Szok, masakra, rzeź

Jakaś dziewuszyna w szkolnym fartuszku zaintonuje wzniosłą pieśń – już publiczność dziękuje jej owacjami na stojąco, a pierwsze rzędy wpadają w zbiorową histerię, niczym Koreańczycy po śmierci Kim Dzong Ila.

Już zupełnie nas popieprzyło. Tabloidyzujemy nasz język w tempie, o jakim rączo przecież głupiejące media nie śmiałyby marzyć. Nie chodzi o żaden żargon, wulgaryzmy czy wszystkie te młodzieżowe określenia w stylu żal, sztos, suchar, które czerstwieją nierzadko szybciej niż zdoła się je wrzucić na blog, walla czy co tam jeszcze. Chodzi o galopujące dramatyzowanie.

krzyk

Co za emocje, jakiż patos z tandetą pakujemy w największe nawet komunały, do relacji najbanalniejszych faktów. Jakież załamania nerwowe skłonni jesteśmy angażować do codziennych czynności życiowych. Weźmy słowa „skandal” i „szok”, ulubione obecnie wyrażenia naszego społeczeństwa. „Jestem w szoku, jestem w szoku!” – słychać jak Polska długa i szeroka, przy czym szokujące dla obywatela jest wszystko, od pokazanego w gazecie dziurawego stanika jakiejś aktorki przez promocję Jogobelli w Lidlu za 99 groszy po zdjęcie skutego lodem kibla w TLK, które przesyłano sobie w grudniu z nabożnością, jakby chodziło o nieznaną wersję cudownie ocalonego hołdu pruskiego. Tacy jesteśmy teraz delikatni, takich to doświadczamy wstrząsów. Wszak według definicji, szok to wstrząs wywołany gwałtownym przeżyciem. Ależ musimy więc przeżywać, na jakie poziomy uczuć i współczuwania jednocześnie się wznosić!

Skandal – podobnie. Grymas nic nie znaczący prezenterki, podwyżka 500 zł w powiatowym magistracie, trzeźwa wypowiedź niezgodna z oczekiwaniami elektoratu, bez znaczenia jakiej opcji – skandal, skandal, skandal. Tacyśmy wrażliwi i wraży.

Albo to, że nikt już z nikim nie może ot tak, po prostu, wygrać. Nie. On teraz miażdży go. Czyni  pogrom, rzeź. Masakruje. Wdeptuje w ziemię. Upokarza. Czy raczej UPOKARZA, wielkimi literami. A nie chodzi o wojny, tylko o jakąś dyskusję, konkurs czy dyscyplinę sportową, z grą w bierki włącznie. Zresztą, słowo upokarzać to też jedno z ulubionych naszych pojęć.

Podobnie jak poniżać. Nie krytykuje się już, nie żartuje z kogoś, choćby nie wyzłośliwia, tylko poniża. Słyszałem ostatnio, jak to Joanna Horodyńska rzekomo poniżyła jakąś piosenkarkę czy aktorkę, negując aparycję jej kopertówki czy kolczyków. Oraz że sama Horodyńska została przez kogoś poniżona, kto stwierdził, że nie przejmuje się jej opinią. Jakie to są poniżenia? Jeszcze trochę i z tych emocji zabraknie nam słownictwa i do opisów zwykłych uszczypliwości sięgniemy po słowa „holokaust”, „eugenika” czy „eksterminacja”, bo wszystkie pozostałe będą wydawać się niewystarczająco mocne i odpowiednie (co już dziś na jedno wychodzi).

