Choroba zakupoholowa

– A więc co? Nic mi już od życia się nie należy? Mam owinąć się białym prześcieradłem i turlać w stronę cmentarza?! – wybuchła F. i z płaczem zbiegła po serpentynowych schodach wystawnego centrum handlowego, a stukot jej obcasów niczym seria z karabinu przeszył zastygłe w przerażeniu pracownice okolicznych butików.

My ze szwagrem pojechaliśmy do warsztatu i skończyła się gadka

– A wczoraj to żeśmy się z ciocią śmiały, bo ten piesek tak jadł i jadł… I jak by mu się dało więcej, to by dalej jadł – zanosiła się pewna Moniczka. Przez kwadrans. No rzeczywiście, ubaw po pachy.