Na bogato. Gianni Versace w poznańskim Starym Browarze.

„Nie wierzę w dobry gust”, mawiał. Uczynił luksus głośnym i ostentacyjnym, a jego kolekcje dosłownie były krzykiem mody. Od 1 września retrospektywę dzieł Gianniego Versacego można oglądać w poznańskim Starym Browarze

Dla zesnobowanyvh znawców stylu stroje Versacego zawsze były wyzwaniem. Za dużo tu się działo. Za dużo połysku, detali, ozdób. A także nasyconych barw, bardziej kojarzonych z modą ulicy niż z wybiegiem.

Co „gorsza”, projektant nie stronił od wycięć obnażających ciało, materiałów typu lurex czy guma i ogólnej estetyki fetyszystów. Ba, swoją przełomową kolekcję na jesień i zimę 1992 r. wprost nazwał „Miss S&M”, panna sado maso. „Połowa Nowego Jorku chodzi teraz w uprzężach”, cieszył się. 

Nie była to więc wysublimowana zmysłowość. Mówiło się wręcz, że Versace „sprzedaje seks i glamour w tonie rezolutnego dilera używanych samochodów”. To jednak odróżniało go od poważnej, a przez to nadętej konkurencji. I zjednywało tłumy. 

Niby odżegnywał się od obiegowej opinii, że jego ówczesny rywal Giorgio Armani ubiera żony, podczas gdy Versace kochanki, ale przyznawał, że inspiracją jego twórczości były widywanego przez niego w rodzinnym Reggio prostytutki.

Szok u co bardziej pruderyjnych łagodziła jednak jakość szycia i konstrukcji, a więc piękne układanie się ubrań na sylwetce oraz innowacyjność materiałów. Weźmy choćby skórę zdobioną aksamitem, koronkami czy kryształkami; pikowaną satynę; flanelę podszytą jedwabiem. Albo oroton – siatkę z drobnych łańcuszków przypominającą płynny metal. Do tego bardziej już klasyczne inspiracje sztuką – włoskim barokiem, motywami z antycznych łaźni (w tym słynna meduza, znak firmowy marki) czy współczesnym pop artem. Do historii przeszła jego suknia w sitodruki Andy’ego Warhola, przedstawiająca Marilyn Monroe czy Jamesa Deana – jaskrawa, przerysowana. Ale Versacemu wszystko pasowało do wszystkiego, a kicz był pojęciem relatywnym. 

Dziś taki pogląd to norma, wówczas jednak zakrawało to na rewolucję. Zwłaszcza, że wykonane było mistrzowsko. Do teraz pamiętam szycie sukni wieczorowej spiętej złotymi agrafkami z kultowej kolekcji „Punk”, która przeszła do historii jako „sukienka Liz Hurley”, założona przez aktorkę na premierę filmu „Cztery wesela i pogrzeb”. Godzinami testowaliśmy położenie każdej jednej agrafki, by kreacje były bezpieczne, opowiada mi Rossella Catapano, niegdyś bliska współpracownica Versacego, obecnie kolekcjonerka jego dzieł i właścicielka części strojów pokazywanych w Poznaniu.

Jak zaczęła się jej przygoda z mistrzem? 

Mój pierwszy kontakt z kreacjami Versacego było jak uderzenie pioruna. Nic dziwnego, skoro już w czasach moich mediolańskich studiów na wydziale projektowania mody dołączenie do kreatywnego zespołu Gianniego Versacego było moim największym marzeniem.

Miałam okazję pracować jako asystentka Gianniego Versacego w biurze stylu od 1988r. do 1997r., a podczas tego długiego okresu uczestniczyłam w powstaniu wszystkich jego najpiękniejszych i najważniejszych kolekcji. Moje obowiązki polegały na śledzeniu każdego etap powstawania kolekcji pret a porter i mody damska. Najpierw – dyskusję nas przyniesionym przez niego każdym rysunkiem. Później – wizyta w fabryce, by ściśle współpracować z grupą projektantów i szwaczek nad stworzeniem prototypów.

Następnie – wszystkie etapy realizacji projektu stroju, tak by odzwierciedlona była zarówno koncepcja twórcza, jak i tożsamość marki. 

fot. Piętka Mieszko/AKPA

To był zaszczyt, że mogłam nosić te ubrania, dlatego też zacząłam je kupować bezpośrednio w firmie, po kilka sztuk na każdy sezon przez 10 lat. Już wtedy zdawałam sobie sprawę, że te ubrania staną się wyjątkowymi obiektami muzealnymi – opowiada Rossella Catapano.

