Chanel dla niedowidzących, Vuitton dla biednych. Czyli co wciskają nam media.

Sandałki prawie takie same, ale za 40 złotych. Kultowa torebka, lecz sto razy taniej. Skoro nie widać różnicy to po co przepłacać? To tak nie działa. Pomijając, że widać.

Media, ze szczególnym uwzględnieniem gazety. pl, przebijają już same siebie. Codziennie, niczym raporty z frontu, doniesienia o tym gdzie i jak tanio kupi się zamienniki słynnych modeli ubrań, butów, torebek, dodatków. W podobnie gorączkowym tonie, co wojenne raporty, pisane.

„Oniemiałam”, „ten zestaw to hit”, „można ją pomylić z kultowym modelem”, „na lato ideał”, „cena powala na kolana” (względnie: „zwala z nóg”). Oraz „wszyscy takie chcą”. A także „Prada, Channel? Nigdy więcej!” (tak, Chanel czasem przez jedno n, czasem przez dwa). „Na punkcie tych lordsów oszalała już nie jedna kobieta”, „obłędny, chłodny beżowy kolor sprawia, że o zaletach tych butów można mówić bez końca!”.

I „Polki pokochały te kurtki”. Tak samo jak pokochały te płaszcze, te buty na wesele i w sumie wszystko. „Polki pokochały” to argument ostateczny. Choć na jakiej podstawie ta diagnoza – nie bardzo wiadomo.

Tak po prawdzie nie bardzo też wiadomo, o których butach czy sweterkach mowa, bo w brawurowo wręcz pisanych pod SEO artykułach trudno się połapać i szybko traci się orientację, czy botki jak u Chanel względnie Channel znajdziemy w Ryłko, w Kazarze czy w Pepco. Ale pewnie nie to jest najważniejsze. Główny komunikat brzmi bowiem: taniej znaczy lepiej, a różnicy prawie nie widać.

To nie tak, drodzy państwo. Owszem, ceny najbardziej znanych torebek czy butów są zawyżone; tu płaci się bowiem w znacznej mierze za snobizm i logo. I owszem, mało kogo stać na modę z metką haute couture, więc nachalne promowanie na popularnych portalach ubrań czy dodatków wartych dziesiątki tysięcy złotych byłoby groteskowe.

Jeszcze bardziej groteskowe jest jednak nieustanne porównywanie znakomicie zaprojektowanych i porządnie wytworzonych produktów z produktami w najlepszym razie masowymi. Choć i te masowe – jak buty Adidasa – w artykułach awansują na luksusowe, by i im znaleźć tańsze zamienniki. 

Fatalnie. Ja wiem, że to artykuły reklamowe, z linkami afiliacyjnymi. Ale po pierwsze, ośmieszają one firmy owe tańsze „zamienniki” oferujące. Nie wierzę, że polska marka obuwnicza – a wśród nich są przecież całkiem niezłe – chce być Chanel dla oszczędzających, tanim Guccim. Że z daleka nie widać, że to nie Prada.

Po drugie, media pod pretekstem misji, by swoim odbiorcom podsunąć jak najlepsze life hacki zwyczajnie wykorzystują renomę i dorobek drogich marek. Ich nazwy, podobnie jak zdjęcia (sugerujące, że Chanel można kupić w e-obuwiu; co w ogóle na to e-obuwie?) generują przecież na portalu ruch. Możliwe, że też realnie mogą mieć wpływ na rezygnację z zakupu ich produktów (no bo po co nam Adidasy za 500 złotych, skoro wpływowe portale piszą, że równie fajne są innej firmy za 100 złotych?). I czy to w ogóle zgodne z prawem (bo już na pewno – moim zdaniem – nieetyczne), by reklamować jedną markę kosztem drugiej?

Zresztą, nie dotyczy to tylko zagranicznych brandów.

„Śledząc monitoring mediów marki JEMIOL codziennie widzimy artykuły o naszych produktach i od razu tytuł: znajdziesz takie 10 lub 20 razy tańsze. Szczytem było, gdy pewna renomowana gazeta chciała użyć naszych produktów, a obok pokazać zdjęcia z sieciówek, że można to zrobić przecież podobnie. Gdy się nie zgodziliśmy, to na nas się obrazili. Chcielibyśmy być rynkiem premium, ale niestety prasie zależy tylko na klikalności”, skomentował mi mój niedawny post na Facebooku Łukasz Jemioł.

Po trzecie, przy lekturze niektórych takich artykułów można odnieść wrażenie, że jakość nie jest ważna. A już z pewnością tej jakości owe artykuły nie uczą. Napędzają za to konsumpcję. Tymczasem im więcej kupujemy, tym szybciej nowe ubrania nam się nudzą. Im zaś są tańsze, tym mniejszą i krótszą dają nam radość.

