Pieśni Maldorora. Wywiad z projektantem. EXCLUSIVE

Moda, Wywiady | 6 grudnia 2012 | 17 komentarzy

maldi

Dostaje się wszystkim: celebrytom, dziennikarzom, konkurentom, przechodniom, matkom z dziećmi i w ogóle całemu społeczeństwu. Maldoror nie jest przyjemniaczkiem. Ale nie musi. To jeden z najciekawszych twórców mody ostatniej dekady w Polsce.

Przy akompaniamencie transowej muzyki (- Ty słuchasz tego na co dzień? Można oszaleć. – No pewnie!) i w blasku jarzeniówek swojego atelier Maldoror opowiada między innymi o:

PASKUDNYCH MODELKACH, MMC I STEFANEL:

Zależy mi, by moje pokazy się podobały. Nie robię ich przecież dla siebie. Naturalnie, mógłbym sobie robić prezentacje na poziomie i takie, jakie mnie najbardziej przekonują, ale ludzie spytaliby:  gdzie szampan, czemu nikt nie tańczył, czemu to takie nudne i tyle trwa? Więc zawsze zastanawiam się, jak sprawić przyjemność odbiorcy. Zresztą robię prezentacje dla prasy i klientów. I na ogół się podoba. Mam świadomość, że trochę jestem pieszczoszkiem krytyków. Oczywiście, zawsze wyżej oceniane jest , na przykład, MMC, ale my z sobą nie konkurujemy. Grupa ich odbiorców jest dużo większa niż moja, a moda bezpieczniejsza.  Zresztą ich rzeczy są przystępne, ładne, dobrze zrobione, choć widzę w ich kolekcjach głównie technikę i technologię, ale moda to przecież nie tylko robienie przyjemnych rzeczy.

Każda moja kolekcja ma pomysł. Nie robię jakieś pojebanej kolekcji  inspirowanej, na przykład, Mazurami, więc wypełnionej  zielonymi sukienkami z niebieskimi dżetami. To jest żenujące! No i nie otwieram trendbooka i nie zrzynam jeden do jednego, choć przecież wiem, co się dzieje na świecie i jakie są tendencje. Tego brak w Polsce: projektanci  koncentrują się na komercji, albo produkują jakieś dziwactwa. Nic dziwnego, że ludzie wolą pójść do Stefanel niż do nich. Ja zresztą też.

Lubię się pokazywać w Łodzi. Nie muszę za nic płacić; no, nie licząc przejazdu, szycia, noclegów itp. Modelki są co prawda obleśne, ale rozumiem, że organizatorom brak pieniędzy (choć zauważyłem taka prawidłowość, że projektant pokazujący ładne sukienki dostaje ładne modelki, a ja dostaję paskudy 1,70 metra wzrostu) i ciągle muszę się z kimś użerać, mam jednak zapewnioną publikę. W Warszawie jeden by nie przyszedł, bo boli go głowa, drugi – bo idzie na pokaz Zienia, a trzeci – bo nie będzie celebrytów.

PROWOKACJACH I MATCE MAŁEJ MADZI ®:

Polska moda w ogóle nie sięga do prowokacji. Mam poczucie, że jestem pierwszy na linii frontu. To mnie dużo kosztuje, bo w Polsce prowokacje mało się opłacają. Reakcja na prowokację z tak zwaną matką małej Madzi (Maldoror za pośrednictwem „SuperExpressu” ogłosił, że jedną z modelek jego najnowszego pokazu na łódzkim tygodniu mody będzie Katarzyna Waśniewska – przyp. MZ) mnie zaskoczyła. Chciałem pokazać współczesną obsesję na punkcie celebrytów i dno, do jakiego społeczeństwo  doszło, lansując taką Katarzynę Waśniewską na okładkach gazet, a zrobiła się totalna chryja. Mówiono, że matkę Madzi puszczę na wybieg na koniu w bikini! Organizatorzy zapowiedzieli, że nie wpuszczą jej na pokaz, a nawet nie spytali mnie, czy rzeczywiście zamierzam ją zatrudnić. Oczywiście, że nie chciałem. Po mnie można się wiele spodziewać, ale cenię sobie ludzi i ich intelekt. Cóż, widać, przeceniłem. Choć gdyby mama Madzi rzeczywiście przyjechała, to zrobiłbym sobie z nią fotkę. Ona jest dla mnie konstruktem niezwykłym. I skończonym, bo co ona teraz w życiu zrobi, prawda? W jakimś sensie mnie to fascynuje. To takie groteskowe. Absurd sytuacji potęguje też fakt, że rano zadzwoniła do mnie policja z zaproszeniem na przesłuchanie do katowickiej komendy, bo przeczytali „SuperExpress” i chcą sprawdzić, czy wiem, gdzie ukrywa się matka Madzi…

