mieliście szansę zrobić dobrą imprezę na skalę więcej-niż-krajową. Nie udało się.

    Odpowiedz
  48. Bernard Saczuk
    15 czerwca 2012

    Bernard Kłak…buhahahahahahahaha……..

    Odpowiedz
  49. K. Czarnecka
    15 czerwca 2012

    Ale jak to Bernard Kłak?! …. Bernard okłamałeś mnie!?

    Odpowiedz
  50. Bernard Saczuk
    15 czerwca 2012

    Tak….. Prawda wyszła na jaw! Wziąłem ślub z Jackiem w Las Vegas i przyjąłem jego nazwisko. :))
    Jesteśmy szczęśliwi;)))))))))))))))

    Odpowiedz
    • Jacek S. Kłak
      16 czerwca 2012

      Z perpektywy czasu wszystko wygląda inaczej:) Czytając zabawny post Bernarda wróciłem do samego artykułu MZ. Jakże inaczej dziś się to czyta. P&B nie wzięli udziału w pokazie FAshion Week, ale za to mieli czas na uczestnictwo w druzgocąco słabym konkursie Złotej Nitki do którego finału nie wytrzymało na widowni więcej niż 24 osoby (policzone przez innego uczestnika jury). W finale tej imprezy na wybieg nie wyszedł z pewnoscią obrażony Mariusz Przybylski(dobrze go rozumiem i tak sam bym zrobił na widok pustej widowni). Wracając do P&B -wczesniej zrobili pokaz w Galerii Centrum w Łodzi, w bliskim sąsiedztwie marketów t.j. TESCO tumacząc w prasie ,że to dla nich nowe wyzwanie (z pewnością wyzwanie:)) ,Inni niektórzy nieobecni podobnie kreują swoje kariery.Niektórzy rozbili się o wzorniczo podejrzane eventy typu BlackberryPLay Warsaw FAshion Weekend(główny sponsor tej imprezy odchodzi z niej z niesmakiem) Część na szczęście się obudziła i prowadzimy rozmowy na temat ich uczestnictwa w FW,choć proces dojrzewania trwa.Ciekaw jestem kiedy tłum zauważy ze król jest od dawna nagi…..My robimy swoje. Czekamy na czasy kiedy w Polsce ktoś rozpozna Mariosa Schwaba , Gasparda Yurkievicha,czy Antonio D Amico (bodaj 2,3 dziennikarzy doceniło ich obecnosć na naszych edycjach), a nie rzuci się na gwiazdkę 2 giego planu serialu w TVN…Puio pucio:) Panu Wincentowi życzę powodzenia na innych wielkich imprezach i królewskiego traktowania z free.

      Odpowiedz

Odpowiedz do Jacek S. Kłak

Anuluj odpowiedź