Brawurowo łącząc sacrum krawiectwa z profanum estetyki Versace szybko dorobił się ponad setki sklepów własnych i tysięcy ajencyjnych, które sprzedawano nie tylko ubrania i dodatki z jego rozmaitych linii – dżinsowych, sportowych, wieczorowych itd. – ale i perfum, biżuterii, domowych utensyliów, lamp, dywanów, porcelany. Versace nie znaczyło odzieży, ile cały styl życia.

Krytyczka Alexandra Shulman zauważała, że dzięki Versacemu – czego dziś, patrząc na hiperkonsumpcję odzieży, doświadczamy aż nadto – moda z hobby garstki elit stała się przedmiotem fascynacji mas. Projektant twierdził, że powinna być tak ekscytująca, by chciało się o niej mówić, pisać i robić jej zdjęcia. Do tego jednak, oprócz samej widowiskowości strojów, potrzebny był ktoś, kto umiałby je odpowiednio prezentować. I tak stworzył kult supermodelek.

„Super” nawet nie dlatego, że niebotycznie wyglądały, ale dlatego, że niebotycznie im płacił. Nawet 50 tysięcy dolarów za wejście na wybieg. Dziś tyle, nie uwzględniając nawet inflacji, „przeciętna” modelka w Londynie zarabia w rok, a w USA – nawet w dwa lata. Zdaniem jego siostry Donatelli, która po śmierci projektanta z rąk seryjnego zabójcy w 1997r. przejęła firmę, Versace „pozwolił im mieć osobowość”. Wcześniej były, cóż, wieszakami na ubrania.

fot. Piętka Mieszko/AKPA

Tymczasem Gianni uczynił Naomi Campbell, Christy Turlington, Lindę Evangelistę czy Cindy Crawford gwiazdami na równi tych kina czy rocka. Fotografowane na potrzeby dwudziestostronicowych sesji reklamowych Versacego przez – to też nowość – największych, jak Richard Avedon, Bruce Weber czy Helmut Newton, stały się gwiazdami nowego firmamentu, „grawitując między wybiegiem, kinem a romansami z milionerami”. Do dziś, po trzech dekadach, nadal rozpalają wyobraźnię. Dość wspomnieć, że ozdobiły właśnie wrześniową okładkę brytyjskiego „Vogue’a”.

Nie znaczy to, że Versace odpuścił sobie tuzy showbiznesu. Przeciwnie. Aktorów, gwiazdorów, a nawet księżne (oczywiście, mowa o Dianie, lansującej tuż po najbardziej bodaj medialnym w XX wieku rozwodzie asymetryczną niebieską suknię jego autorstwa) usadził w pierwszym rzędzie pokazów i bodaj pierwszy, który zatrudnił ich do reklamowych kampanii. Wiedział, że to one zapewnią mu sprzedaż. Sięgał tylko po te pierwszej wielkości: Madonnę, Johna Bon Joviego, Woody’ego Allena. Odpowiadał za zmianę (także medialnego) wizerunku Courtney Love, która przestała być tylko problematyczną wdową po liderze Nirvany Kurcie Cobainie, ale niezależną aktorką i wokalistką, a przy okazji – emanującą sex appealem kobietą.

Elton John w jego kostiumach wyjechał w jedną ze swych tras koncertowych, Prince skomponował utwory specjalnie na potrzeby jego pokazu, Sylvester Stallone zapozował mu do reklam nago. Prorok, bo dziś bez angażu celebrytów marki się nie pociągnie. Dość wspomnieć, że najnowszy pokaz męskiej kolekcji Louis Vuitton – którego projektantem męskiej linii został nie kto inny tylko raper Pharrell Williams – uświetnili obecnością, występami czy udziałem w reklamie m.in. Rihanna, Beyoncé, A$AP Rocky, LeBron James i Leonardo DiCaprio.

Wizjoner Versace, urodzony w 1946r. w Kalabrii, gdzie jego matka, uznana krawcowa prowadziła butik i studio zatrudniające 45 szwaczek, trafił też jednak na swój czas. Jak w poświęconym mu eseju „Flash Trash” zauważają historycy kultury włoskiej Reka Buckley i Stephen Gundle, w latach 70., po zamknięciu wielu tradycyjnych krawieckich atelier, wytworzyła się potrzeba mody dla dobrze sytuowanych, bardziej masowej, ale dającej prestiż i możliwość snobowania się na rozpoznawalną markę. Dekadę pózniej Włochy weszły w drugi cud gospodarczy i to aspiracje konsumenckie stały się kołem zamachowym tak gospodarki, jak ogólnie życia społecznego. Aż żal było nie skorzystać. Włosi – i wkrótce cały świat – poznali wtedy nazwiska Armaniego, Ferre, Valentino i oczywiście Versacego.