Mała Madzia to najgorszy PR, jaki można sobie wyobrazić. W histerię wpadły na przykład matki małych dzieci. Nie zastanowiły się nad wymową mojej prowokacji, tylko dostały szału. Uznały, że one są zdrową częścią społeczeństwa i muszą się separować od takich historii jak pokaz z domniemaną dzieciobójczynią.  Tymczasem uważam, że to właśnie one są nienormalne. Są w stanie, który nie pozwala im funkcjonować normalnie w społeczeństwie, trochę  jak żołnierze, którzy wyszli z wojska i myślą tylko o seksie. A to nie jest  norma. Z rozhisteryzowanymi matkami, które terroryzują resztę narodu samym faktem, że urodziły i wszystko im się należy  jest dokładnie to samo: hormony!

maldo6

POLIESTRACH, KLIENTACH I DRUGIM VALENTINO:

Moi klienci to nie są ludzie z ulicy. Zazwyczaj dużo o mnie słyszeli, widzieli moje kolekcje i zajęło im sporo czasu, zanim się u mnie zjawili. Musieli do tego „dorosnąć”, choć moim zdaniem wcale moja moda nie jest taka znowuż ekscentryczna i trudna. W ogóle nie uważam się za awangardowego twórcę; przeciwnie: moje swetry są przecież łatwiejsze do noszenia niż – dajmy na to – sukienki od innych projektantów. No ale w Polsce ludzie boją się przychodzić do atelier. Głównie z powodu cen, no i tego, że trzeba będzie od razu coś kupić; tak jakby projektant miał się na nich rzucić i zmusić do noszenia czegoś, w czym nie czują się dobrze.

Cenowo plasuję się na poziomie Zary. Może trochę wyżej, ale jeśli kupi się coś bezpośrednio u mnie, to wychodzi podobnie. Mam płaszcze za pięćset, sześćset złotych. I to na zimę! Wszystkie sprzedały się na pniu, więc doszyłem kolejne. Oczywiście, w sklepach internetowych moje ceny są znacznie wyższe. Ale też nie sprzedaję się w sieci zbyt dobrze. Bawię się materiałami, mam skomplikowane konstrukcje, tymczasem kupując  w Internecie ludzie nie chcą ryzykować (nawet jeśli mają możliwość bezkosztowego zwrotu) , więc decydują się na T-shirty. Wybierają rozmiar, kolor, nadruk i dostają wszystko jak na zdjęciu. Przy moich materiałach tych niuansów nie widać.

Opinia, że używam tanich materiałów to mit. Niektóre, jak poliester, uważane są za tanie. Ale ja często wolę go od jedwabiu. Bo jeśli mam wybrać między włoskim za 150 złotych, a chińskim za 30 złotych, który się rwie i rozpada w rękach, to wybieram dobry poliester. Oczywiście, letnią sukienkę lepiej zrobić z jedwabiu, ale też nie oszukujmy się – jest prosta i nie chodzi w niej o wzornictwo, tylko o materiał. A ja nie mam ambicji być drugim Valentino i sprzedawać sukienek za osiem tysięcy złotych. Często jednak pracuję z materiałami pół na pół. Na przykład, moja kolekcja MBC powstała w połowie z wełny i jedwabiu za sześćdziesiąt złotych, a w połowie z plastiku, z ortalionu za osiem złotych. I nie wstydzę się tego. Zresztą teraz wszyscy, nawet Dior, używają poliestru, bo chcą uzyskać ten charakterystyczny, plastikowy efekt.