Owszem, niektóre z tańszych zamienników wykonane są naturalnych tkanin czy surowców o przyzwoitych parametrach. To ważna część składowa jakości (o ile oczywiście nie użyto przy produkcji szkodliwych substancji, wyprodukowano je w godnych warunkach itp.). Ale nie jedyna. Wyreczę niniejszym portale i omówię teraz w skrócie jej pozostałe aspekty.

W ubraniu, tak jak i w człowieku, ważne jest także wnętrze. Szwy, zapasy w szwie, podszewka, worki kieszeniowe, wykończenia, często mówią o jakości najwięcej. 

Do tego wszelkie pasmanterie i dodatki takie jak guziki, które nie pękną po czyszczeniu, nie stracą koloru, gdy je poskrobać, klamry, tasiemki, suwaki.

W jakości fundamentalny  jest też proces powstawania ubrań. To wszelkie prototypy, wstępne odszycia, pierwsze wersje: wszystko to wpływa na finalną jakość produktu, bo musi powstać kilka, kilkanaście próbnych modeli, nim uda się uzyskać ten, który trafi do produkcji.

Prawidłowe zaprojektowanie i – ogólnie – uszycie ubrania jest też po prostu trudne. Wymaga doświadczenia i umiejętności, a zatem zatrudnienia zastępu krojczych, konstruktorów, krawców i wszelkiego typu najwyższej klasy specjalistów. Zwłaszcza, gdy mówimy o krawiectwie ciężkim. Nie do pomyślenia jest, by płaszcz źle się układał, tymczasem musi jednocześnie dawać komfort, czyli być luźny, i wyglądać smukło, co często się wyklucza.

Nikt jednak nie kupi nawet najtrwalszych strojów, jeśli nie będą po prostu ładne. Dobry materiał i krawiectwo na wysokim poziomie przy złym designie byłoby zwykłym marnowaniem surowca. To dlatego w tanich markach znajdziemy tyle modeli łudząco podobnych do produktów Bottegi Venety, Gucciego, Diora, ale i marek sportowych. Jakość tkwi zatem także w samej niepowtarzalności i unikalności produktu.

W kwestiach praktycznych zaś, ważne jest również przewidywanie, jak zachowa się ubranie, że podczas użytkowania może się wypychać, że jest narażone na gniecenie, pocenie się. I zaprojektować je tak, by zminimalizować wszelkie niepożądane efekty. One bowiem sprawiają, że nawet przy niezłych materiałach uznajemy ubranie za kiepskie.

I jeszcze kilka liczb.

W Polsce ceny ubrań w latach 2000 – 2017 spadły aż o 51,6 proc., ba, spadały jeszcze w grudniu 2023 r., dzięki temu kupujemy ich więcej niż potrzebujemy.

Nie nosimy, wg badań Accenture Polska, niemal co czwartego ubrania, które mamy w szafie, z czego co dwudzieste ma jeszcze nieoderwane metki z ceną. 

Co szóstemu z nas zdarzyło się wyrzucić ubrania do śmieci, a co dwunastemu – spalić w piecu. 

Nie wyrzucalibyśmy tak łatwo i nie palili, gdyby były dobrej jakości. 

PS. Wymazałem nazwiska autorów, bo nie ma de facto znaczenia, kto napisał te artykuły. Odpowiedzialność za nie ponoszą redakcje.

I w bonusie: pytanie, jakie dzisiaj zadała gazeta. pl:

W drugiej części tego tekstu wykorzystałem fragmenty mojego archiwalnego artykułu „Jakoś(ć)” opublikowanego w „Elle”, do którego wypowiedzieli się m.in. Patrycja Cierocka, Anna Poniewierska i Piotr Szaradowski.

Zdjęcia: screeny z gazeta. pl

Słuchaj moich podcastów <TU>, komentarze czytaj na Facebooku <KLIK>, a ładne rzeczy, ładne miejsca i ładne stories oglądaj na Instagramie <KLIK>.

4 Komentarze

  1. Izabela
    26 maja 2024

    Wkurzają mnie niemiłosiernie artykuły w stylu ‚produkt xyz kupisz obecnie za grosze’. Zwykle ceny produktów promowanych w tych artykułach sięgają cen między 30 a 60 zł. A to za jakiś tusz do rzęs, a to jakiś kremik do twarzy. Ceny jak najbardziej standardowe. To słowo grosz jakoś mi nie siedzi. Nie wiem, czy z szacunku do pieniądza i jego wartości, czy po prostu w dobie kryzysu pisanie takich artykułów i namawianie do wydawania pieniędzy na byle co, bo przecież kosztuje grosze, jest etyczne.

    Odpowiedz
    • michalzaczynski
      27 maja 2024

      To prawda. Inna sprawa – na takich „groszowych” zakupach traci się najwięcej pieniędzy.

      Odpowiedz
  2. Ania
    30 lipca 2024

    Dziękuję za artykuł. Bardzo dużo mi uświadomił. Tego nie uczą w szkole.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz