„Nie ma zgody na hejt”? Ja na ów „hejt” bym się zgodził.

Absurdalnie litujemy się nad różnej maści cwaniarami i atencjuszkami. Żal nam ich się robi, gdy ktoś głośniej tupnie na nie nóżką, coś im wytknie czy zdemaskuje. Płaczemy, że „wylał się” na nie hejt. Darujmy sobie te wzruszenia.

Fot: Dziennikarskie Zero/YouTube

Skąd nagle tyle empatii? Skąd łzy nad kanciarzami, mitomanami, ale też i zwykłymi atencjuszami i narcyzami? Najnowszy przykład – wsparcie dla niejakiej Caroline Derpienski, rzekomo zaatakowanej przez Katarzynę Nosowską w reklamie roślinnego mleka. Ot, uderz w stół, bo po prawdzie, drażliwa Derpienski sama się w owej parodii rozpoznała. Piosenkarka odegrać mogła niejedną Polkę, która po kilku miesiącach emigracji zapomina ojczystego akcentu, za to przeskalowuje własne osiągnięcia i sukcesy. Znamy przecież takie.

Gdyby celebrytka, o której jeszcze kilka miesięcy temu mało kto słyszał (łącznie z jej zagadkowymi sześcioma milionami i 400 tysiącami followersów i czytelnikami kupionego wywiadu w „Forbesie”, więcej o tym TU), była sprytniejsza, podziękowałaby Nosowskiej za taką nobilitację. Tymczasem grozi teraz pozwem, żąda przeprosin i 50 milionów złotych zadośćuczynienia, obraża się i kąsa.

W tych dwóch ostatnich nie jest jednak osamotniona. Pokaźne grono komentatorów postanowiło wytknąć Nosowskiej niskie pobudki, brak klasy, znęcanie się nad słabszymi czy nielubianymi. Jedna ze wstrząśniętych lewicowych publicystek wypomniała wręcz, że takich rzeczy (?) kobieta nie powinna robić kobiecie (choć de facto zrobiła coś podobnego, tyle że Nosowskiej). Niedobrze; z taką lewicą, która nie wie, co to satyra, daleko nie zajedziemy. Tym bardziej z taką, której różne ściemy przeszkadzają mniej niż czyjś niepersonalny żart.

Dzień po sążnistym skrytykowaniu Nosowskiej za parodię (a nie za udział w podkaście Żurnalisty, za co piosenkarce parę słów akurat by się należało) publicystka – jak łatwo się domyślać – poskarżyła się na hejt. „Od wczoraj usłyszałam, że mam wyjąć kij z dupy, poluzować sobie gumę w majtkach, złapać dystans, zyskać odrobinę poczucia humoru. Radzono mi zmienić zawód, uspokoić emocje, pobiegać po łące, przestać pisać na zawsze”, napisała.

Bez przesady, że hejt. A już nic, co nie spotykałoby od czasu do czasu przeciętnego felietonistę czy media workera. Ot, uroda social mediów. Tak jak ona przedstawiła własny pogląd na sprawę, tak i czytelnicy przedstawienie owego poglądu jej zrecenzowali. Jestem przekonany, że była na to gotowa. Bo właśnie na takie reakcje, na „wrzenie w sieci” i dym ów statement był obliczony. Chciała napisać coś mocnego, bezkompromisowego, pod prąd i wbrew; choćby rozsądkowi. To napisała.

Absurdalnie litujemy się w ostatnich miesiącach czy latach nad różnej maści cwaniarami i atencjuszkami. Żal nam ich się robi, bo ktoś głośniej tupnie na nie nóżką, coś im wytknie czy zdemaskuje. Poskarżą się na hejt – a my już z nimi się solidaryzujemy. Tacy jesteśmy wyrozumiali.