FWPVII_Designer_Avenue_Maldoror_5_fot_SzamotLyzab

RODZICACH, NOSOWSKIEJ  I BIEDRONCE:

Rodzice są ze mnie dumni. Choć uznali, że odnoszę sukcesy dopiero, gdy pojawiłem się w Łodzi na Alei Projektantów. Ja samą Aleję mam w d.. , bo mogłem być na niej od dawna. Nie byłem może gotów finansowo. No i sama sceneria Offu w starych fabrykach bardziej mi się podobała niż zwykły wybieg. Nie chciałem mieć tych wszystkich fotoreporterów, świateł… Jednak to Aleja była dla moich rodziców przełomem.  Bo choć zawsze miałem od nich wsparcie, to z aprobatą było już gorzej. „Nie chcemy byś głodował” – mówili. I z jednej strony matka wyciągała gazety i cieszyła się, że o mnie piszą, a z drugiej woleli, bym znalazł sobie „normalne” zajęcie.

Kiedyś powiedziałem, że wolałbym pracować w Biedronce niż na przykład w Elle. Wszyscy uznali to za świetny dowcip. A ja mówiłem serio.  Nie miałbym telefonów o 22-giej, tej całej presji i zamieszania. Zresztą nie mam świetnych relacji z polskimi mediami. Te zagraniczne dają mi feedback, mogę dowiedzieć się, co ludzie myślą o kolekcji i z czym ją kojarzą. W Polsce takich osób jest tylko kilka. Dlatego nie oczekuję, że tak zwane pisma kobiece przeanalizują mi kolekcję. Poza tym dziennikarki potrafią trzy dni z rzędu dzwonić  do mnie po 20-tej ; to jest brak szacunku do mnie. Styliści chcieliby przychodzić kiedy im pasuje, najlepiej w środku nocy. Natychmiast muszą mieć odpowiedź, potwierdzenie sms-em, choćby o świcie. No błagam! (swoją drogą z Maldororem spotykam się 1 listopada, w dzień zmarłych… – przyp. MZ).  No i sama sława w mediach jest niewymierna. Zwłaszcza w tych awangardowo-niszowych. Cenię te publikacje, ale niewiele one wnoszą, poza kolejnymi pięcioma 16-letnimi fanami.

Nie potrzebuję celebrytów. Gwiazdy to co innego, nie mam nic przeciwko tego, żeby mnie promowały by przychodziły na moje pokazy. Ale gdy pisze do mnie dawna modelka i prosi, by chodzić u mnie na wybiegu to czuję niesmak. Albo aktorka – prezenterka – ostatnio prawie stylistka. Przychodzi do mego atelier, wyciąga sukienkę i mówi „ależ to ładne, w tym bym sobie pochodziła” i tak dalej. Czeka aż powiem, by ją wzięła sobie za darmo, nie odpuszcza jak każda inna inteligentna osoba. Straszne. Albo afera z pewną prezenterką. Założyła moją sukienkę na galę konkursu,  ale ją uprzednio przerobiła. Gdy zaprotestowałem, zaczęła mnie szantażować, że zrobi aferę w prasie! To pokazuje dlaczego nie chcę pracować z celebrytami. Zadowolony jestem z kolei ze współpracy z Kasią Nosowską. Ona jest dobrą osobą, szczerą… No ale jak ktoś robi coś fajnego zawodowo  to idzie za tym kultura osobista. Wiadomo, do jednego worka Nosowskiej i Natalii Siwiec bym nie wrzucał. Podobnie w przypadku Marii Peszek.

