Etnośnieżynki
Nie jest bardzo źle. W porównaniu do przygnębiających strojów polskiej reprezentacji na olimpiadę w Londynie (w skrócie: spódnice i koszule z wiązaniem niczym pareo, archaiczne marynarki, malarskie maki, jak z jedwabiów Milanówka)… kolekcja przygotowana do Soczi to jak awans na podium. Właśnie pokazano ją w warszawskim biurowcu Ufficio Primo.
Kolorystyka nie jest już tak dosłownie narodowa, pojawiły się zgrabne puchówki, powiało ambicjami. Problemem pozostają proporcje. Kto jak kto, ale sportowcy zazwyczaj mają sylwetki bez zarzutu, więc ramiona, wyglądające na zapadnięte oraz optycznie wykręcone ręce to już wina projektanta (Ranita Sobańska i firma 4f). A konkretnie: efekt zbyt szerokich rękawów. Skandynawskie wzory w stylu etno są jak najbardziej na czasie, ale śnieżynki wydają się już cokolwiek infantylne. Czapki z pomponami – tym bardziej. Całość prezentuje się przyciężko. Wyraziste cięcia nie wysmukliły sylwetek. A sporty zimowe to nie tylko snowboard i grube kombinezony.
Jak czytamy w materiałach prasowych, inspiracją dla projektantki kolekcji był zimowy klimat krajobrazu górskiego. „W części defiladowej znajdziemy odniesienia do połysku zmrożonego śniegu i lodu, a na damskich kurtkach zabłysną kryształki Swarovskiego”. To cenna informacja, bo wszystkie trzy linie (defiladowa, sportowa i casual) są praktycznie nie do odróżnienia.
Szkoda, bo ceremonie otwarcia igrzysk to już prawdziwe rewie mody. Nie tylko pod względem technologicznym, bo obecnie to sport, a nie obronność są motorem napędowym mody (z nowinek: w strojach naszej drużyny zainstalowano sterownik Sound System do obsługi smartfonów), ale i czysto estetycznym. Dla Włochów kolekcję na Soczi przygotował Giorgio Armani, dla Francuzów – marka Lacoste, zaś dla Amerykanów Ralph Lauren (ta ostatnia do wglądu poniżej). Co więcej, niektórzy projektanci sami byli olimpijczykami lub znaleźli się w olimpijskim teamie, by wspomnieć Ottavia Missoniego, czy Emilia Pucciego.
Cóż, znów będziemy wspominać naszą reprezentację z 1968 roku i jej piękne kożuszki Podhala, które zrobiły furorę w Grenoble. Choć czy naprawdę ją zrobiły, czy tylko sami sportowcy puścili w świat plotkę, by czymś wytłumaczyć fakt, że sprzedali je pierwszym lepszym chętnym, by zarobić trochę dewiz (konkretnie: za kolosalną wówczas kwotę ok. 200 dolarów; olimpijczykowi z Polski przysługiwała dieta pół dolara) to kwestia sporna. Tak, czy tak, kożuszki do kraju już nie wróciły. Stroje 4f najpewniej wrócą.
I kolekcja na olimpiadę w Londynie w 2012r.:
7 Komentarze
eulalia87
9 listopada 2013ile kosztuje komplet per user??
michalzaczynski
9 listopada 2013W materiałach prasowych stoi: „Repliki strojów z Kolekcji Olimpijskiej pojawią się w wybranych salonach 4F w listopadzie
i grudniu”. Ceny jeszcze nieznane.
eulalia87
10 listopada 2013ciekawi mnie raczej ile podatnika kosztuje taki reprezentant 😉
Bernard Saczuk
9 listopada 2013….dlaczego nikt nie pamięta że firma 4f na ostatniej Paraolimpiadzie kazała płacić niepełnosprawnym za stroje. Dla mnie jako marka są spaleni!!!
michalzaczynski
9 listopada 2013A pełnosprawnym dawała w prezencie? Nie wiem, kto finansuje te stroje – Polski Komitet Olimpijski, federacje konkretnych dyscyplin, my naród, czy sami sportowcy.
Ania Zając
9 listopada 2013A ja się zastanawiam, czemu to właśnie 4F ma zaszczyć projektować stroje olimpijskie, skoro ostatnio – łagodnie mówiąc – nie wykazali się wcale. I choć patriotycznie powinnam wspierać firmę spod Krakowa.. no cóż. Nie będę.
cammelie
12 lutego 2014Po „fantastycznej” kolekcji na Londyn firma 4F powinna zniknąć i nie powracać. Teraz jest lepiej, to fakt, ale wystarczy spojrzeć na modele Ralpha Laurena i entuzjazm maleje do zera.