Bo nie ucichła jeszcze drama z Natalią Janoszek, która podkoloryzowała sobie wielką karierę w Bollywood (i zaczynała już koloryzować tę w Hollywood), a ogólnopolskie media ani trochę jej w tym nie przeszkodziły, zapraszając na sceny, parkiety i kanapy swoich programów i shows. I nadal by zapraszały, gdyby nie Krzysztof Stanowski, który w swoim „Dziennikarskim Zerze” na YouTube prześwietlił sukcesy celebrytki. Tu jednak też natychmiast naród jął użalać się nad winowajczynią. I atakować samego Stanowskiego. Mnie również dostało się na Facebooku, że śmiałem go bronić. Bo:

po pierwsze – to mizogin. Obraża kobiety, nienawidzi ich, używa wobec nich języka pogardy. Tyle że – jeśli słuch mnie nie mylił, a filmy obejrzałem kilkukrotnie – na żadną pogardliwą wypowiedź pod adresem celebrytki nie trafiłem. Nie licząc może tego, że „kłamstwo ma krótkie nogi, nawet krótsze niż Janoszek”. Rzeczywiście, nieelegancko, ale owe krotochwilne porównanie to trochę mało, by unieważnić Stanowskiego. Że obnażył niejaką niestabilność poglądów, względnie hipokryzję Mai Staśko, moralistki rzucającej o podłogę jedzeniem w radiowym studiu, oferującej za 49 zł nic nie wnoszącą (poza honorarium, zapewne) książkę skompilowaną niemal wyłącznie z komentarzy internautów pod jej adresem i uczestniczącej w seksistowskim mordobiciu MMA, którą zdaje się sama wcześniej mocno krytykowała? Jego prawo. I racja. Nawet jeśli okazjonalnie rację w różnych kwestiach miewa też Staśko. Co wynika zresztą z rachunku prawdopodobieństwa, bo jeśli ktoś wypowiada się na każdy temat, zdarzy mu się też wypowiedzieć celnie.

Po drugie – Stanowski mężczyzn nie tyka, z mężczyznami trzyma sztamę. Też prawda taka sobie; właśnie ujawnił, że jedną z gwiazd kuriozalnego kongresu Life Balance w Warszawie był mężczyzna skazany za gwałt, a jej organizator nie weryfikuje zaproszonych gości. W samym wideo o Janoszek wspomina zaś o Adamie Pabisiu, który zmyślił sobie karierę audiologa i o muzykantach z zespołu Bayer Full, którzy zmyślili sobie karierę w Chinach (tu również media uwierzyły na słowo), a greckiego milionera, który rzekomo zjadł kolację z Janoszek za którą rzekomo wpłacił milion dolarów na zbożny cel nazwał – raczej nie ciepło – capem. 

Po trzecie – Stanowski nie czepia się mediów, które napędziły jej karierę, tylko wygodnie – bo nie robiąc sobie „poważnych” wrogów – skupia się na niej. Też pudło. Wymienia z nazwy wszystkie media. Reporterów i dziennikarzy pokazuje zaś z twarzy, wprost określając ich „przygłupimi”.

Po czwarte – mógłby zająć się czymś innym, zamiast znęcać nad biedną dziewuszyną. Nonsens. To jego wybór. „Czy nie mam nic lepszego do roboty niż sprawdzać karierę Janoszek? Nie mam”, sam odpowiada na YouTubie. Słusznie. To, jakimi tematami się zajmujemy, powinno zależeć wyłącznie od nas. Ja osobiście uwagi, żeby zająć się czymś ważniejszym, ciekawszym i w ogóle innym, bo „tyle jest innych tematów na świecie” odbieram jako formę mobbingu. To moje media, mój blog; postronni nie będą go ani cenzurować, ani redagować.

Po piąte – tyle innych karier jest zmyślonych, a zajął się akurat Janoszek. Odpowiedź – bo może akurat teraz znalazł czas? To że nie zajął się wcześniej innymi, nie dyskwalifikuje go z automatu z podjęcia tego tematu obecnie.

Po szóste – bo jego program publikowany jest na Kanale Sportowym. Też żaden argument. Pokazał, że ma wystarczające kompetencje by zajmować się tematyką szerszą niż mecze czy rozgrywki. Antykorupcyjne śledztwo w Rumunii po pożarze w nocnym klubie, które doprowadziło do politycznego trzęsienia ziemi w tym kraju, też przeprowadzili dziennikarze sportowi, o czym opowiada zresztą nominowany do dwóch Oscarów dokument „Kolektyw”. Z jedną celebrytką spece od sportu poradzą sobie – i poradzili, jak widać – tym bardziej.