UMIERANIU W WIEDNIU I BIELIŹNIE NA WSCHODNIE RYNKI:

Na moim pokazie w Wiedniu nikt nie klaskał.  Ludzie po prostu umarli. Bo Wiedeń to skrajne mieszczaństwo i konserwa. Ładnie i miło, ale w piwnicach trzymają dzieci. Myśleli, że zobaczą przyjemny pokaz, a tu kolekcja z siatki i cekinów. Jak zobaczyli modelkę z gołym tyłkiem to się załamali. I pomyśleć, że wraz ze mną na wiedeński fashion week z Polski zaproszono Agatę Wojtkiewicz i Natalię Jaroszewską… Mimo to dogadałem się tam z jednym sklepem, który zaczął sprzedawać moje rzeczy. Ale to maleńka impreza, skromny namiot i kilkumetrowy wybieg. Z kolei berliński tydzień mody, na którym pokazywałem się trzy razy z rzędu w strefie showroom jest imponujący. Tyle, że samo miasto jest biedne i moje rzeczy, nawet te za 500 złotych, są dla nich zbyt drogie.

Już nikt nie chce mnie bić. Choć mój wygląd nadal nie jest w Polsce akceptowalny. Jednak ludzie już nie reagują tak agresywnie, jak kilka lat temu. W jakimś sensie się mnie boją i nawet nie wiem, z czego to wynika.  Nie podchodzą, nie komentują na głos. Zgoda, mój styl nieco się zmienił, nadal  jestem dziwny, ale zrezygnowałem z, powiedzmy,  androgynizmu i klimatów transpłciowych, kiedy mogli mnie uznać za pedała. Moja fizyczność jest teraz bardziej męska i przechodnie widzą, nazwijmy to, śmiecia czy punka… I zaczynają się zastanawiać, o co tu w ogóle chodzi. Nie zaczepiają mnie nawet bezdomni…

Nie zrobiłem studiów, nie skończyłem kursów. Byłem chwilę na MSKPiU , potem uciekłem. Uznałem, że nikt nie ma prawa narzucać mi swojej wizji. Zresztą, tam nie było ani jednej osoby, która mogłaby być dla mnie autorytetem. Jakaś kobieta, która bieliznę na wschodnie rynki robi ma mnie uczyć? O kompozycji w ciuchach mi mówić? Co za bzdety! Kompozycja kończy się tym, że  jak projektantka da kółeczko, przy rękawie, to musi i przy nodze. A potem na pytanie skąd się wzięła bulwa na nogawce, słyszymy, że „pani jej kazała”.

MAl7

ŚWIĘTEJ FAUSTYNIE I MATCE BOSKIEJ:

Fascynuje mnie religia. Finałowa sukienka mojej ostatniej kolekcji inspirowana jest świętą Faustyną, a konkretnie tym, jak ukazał jej się Chrystus, cały w świetlistych promieniach.  inspiruje mnie wszechobecność chrześcijaństwa, dobre i ponure oblicze. Lubię rzeczy kontrowersyjne, sprzeczne, a obraz Chrystusa widzianego przez Faustynę jest supertandetny. Promienie, które wykorzystałem w sukience, dodają jej kiczu i patosu. Kolekcja sprzed roku, MBC, czyli Matka Boska Częstochowska, też inspirowana była chrześcijaństwem. Reklamowały ją ulotki stylizowane na anonse agencji towarzyskich. Sam wkładałem je za wycieraczki samochodów  i rozrzucałem w toaletach. Zresztą mieszkam przy Poznańskiej, czyli słynnym warszawskim Pigalaku, a to inspiruje.

FWPVII_Designer_Avenue_Maldoror_10_fot_SzamotLyzab

I O PIEŚNIACH MALDORORA:

Rzadko ludzie pytają o mój pseudonim. Wziął się z surrealistycznej książki „Pieśni Maldorora” Comte’a de Lautreamonta. Maldoror to buntownik, tak jak ja. Generalnie sztuka buntownicza z czasem traci na sile, ale ta książka ani trochę. Każde zdanie jest tu mistrzowskie, wymowa – nieco jak Biblii – każdy może interpretować po swojemu, ma tysiąc znaczeń. Nic dziwnego, że dadaiści ją pokochali.  I pomyśleć, że trafiłem na nią przypadkiem. Przygotowywałem się do nowej matury i miałem pisać o ideałach kobiety, ale wpadła mi w ręce Maria Janion i napisałem o kobietach upadłych. Tam też znalazłem odniesienia do „Pieśni Maldorora”.