To zresztą spora zasługa telewizji. Emocje to hasło – klucz. Nie ma łez, nie ma programu. Jakiś chłopak wykręci koślawy piruet, a już zawodowi tancerze wybuchają spazmatycznym szlochem, tak się wzruszają. Jakaś dziewuszyna w szkolnym fartuszku zaintonuje wzniosłą pieśń – już publiczność dziękuje jej owacjami na stojąco, a pierwsze rzędy wpadają w zbiorową histerię, niczym Koreańczycy po śmierci Kim Dzong Ila. Ba, nawet w programach kulinarnych wystarczy, że jakiś dżudoka – amator poczęstuje debiutującą jurorkę kotletem, a tej już się głos łamie i oczy bławacą. Zresztą, co tam talent shows, skoro oderwana kra z pieskiem z Nebraski potrafi przez dwie godziny nie schodzić z czołówki polskich programów informacyjnych, a relacji opatrzonej czerwonymi literami LIVE towarzyszy apokaliptyczna muzyka Vangelisa, jakby znów ktoś oblegał Sarajewo, albo palił Warszawę.

Idiociejącym mediom jemy zatem z ręki. „Dramatem” staje się brak miejsca parkingowego, utrata premii jest tożsama z „przegraniem życia”, każde powinięcie się nogi – dosłownie czy w przenośni – dnem, a niefortunna inwestycja, czy wypowiedź ostatecznym końcem. Zupełnie w przeciwieństwie do naszego narodowego dramatyzowania, które końca zdaje się w ogóle nie przewidywać.

22 Komentarze

  1. alex
    6 lutego 2013

    Zapomniales o ostatnio naduzywanym okresleniu: PORAZAJACE.
    Przypominam Ci jednak, ze media tylko w polowie kreuja opisywane przez Ciebie zjawisko. Druga polowe kreuja politycy, a media tylko bezkrytycznie ja przekazuja. Ech, za moich czasow jak Kaczynski, Kwasniewski czy Miller powiedzial jezykowa glupote, to sie ja pisalo po ludzku i wszyscy byli zadowoleni. Ale teraz w redakcjach nie ma juz fachowcow tylko pokolenie 1500 zl brutto. I dlatego zostawilem branze. Cheers!

    Odpowiedz
  2. matt
    7 lutego 2013

    Jeśli chodzi o polską politykę to „szok” i „skandal” powinniśmy traktować jak eufemizmy. Czas już chyba zacząć nazywać rzeczy po imieniu: ksenofobia, rasizm, inkwizycja, eugenika

    Odpowiedz
  3. Instynkt S
    7 lutego 2013

    Alex ma rację: pokolenie 1500 zł brutto robi swoje. Lepiej mieć pod ręką niewolnika niż fachowca. Prowincjonalne, nudne, jednostronne, propagandowe są polskie programy informacyjne. Ze świecą szukać informacji „międzynarodowych”. Nie dalej niż wczoraj, po relacji n.t. goryla, który „maluje” obrazy, prezenterka TVN24 zakończyła: „I to tyle wiadomości ze świata” 🙂 Bawmy się dalej 🙂

    Odpowiedz
  4. Bart
    7 lutego 2013

    Tak, zgadzam się z Wami. Felieton jest smutny, a rzeczywistość jeszcze gorsza. Dzisiaj zadumałem się mijając plakat Biedronki zatytułowany „Bo my Polacy tak mamy, że lubimy tanie zakupy” i w głowie pozostały mi pytania. Czy to społeczeństwo naprawdę zmierza w tym kierunku ? Czy celem dzisiejszego Kowalskiego, Nowaka, studenta, kogokolwiek jest zarobek rzędu 1500 brutto i udanie się po 1,5 kg krakowskiej, dwa Żubry i na „zasłużony” odpoczynek przed cyfrą plus ? To tak wygląda… Pozdrawiam !

    Odpowiedz
    • michalzaczynski
      7 lutego 2013

      Granie pojęciami naród, Polacy itp. przy reklamie kiełbasy to temat na kolejny felieton. A czy zmierzamy w tym kierunku? Myślę, że większość z nas już go osiągnęła i się z niego nie ruszy.