Żaden z tych zarzutów nie jest zatem sensowny. Ani przemyślany. Jest za to emocjonalny. W tym problem. Kierujemy się tanimi wzruszeniami, a nie rozumem. Ronimy łzy nad adresatką okazjonalnie obcesowych środków stylistycznych dziennikarza, ignorując, że wyjaśnił jej mało warte nagrody, wątpliwe tytuły, mizerię dorobku. Udowodnienie komuś mijanie się z prawdą, drodzy wrażliwi państwo, to nie hejt.

Czy kieruje nami jakieś poczucie winy? Pragniemy usprawiedliwić się i we własnym sumieniu rozgrzeszyć, że dajemy się tak łatwo oszukiwać politykom, mediom publicznym z ich manipulacjami, szczuciem, z wynajętymi aktorami udającymi przechodniów, albo nawet i nie aktorami, udającymi projektantów mody? Skoro akceptujemy wielkie kłamstwa, to co dopiero małe kłamstewka influenserek; i tych, które kupiły sobie co najmniej połowę obserwujących, i tych które handlują szajsem obiecując jakość made in Poland. Albo tych, co rzekomo sprzedały „miłość” w NFT. Niby niewinnych, „sęk w tym, że na kłamstwie opierała się cała moda na oparte na blockchainie tokeny”, jak skomentowała „Wyborcza”. Dlatego ganimy tych, co je i ich szwindle nagłaśniają, czując się lepszymi, szlachetniejszymi, wyższymi moralnie. Wszak: wybaczyliśmy, zrozumieliśmy, stajemy po stronie słabszego, leżącego wręcz.

Tyle że leżący, którego przecież się nie kopie, wcale nie leży, tylko hardo podskakuje. Wspomnijmy tu nie tylko żądane 50 milionów złotych z początku tekstu, ale choćby „ciałopozytywną influencerkę i testerkę wibratorów” Kayę Szulczewską, promującą onegdaj markę rajstop w drodze na pogrzeb swojego ojca (opowiedziałem o tym zresztą w odcinku mojego podcastu „Rajstopy na pogrzeb”, kliknijcie poniżej i posłuchajcie).

Na sugestie obserwatorów, że może nie najszczęśliwszy moment na takie promki wybrała, przeszła do ataku odgrażając, że mogłaby też podczas ostatniej drogi własnego taty wspomniany wibrator pokazać.

Jako że dla społeczeństwa takie mieszanie sacrum z profanum to jednak za dużo, niektórym puściły nerwy. „Jesteście wstrętni. Życzę wam, żeby życie was dojechało”, lamentowała po chwili.

Krokodyle łzy, bo dostała dokładnie to, o co się prosiła. Dorosłość (a pani skończyła 18 lat) polega też na tym, że odpowiada się za swoje słowa, umie przewidzieć na nie reakcje i potrafi owych reakcji uniknąć. Zwłaszcza jeśli jest się influenserką i działa w mediach. A jednak za obronę testerki wibratorów zabrały się zdruzgotane takim obrotem sprawy rozmaite wrażliwe komentatorki, z redaktorkami mody (bo jak rajstopy to i moda) włącznie. „Nie ma zgody na hejt!”, płakały literki ich statementów. 

Puknijcie się w głowę, infantylni wrażliwcy. I pomyślcie logicznie. Kłamstwo, ściema, potrzeba poklasku, narcyzm – wszystko to jest toksyczne. Niesprawiedliwe, destrukcyjne, dające zły wzór. Demoralizuje, psuje rynek, obniża standardy. Aż w końcu się nim staje. Nie brońcie takich postaw, nie żałujcie sprawców. Bądźcie odporni na emocjonalną manipulację i szantaż. I sami, swoim świętym oburzeniem i darciem szat, nie upajajcie się swoją szlachetnością. I nie szukajcie poklasku.

Słuchajcie moich podcastów <TU>, komentarze czytajcie na Facebooku <KLIK>, a ładne rzeczy, ładne miejsca i ładne stories oglądajcie na Instagramie <KLIK>.

