Potrzeba intymności

Oto pewna moja znajoma przez sześć lat żyła w związku na odległość. Ośmiu kilometrów konkretnie, bo tyle było między dzielnicą jej, a dzielnicą narzeczonego. Sześć lat i ani dnia dłużej, gdyż chłopak nie wytrzymał przymusu powrotu do własnego domu po kolejnej rocznicy. Dlaczego nie chciała z nim zamieszkać, na co nalegał, obiecując porządny metraż, miłość po grób i że nie będzie rzucał ręcznika na podłogę? Otóż potrzebowała intymności! Żeby nie rozsypywał jej sprowadzonych z zagranicy drogich przypraw, żeby jego brzydka pianka do golenia nie psuła widoku jej ładnych flakonów perfum i żeby nie trzeba było czekać na niego pod Media Marktem, aż obejrzy wszystkie nowe tablety, konsole i smartfony – to też, ale przede wszystkim ceniła sobie intymność!

I niby znajoma pochodziła z Krakowa, a tam wszyscy są dziwni, ale zjawisko jest powszechniejsze i występuje nie tylko w mieście, którego obywatele zajmują się głównie czekaniem z naparstkiem wódki w Zwisie na Rynku na koniec świata.

Warszawiak R., wcale nie taki seksowny, ani bogaty (syndrom wypalenia, rzucenie roboty, pół roku z plecakiem po Kambodży – te sprawy), za to z roku na rok, ach, coraz starszy, nie będzie się angażował. Nie i już. Dużo wcale nie potrzebuje, to co ma mu wystarczy i – jak mi tłumaczył – „nie chce teraz tego tracić”, wiążąc się z kimś, kto mu się sprowadzi z własnymi tobołami, za późnym wstawaniem w weekendy i wiecznym niedokręcaniem pasty do zębów.

Ale czego dokładnie nie chce tracić?  No intymności! Intymności w swoim M-3 na nowym zamkniętym osiedlu na brzydkim Grochowie z widokiem na odrapaną tysiąclatkę, z windą Otis, chromowanym piekarnikiem Candy z funkcją pieczenia chleba, stojakiem na wina w przedziale cenowym 40 – 70  złotych i trzema świeczkami z Almi Decor na półce, które ten ktoś by mu przestawił, robiąc miejsce na swoje książki! Takiż to intymny i cenny jego zdaniem świat. Choć znam takich, którzy pięciu złotych by za ten świat nie dali, nie mówiąc o rozkładaniu z wrażenia ramion i innych części ciała.

Ale nie i nie. Ogłosił się zadowolonym z życia singlem, na Facebooku zamieszcza zdjęcia własnych wypieków („mój pierwszy orkiszowy – mniam!” i tym podobne), a gdy ma gorsze dni puszcza „Bridget Jones” i się wzrusza.

Beznadziejne? Egoistyczne? Zależy, drodzy państwo, jak na to spojrzeć. Bo tak między nami, oboje moi znajomi wykonali kawał dobrej roboty, oszczędzając potencjalnym adoratorom udręki rozczarowania. Czym niechcący wyszli koniec końców na altruistów!

Może tylko jeszcze niektórym, tym naiwnym, którzy coś z nimi próbowali, zgrzytają między zębami co twardsze spółgłoski tekstu „potrzebuję intymności”, wypowiadane przecież przez ni mniej ni więcej tylko tych, którzy właśnie intymności boją się najbardziej.

12 Komentarze

  1. Miss_Jacobs
    3 kwietnia 2012

    Panie Michale,
    Ogromnie zazdroszczę lekkości pióra. Może to kwestia praktyki, a może zwykły dar dobrze oszlifowany?
    Z puentą (tak jak i z całym tekstem) pozostaje się tylko zgodzić. Czasem sama zamykam się przed innymi, właśnie z obawy o przekroczenie granic i późniejsze zranienie.
    Niekórzy napiszą/pomyślą, że taka specyfika naszych czasów. Zawsze w biegu, zawsze szybko i jak najwydajniej, częściej na fejsie niż razem w kinie. W naszych czasach wszystko jest na później, na wszystko ma się czas. Za pięniadzę przecież można kupić botoks i inne takie, a ten da choćby złudzenie, że jeszcze wszystko przed nami. Tyko czy na epokę, w której żyjemy, można wszystko „zwalać”? Nie można.

    Pozdrawiam serdecznie.

    Odpowiedz
  2. Katja Martita
    3 kwietnia 2012

    Aż się uśmiechnęłam przy wzmiance o Krakusach – coś w tym jest;)
    P.S. Mieszkam w Krakowie, żeby nie było, że czepiam się rzeczy o których pojęcia nie mam.

    Odpowiedz
  3. Otto Katz
    3 kwietnia 2012

    Wódkę w Krakowie to raczej studenci na miasteczku AGH, przy rynku to chyba bardziej piwno-drinkowe tematy 😉

    Odpowiedz
    • michalzaczynski
      3 kwietnia 2012

      A byłem ostatnio w Zwisie i widziałem to niecierpliwe oczekiwanie na apokalipsę 🙂

      Odpowiedz
      • Otto Katz
        4 kwietnia 2012

        No przecież. Ale dekadencja swoją drogą (z resztą, w zVisie to nic dziwnego :P), a rodzaj trunku swoją 😉

        Odpowiedz
  4. Patryk Pat Chilewicz
    4 kwietnia 2012

    Wspaniale opisałeś Krakusów, nic dodać nic ująć. A co do samej intymności, to pozostanie ona dla mnie zawsze hasłem w encyklopedii, nigdy w życiu się z nią nie zetknąłem.

    Odpowiedz
  5. bartek812
    4 kwietnia 2012

    Bardzo dobry tekst.

    Pozdrawiam!

    Odpowiedz
  6. Marcin
    8 kwietnia 2012

    Dobry tekst, świetna puenta! Za fragment o krakusach powinienem się obrazić, ale jestem dziwny i nie zrobię tego 😛
    Pozdrawiam

    Odpowiedz
    • michalzaczynski
      9 kwietnia 2012

      ale ponieważ to prawda, nie będzie się pan obrażał. dziękuję za miłe słowo.

      Odpowiedz

Dodaj komentarz