
Fashion Week Poland na wiosnę – lato 2014. Relacja
Główną wygraną zakończonego właśnie tygodnia mody w Łodzi jest M.I.A. Projektanci grali jej utwór „Bring the Noize” do ostatniego tchu głośników, niektórzy nawet poświęcili jej wizerunkowi całą kolekcję. Przy czym M.I.A intryguje zarówno formą, jak i treścią, a z tą ostatnią w Łodzi było różnie. Fashion Week Poland układa się w alfabet blasków i bolączek polskiej mody.

Pożegnanie z sarenką
Były czasy w polskiej modzie męskiej, że klient mógł wykazać trzy, tak zwane, zachowania konsumenckie.
Pierwsze – to kupić garnitur i formalną koszulę w którejś z firm, w których ubierał się jego ojciec, a wcześniej dziadek. Polskie marki miały przyzwoitą jakość i krawiectwo, ale nie wychodziły poza klasykę. Słowo „trend” było im przykre, niebezpieczne i w ogóle niezrozumiałe. Potrzebą zatrzymania przy sobie stałego klienta tłumaczyły własną niechęć do nowych czasów.
Sukienkowi projektanci?
Sukienkowi projektanci? Przerost formy nad treścią, czy raczej: niedopasowanie formy do funkcji? A może ściąganie z zachodnich wybiegów i powtarzalność? Dawno i nieprawda. Takie zarzuty miały pewnie drzewiej rację bytu, ale dziś możemy je wrzucić na antresolę, zaryglować i – oby – więcej do niej nie zaglądać. Oczywiście, tak zwani młodzi polscy projektanci grzeszą nudą, cynicznym zbijaniem popularności (i jako takich zysków) na T-shirtach z mało wyrywnymi hasłami i kompulsywnym wypychaniem na wybieg, manekiny, czy wieszaki tak zwanej dresówki (o czym wkrótce), ale kolekcje uznanych nazwisk pokazują, że polska moda ma się dobrze, a nazwiska są uznane nie bez powodu.