24 Komentarze

  1. Rob
    13 lipca 2023

    wywala ci błąd na stronie w headerze

    Odpowiedz
  2. Gor
    13 lipca 2023

    Celne. Tylko nie ‚atencji’, a ‚uwagi’. Atencja po polsku oznacza respekt, więc nie psujmy dobrej treści kalkami.

    Odpowiedz
  3. K
    13 lipca 2023

    Bardzo celny artykuł.
    Szczerze powiedziawszy obejrzałam reklamę Pani Nosowskiej kilka razy i naprawdę nie widzę podobieństwa do awanturujące się influenserki.
    Czerwona sukienka i blond włosy to poniekąd „ikona” czegoś co można określić roboczo jako „amerykański seksapil” wielokrotnie promowana i pokazywana w literaturze/filmie (np. kobieta w czerwonej sukience w Matrix, z starszych główna damska bohaterka w Kto wrobił Krolika Rogera etc)
    Sam akcent kojarzy się z wieloma aktorkami, modelkami, prezenterkami (które nawet w wywiadach przyznają ze tak im każą managerowie, bo ponoć to bardziej cool) czy tez prezenterami, bo kto nie pamięta słynnej końcówki wypowiedzi Pana Maxa Max Kolanko, Boston Massachusetts.

    Wydaje mi się, ze wspomniana influenserka stosuje swoisty przerost formy nad treścią uważając, ze świat kręci się wokół niej i wszystko musi porostu dotyczyć niej samej.

    NIe rozumiem wspomnianej przez Pana dziennikarki z bodajże GW, która uznała za hejt zachowanie Pani Nosowskiej. Ani zony któregoś z posłów PiS wspominającej ze mleka Pro nie kupi bo hejt.

    Uważam osobiście, ze materiał Pani Nosowskiej był ogólnikowy i stereotypowy podobnie jak jej filmik o powiększaniu sobie ust zamiast botoksu – szminka i lignina. Choć tutaj akurat nikt nie zobaczył siebie.

    Co do Pana z „Dziennikarskie Zero” to szczerze przywrócił mi wiarę w dziennikarzy sportowych, którzy za zwyczaj prezentują się jako dość „śliczni” ale nie koniecznie zbyt „lotni” i nie do końca znają się na czymś poza sportem. Taki stereotyp 🙂

    Odpowiedz
  4. K
    13 lipca 2023

    Generalnie to Pani Nosowska mogłaby za hejt podać Panią CD, ponieważ o ile ta pierwsza robi ogólna satyrę, to CD dyskryminuje Katarzynę Nosowska ze względu na wiek, wygląd oraz umniejsza jej osiągnięcia artystyczne, mówiąc wprost ze „babcia marzy o amerykańskim śnie”.
    Z drugiej strony małe pieski szczekają najgłośniej.
    Ja tam na miejscu Pani Nosowskiej bym ja pozwala, za pomówienie – w reklamie nie padło ani słowo odnośnie CD, uwłaczanie godności, hejt oraz prześladowanie ze względu na wiek i wygląd

    Odpowiedz
  5. lOl
    13 lipca 2023

    ok, ok widzę, że team nosowska to stan umysłu

    tu nikt nie płaczę jak ci się zamarzyło nad celebrytkami, tu się rozchodzi o formę i o to jak taką reklamą komunikuje się też z młodzieżą

    święta katarzyna obraziła głupią, tępą celebrytkę
    no bo wg was trzeba tępić takich ludzi aby dać pobożny i dobry przykład

    to chodźmy teraz na podwórko, no i niech będzie taka jedna laska co drażni wszystkich, w imię dobra publicznego trzeba jej spuścić lanie bo się jej należy

    tak ?

    zupełnie nic nie rozumiesz, a już napewno nie bierzesz dwóch stron. z jednej strony ok satyra, a z drugiej zwyczajnie, dobre nawyki w sm aby nie generować obrażania innych, bo nie jesteś bogiem żeby oceniać co ludziom pasuje a co nie

    no i ten drugi mesjasz narodu, widzę że to choroba ktoś ma to zrobię żeby nie miał