Rysunek Matki Małej Madzi ®: Hubert Kołodziejski

Zdjęcie Maldorora: Nuke

17 Komentarze

  1. mojetrendy
    6 grudnia 2012

    W zasadzie to nie lubię koedukacji w świecie mody. Oglądać jednocześnie seksowne modelki i facetów jakoś mnie nie pociąga. Nie wiem czy to on, ale nie lubię projektantów, którzy lansują obecnie modę na męskie rajstopy. Słowo daję szlag mnie trafia jak widzę takie zdjęcia. Ludziom się we łbach poprzewracało. Wolę świat widziany raczej tradycyjnymi oczami a w modzie obecnie jest za dużo dziwactw. Ja na swej stronce http://www.fanomia.pl pokazuję modę w dużym uproszczeniu czyli tylko to co wydaje mi się smaczne. 🙂

    Odpowiedz
    • RAdesign
      9 stycznia 2015

      A cóż takiego „nietradycyjnego” jest w męskich rajstopach czy pończochach ?
      Toż takie zjawisko ma grubo ponad 1000 lat.
      Bardzo obcisłe nogawice na podwiązkach, z wełny ciętej ze skosa, to standard średniowiecznej męskiej mody europejskiej.
      Ba, w dojrzałym średniowieczu jeszcze zdarzało się nosić to z przykrótkim kubrakiem(dubletem) i świecić białą bielizną, zaś w późnym, te obcisłe rajstopy zamieniły się na równie obcisłe, proto-spodnie. Takie z bardzo wypukłym saczkiem na wiadomo co. Bo taki był gotycki ideał męskich, klepsydrowych (sic!) proporcji. Warto sobie pooglądać wybitnie męskie zbroje z okresu.

      A potem – rajstopy i pończochy regularnie przewijają się w męskiej modzie. Polecam jakąkolwiek stałą i solidną ekspozycję muzealną malarstwa, chociażby wiedeńskie Kunsthistorisches Museum.
      Gdzie nie spojrzeć, na którą epokę – zawsze ktoś nosi pończochy, rajstopy, czy inne obcisłe okrycie nóg.

      Słowo daję, szlag mnie trafia, jak ktoś motywuje coś „tradycją”, ale nie ma zielonego pojęcia, o jaką i czyją tradycję chodzi….

      Odpowiedz
  2. agnesm.pl
    7 grudnia 2012

    wreszcie cos ciekawego do czytania pt wywiad. Jak dobrze, ze sa jeszcze normalni ludzie, ktorzy w swej normalnosci wychodza na totalnych ekscentrykow. Bardzo lubie wzmianke o inspiracji Mazurami;-) , ostatnio ogladalam kolekcja inspirowana Wietnamem i nie moglam uwierzyc w te apoteoze brzydoty pod pelerynka”inspiracji”

    Odpowiedz
  3. LaLa
    7 grudnia 2012

    Bardzo ciekawy wywiad, wiele ciekawych uwag na temat projektowania i mody, ciekawy tez sam projektant 🙂 marzyła by mi się z nim współpraca.