      Odpowiedz
  5. Anika
    8 lutego 2013

    Ktoś przecież tych stylistycznie upośledzonych dziennikarzy najpierw zatrudnia, a potem, mam nadzieję, czyta to co piszą…
    Chcę też zauważyć, że ludzie zajmujący się słowem pisanym coraz częściej zajmują się słowem mówionym, więc warto byłoby ich również od czasu do czasu posłuchać, a następnie wysłać na jakiś kurs z wystapień publicznych, bo MASAKRA to jedno ale „nooooo yyyy masaaaakraaa” to już inny poziom tortur.

    Odpowiedz
  6. Mimi
    11 lutego 2013

    Smutne aczkolwiek prawdziwe.

    Odpowiedz
  7. Lukasz
    11 lutego 2013

    W tym patologicznym swiecie nie pozostaje nam nic jak odciac sie od tego wszystkiego, wystarczy otworzyc balkon i wyrzucic TV. Pojebac ich, skoro jest im tak wygodnie w tym swiecie niech sobie w nim beda, my mozemy stworzyc inny, wlasny, swiadomy…

    Pozdrawiam z calego serca, utwierdziles mnie w slusnosci moich decyzji.

    Odpowiedz
  8. anaberry
    11 lutego 2013

    Do listy językowych dziwactw, które panoszą się w mediach, dodałabym jeszcze „atak zimy”. Kiedyś zima, jak każda inna pora roku, nadchodziła… obecnie głównie ATAKUJE.

    Odpowiedz
  9. Krystyna Bałakier
    12 lutego 2013

    Niestety bardzo prawdziwe.

    Odpowiedz
  10. Kasia Skrobisz
    13 lutego 2013

    😉

    Odpowiedz
  11. Marta Szlosberger
    13 lutego 2013

    no jeszcze „absolutnie zjawiskowe” są wszystkie tandetne gwiazdeczki w jeszcze bardziej wątpliwej jakości „ałtfitach” a już co najgorsze pseudo-aktorskich występach, bo nimi należy się ochać i achać, w końcu są „trendi” i pokazują prawdziwy lajfstajl…..

    Odpowiedz
  12. normalnie_potwór
    14 lutego 2013

    Uwaga ! Będę Szokować ;))))) proponuję jako odtrutkę czytanie : Iwaszkiewicz, Nałkowska, Dąbrowska, nawet Magdalena Samozwaniec . Sprawdźcie jaka to piękna polszczyzna.

    Odpowiedz
  13. Piąty Dzień Tygodnia vol. 18 « Never Ending Freestyle Voguing
    15 lutego 2013

    […] Michał Zaczyński pisze o… A zresztą, zdradzamy tylko tytuł “Szok, masakra, rzeź“. […]

    Odpowiedz
  14. narratorka
    15 lutego 2013

    Trafne spostrzeżenia i w dodatku bardzo dobrze napisany tekst.

    Odpowiedz
  15. Czytelnik w drodze
    15 lutego 2013

    Nasz narodowy dramat równie burzliwy jak koniec „Anny Kareniny” na której losach chyba wzoruje się język tabloidowy nie ma końca, może to i dobrze. Gdyby ów koniec nastąpił może wtedy stracilibyśmy nasza narodową tożsamość, cos wybitnie polskiego czym jest dramatyzowanie i skłonność do przesady – jak my to kochamy 😀 Czasem nie czuję się Polakiem, musże więcej dramatyzować 😉
    Pozdrawiam będąc jak zwykle w drodze 🙂

    Odpowiedz
  16. dmakabr
    15 lutego 2013

    Reblogged this on Ponóry Czyta.

    Odpowiedz
  17. H.
    16 lutego 2013

    oblegał*

    Odpowiedz
  18. Robert Kuta
    18 kwietnia 2013

    wystarczy wyrzucić z domu telewizor, rozwijać swoje pasje, podróżować, wówczas nie ma się czasu na zaśmiecanie głowy zbędnymi informacjami. KAŻDY MA WYBÓR!

    Odpowiedz

Odpowiedz do Instynkt S

Anuluj odpowiedź