    Odpowiedz
    • Nick
      13 lipca 2023

      Raczej chodziło o to, aby w swojej ocenie kierować się rozumem, nie emocjami,co ewidentnie miało miejsce pisząc powyższy komentarz. Zupełnie niepotrzebna hiperbola odnośnie „spuszczenia lania”. Ja rozumiem, że to było metaforyczne, no ale zabrzmiało dość dramatycznie.
      Autor nie zachęca do ataku na kogokolwiek, raczej odwołuje się do zdrowego rozsądku i nie nazywania wszystkiego „hejtem”. Doszliśmy do momentu, kiedy wszelka krytyka zostaje odsunięta magicznym sloganem „stop hejtowi”. Tymczasem powinno się rozróżnić prawdziwy hejt od tego urojonego. Jeśli ktoś decyduje się na bycie osobą publiczną, powinien liczyć się z tym, że może się spotkać z różnymi opiniami, w tym tymi krytycznymi. A zalewanie się łzami, bo ktoś nas skrytykował jest po prostu niedojrzałe.
      Swoją drogą, bawi mnie też argument „kobieta kobiecie nie może tego robić”…czyli płeć przeciwną możnaby już tak potraktować? ?

      Odpowiedz
    • michalzaczynski
      14 lipca 2023

      „zupełnie nic nie rozumiesz, a już napewno nie bierzesz dwóch stron”. biorę. po jednej są cwaniaki, oszuści, po drugiej – ci co ich demaskują i nie zgadzają się na ściemę.

      Odpowiedz
  6. ppp
    13 lipca 2023

    Uważam, że są granice. Hejt na Kaję Szulczewską po pogrzebie jej ojca tę granicę przekroczył. Nie zgadzam się też, by ktoś się za nią wstawiał, wręcz przeciwnie, każdy obrońca moralności musiał dodać swoje trzy grosze. Są lepsze momenty na „żarty” i „krytykę” niż śmierć bliskich, o czym już wrażliwcy urażeni oznaczeniem marki rajstop najwyraźniej zapomnieli.

    Odpowiedz
    • michalzaczynski
      14 lipca 2023

      Są lepsze momenty na „żarty” niż śmierć bliskich. Otóż to.

      Odpowiedz
      • ppp
        25 lipca 2023

        To się tyczy „żartownisiów” z cudzej żałoby, nie osoby, której ta strata realnie dotyczyła. Zwykłego chamstwa nie zamierzam bronić. Ci sami ludzie, którzy hejtują teraz Nosowską, hejtowali też Kayę. Wtedy wrażliwość na krzywdę jakoś im nie przeszkadzała. Nie widzę tutaj analogii.

        Odpowiedz
  7. Aneta Sulima
    14 lipca 2023

    Panie Michale, jak zawsze w punkt!

    Odpowiedz
  8. Anna
    16 lipca 2023

    Bardzo ciekawy artykuł!

    Odpowiedz
  9. Łukasz
    16 lipca 2023

    Obejrzałem te filmy Nosowskiej, zanim zerwał się złowrogi wiatr internetowego oburzu. Myślałem, że to nawiązanie do motywu z Samych Swoich, jak polecieli do USA. Nosowska zrobiła to z dużym wdziękiem. A tu taki szitstorm… najlepsze były szantaże w stylu: „a co jeśli Karolajna ma depresję i się przez to zabije”.

    Odpowiedz
  10. vegan vege
    22 lipca 2023

    Michale, może warto puknąć się w swoją głowę i wspomnieć o samej reklamie mleka roślinnego jako hipokryzji mięsożernej osoby reklamującej (?!)

    Odpowiedz
    • michalzaczynski
      25 lipca 2023

      nie wiem w czyją; ale proszę rozwinąć myśl

      Odpowiedz
    • Lena
      28 lipca 2023

      Serio? Ale tak serio,serio? Uwielbiam schabowego i tatara ale kawę piję z mlekiem owsianym- bo mi bardziej smakuje. Czyli jestem przebrzydłą hipokrytką?

      Odpowiedz

Dodaj komentarz