W przeciwieństwie do natchnionych kreatorów, Gianni – jak zaznaczają kuratorzy wystawy – identyfikował się jednak nie tylko ze światem sztuki, ale i z grupą szybko wzbogacających się przedsiębiorców, pracowników rodzącej się branży IT, „wilków z Wall Street”. Nie żeby pozbawiony był intelektualnych czy artystycznych ambicji. Już w latach 80. tworzył dla teatru i baletu, w tym dla Maurice’a Béjarta, Roberta Wilsona czy Williama Forsythe’a (mowa o spektaklach w mediolańskiej La Scali czy w San Francisco Opera, na pełen etat zatrudniał księgarza, który organizował mu pięć bibliotek, jakie posiadał, oraz zatrudniał marszandów, z którymi przemierzał galerie, muzea, pracownie. Nie tylko by kupić , ale znaleźć coś ciekawego, co mógłby póżniej wykorzystać w swoich kolekcjach. Kupował m.in. Juliana Schnabela i Roya Lichtensteina. Aspirował tym samym do swoich idoli, tj. Medyceuszy, odpowiedzialnych za fenomenalny rozkwit Florencji i za renesans, ma się rozumieć.

Czuł jednak biznes i rozumiał reprezentantów „nowych pieniędzy”, którzy modą manifestowali samodzielnie zdobyty status, władzę i majątek. Versace, zapraszając do swych rezydencji w Miami, Nowym Jorku czy nad Como, nie żałował go innym. W zamieszczonym w „Timie” pożegnaniu oszołomiona Madonna (a umówmy się, gwiazdę tego formatu z pewnością trudno czymkolwiek oszołomić) wspominała: „Czułam się jak w filmach Antonioniego. O każdym zachodzie słońca sączyliśmy świeże Bellini pod ogromną magnolią nad krawędzią jeziora. Służba usługiwała nam w białych rękawiczkach. Brudne ubrania nigdy nie czekały na zabranie dłużej niż kilka sekund i cały czas przynoszono nowe, piękne suknie. Powtarzaliśmy jak mantra: Versace naprawdę wie, jak żyć”.

Koncepcję retrospektywy w Starym Browarze, goszczącym wcześniej ekspozycje m.in. Iris van Herpen, Daniela Lismore’a czy Bjork, przygotował kurator Wojciech Piotr Onak we współpracy z gościnnymi kuratorami Karlem von der Ahé i Saskią Lubnow z duetu Dreamrealizer. Archiwalne kolekcje Gianniego Versace w Galerii na Dziedzińcu zostaną zaprezentowane z rozmachem właściwym dla twórczości projektanta. Wszystkie eksponaty, które od września będzie można zobaczyć w Poznaniu, to oryginalne modele z lat 90., wypożyczone na potrzeby projektu w Starym Browarze z międzynarodowych prywatnych kolekcji.

Wystawa potrwa do 31.01.2024 r.

Więcej posłuchaj w odcinku podkastu Ciao!:

We wpisie wykorzystałem fragmenty mojego artykułu „Krzyk mody”, opublikowanego w najnowszej „Polityce”.

fot. Piętka Mieszko/AKPA
STARY BROWAR 20-lecie GIANNI VERSACE RETROSPECTIVE foto: Marek Zakrzewski
fot. Piętka Mieszko/AKPA
fot. Piętka Mieszko/AKPA
fot. Piętka Mieszko/AKPA

Partnerem wpisu jest Stary Browar.

Słuchaj moich podcastów <TU>, komentarze czytaj na Facebooku <KLIK>, a ładne rzeczy, ładne miejsca i ładne stories oglądaj na Instagramie <KLIK>.

4 Komentarze

  1. MonYa
    7 września 2023

    Zacny artykuł. Kurczę, nie wiedziałam że aż z takim rozmachem żył, tworzył. Pamiętam stroje Madonny i pokazy mody lub magazyny.Byłam dzieckiem ale jakoś mimo że z ”modą” na bakier -to Lindy Evangelisty i Naomi Cambell i rzeczywiście kultu super modelek nie zapomnę. Dziękuję za tyle ciekawej treści-wracam do Poznania 22.09. I to będzie pierwsze miejsce gdzie pójdę 🙂 Pozdrawiam i doceniam a czytając tekst słyszę Pana głos 🙂

    Odpowiedz
  2. Magdalena
    7 września 2023

    Na pewno pojadę zobaczyć, męża wyślę na kawę i ciacho;) Kilka fajnych ciuchów udało mi się kiedyś upolować w sklepie z używaną odzieżą, oczywiście do tych cennych muzealnych im daleko, ale noszę z przyjemnością 🙂

    Odpowiedz

Dodaj komentarz