    Odpowiedz
  4. modologia
    7 grudnia 2012

    Ciekawy rozmówca, ciekawy tekst. Z wizją estetyczną Maldorora można się nie zgadzać, ale trudno odmówić mu wyrazistości, spójności i przekonania co do słuszności własnego wyboru. Doceniam szczerość i świadomość tego, po co tu jestem i dlaczego mówię to, co mówię. W skrócie: Maldoror myśli samodzielnie. I tylko dwa małe zgrzyty: pierwszy to mało kulturalna uwaga na temat modelek – rozumiem, że można być niezadowolonym, ale argumenty ad personam są niskie. I druga rzecz: po co tłumaczyć się z używanych materiałów? Używa takich, a nie innych i kropka, taką ma wizję i nie trzeba się z tego usprawiedliwiać (tak przynajmniej ja odebrałam ten fragment). Chyba, że jest to – powiedzmy – aspekt „edukacyjny”, żeby potencjalni krytycy nie zadawali wciąż pytania „a czemu korzystasz z poliestrów, a nie z jedwabi?”. Ileż można 😉

    Odpowiedz
  5. milex
    7 grudnia 2012

    Dziękuję za ten wywiad, jestem wstrząśnięty pozytywnie.
    http://www.milexblog.blogspot.co.uk

    Odpowiedz
  6. HenieKaśka
    7 grudnia 2012

    Nie zgadzam się że w modzie jest zbyt dużo dziwactw…Moda to nie tylko ubrania ale i sztuka,a każdy widzi ją i odczuwa na swój sposób.Uważam,że nie można też ograniczać się do pokazywania mody w jakimkolwiek uproszczeniu.Od zawsze podobały mi się projekty Maldorora i pomimo tego że nie znam Go osobiście,mam wrażenie jakbyśmy nadawali na tych samych falach.
    Wywiad bardzo mi się podoba…ukazuje projektanta w prawdziwym świetle.Fakt,jest skandalistą ale czy przez aferę z matką Madzi nie ukazał jak media potrafią robić ze wszystkiego show,powodując że taka kobieta stała się celebrytką?

    Odpowiedz
  7. kody do gta 5
    7 grudnia 2012

    ciekawy wywiad

    Odpowiedz
  8. Laura
    8 grudnia 2012

    konkretny wywiad

    Odpowiedz
  9. Ania
    10 grudnia 2012

    Jako, że interesuję się modą, z przyjemnością się czyta ten blog, zostanę tu na dłużej.

    Odpowiedz
    • michalzaczynski
      10 grudnia 2012

      Jako że jestem jego autorem, bardzo mi miło, proszę zostać tak długo, jak tylko się Pani podoba.

      Odpowiedz
  10. Gosia Machnicka
    10 grudnia 2012

    ten blog to jedna z niewielu rzeczy w internecie, które czytam z największą przyjemnością

    Odpowiedz
  11. Jo
    11 grudnia 2012

    Maldoror to spoko gość ale jeszcze ciągle słaby projektant. Wzrusza mnie jego szczerość ale projekty rozczarowują. Nie zna się na konstrukcji odzieży, więc fachowo odszyte przez krawcową modele ( zresztą bardzo podstawowe ) miesza w kolekcjach z tym co sam „ulepi”. Trochę lumpeks a trochę klasyki z Burdy. Trochę dobrych materiałów, a trochę taniochy. Wszystko to uzasadnia artystycznymi wyborami, a moim zdaniem chodzi o kwestie ekonomiczne. W momentach większej prosperity sięga po droższe surowce, a jak kasy brak – wiadomo. Ten nierówny poziom razi w kolekcjach. Oczywiście można go zamaskować stylizacją. I to się Maldororwi udaje. Pomaga też charyzma. Ale mam jedną obawę: że cesarz jest jednak nagi.

    Odpowiedz
  12. awo
    17 grudnia 2012

    Nie bardzo interesuję się modą (ot, by coś ubrać i wyglądać na tyle porządnie, żeby w pracy mieli do mnie zaufanie), ale bardzo lubię czytać pana, panie Zaczyński. I tym wywiadem z Maldororem to już mnie całkiem wygrałeś. A Pieśni Maldorora są fantastyczne.
    Szczerze mówiąc zdziwiło mnie to, że nie tylko głupki zajmują się modą.

    Odpowiedz
  13. modna bielizna
    1 lutego 2013

    wywiad przeczytałam od deski do deski z wielkim zaciekawieniem

    Odpowiedz

Dodaj komentarz