Fashion Week Poland. 27 X 2012: Maldoror, Szulc, Wojtkiewicz, Nenukko, Błażusiak, Tomaotomo, Chrabelska, Jaroszewska, MMC

Moda | 28 października 2012 | 14 komentarzy

Maldoror

Matki małej Madzi nie było. Naprawdę ktoś myślał, że będzie? – No pewnie, mnóstwo idiotek się na mnie oburzyło. A to ja rozczarowałem się intelektualnie ludźmi, często tymi, z którymi na co dzień pracuję – mówi Maldoror. Cały Maldoror. – Przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie pomyślałby, że naprawdę miałem taki pomysł. Poza tym co „Super Express” ma do mody? – mówi mi na godzinę przed pokazem. W kwestii przypomnienia:  w „Super Expressie” Maldoror ogłosił, że zamierza Katarzynę Waśniewską, oskarżoną o spowodowanie śmierci swojej córki zatrudnić w roli modelki. Ot, prowokacja pokazująca głupotę społeczeństwa, które Katarzynę W. wylansowało na supergwiazdę i jako supergwiazdę zaakceptowało. Zresztą do kariery tej kobiety rękę przyłożyły zarówno tabloidy, jak i Pudelek, TVN 24, „Rozmowy w toku”, a nawet eksnaczelna „Gali”, która napisała o niej książkę. Maldoror swoim zaczepnym stanowiskiem pokazał też, jak podkreśla, co myśli o celebrytach na pokazach mody. – O co chodzi z tymi laskami? Co ci ludzie tu robią? – irytuje się, zerkając na przemykających co jakichś czas celebrytów, nierzadko wręcz żebrzących projektantów o możliwość pójścia w pokazie.

Ja Maldorora kupuję. Prowokacja z Katarzyną W. to w jego stylu. A sama moda? Reminiscencje love parade, kultury techno, próby wskrzeszenia idei wolnej miłości, berlińskie kluby… Praktycznie rozwinięcie wątków z poprzedniej świetnej kolekcji, ze spadochronowymi spódnicami włącznie. Materiały? Poza skórami, które wyglądały tu czasem jak lateks, czasem jak plastik, wyłącznie sztuczne („Nie będę gadał, że włoskie ortaliony, bo ortalion to ortalion i nie ma co się wygłupiać” – przyznaje Maldoror). Kolekcja – interesująca. Pokaz – ze stopniowanym tempem, światłem, atrakcjami w postaci m.in. nagiego modela, który przemknął znienacka w poprzek wybiegu, na tle ekranu – porywający. – Ale nie oszukujmy się, pokaz nie służy już tylko prezentacji ubrań; to rodzaj sztuki – rzecze Maldoror. I ma rację.

Jego pokaz to niejedyna rzecz warta uwagi dzisiejszego dnia. Zdarzały się, co prawda, rozczarowania, by wspomnieć o nic nie wnoszącym pokazie Justyny Chrabelskiej. Oglądając kolekcje zastanawiałem się, po co ktokolwiek miałby ją kupować. Koszulki, krótkie spódniczki, kilka topów i niewiele więcej w kilku kolorach (z przewagą naszego narodowego, szarego) to moda jaką na kilogramy można kupować w sieciówkach. Płacić kilkaset złotych tylko dlatego, że nabyło się ją w okolicy modnej warszawskiej ul. Mokotowskiej byłoby co najmniej nieroztropne. A i sama kolekcja, bezwstydnie nieskomplikowana, wyglądała, jak by powstała w tydzień.

Albo Nenukko. Bardzo nierówne. W najlepszych momentach przypominało Stellę McCartney dla Adidasa. Świetna była też krótka puchowa cieniowana kurtka. Po prostu must have.  W średnich – polską modę offową z przekombinowanymi bluzami. W kiepskich – konfekcyjne wypełniacze z tkanin i materiałów nędznej jakości. Nenukko to duet z wizją i konsekwentny, ale oczekiwałbym więcej inwencji.

Albo pokaz Tomaotomo. Projektant kupił złote blaszki i nie zawahał się ich użyć. W co drugiej kreacji, co najmniej. Raz ozdabiały dekolt, kiedy indziej rozcięcia, czasem robiły za kryzę, czasem za niby-lamówkę/stebnówkę, można wpisać co się chce, bo były niemal wszędzie. Kobieta Tomaotomo to kobieta brzęcząca (blaszkami, ma się rozumieć), raz w pretensjach do La Manii, raz do Bohoboco, choć projektant na stronie pewnego sklepu internetowego anonsuje się jako ten, który szuka klucza do „imaginarum kobiecego piękna” i jako ten, który widzi w kobiecie „tajemnicę, której nie chce odkryć, ale pragnie ją podkreślić” (na cytat naprowadziła mnie Gabriela Czerkiewicz, prosząc, bym zgłosił projektantowi jej kandydaturę, jeśli zechciałby mieć z sensem napisane materiały prasowe). Tomasz Olejniczak to niezwykle sympatyczny człowiek, ale z taką kolekcją powinien wstrzymać swój pokaz. Bo dodatkowo nie pomagały mu ani nie najdroższe materiały, ani fasony i konstrukcje z koronek, które z każdej anorektyczki czyniły grubaskę, ani – na litość boską – Magda Steczkowska w roli modelki prezentującej kreację finałową.

Dla przeciwwagi, pokaz Michała Szulca był dobry. Prawdę mówiąc znakomity. Spójny, przemyślany, poprowadzony od początku do końca z dyscypliną wcześniej (przynajmniej przeze mnie) u niego niewidzianą. Kolekcja o nazwie Violent (co tłumaczyć można jako gwałtowny; generalnie związany z przemocą) przywodziła na myśl estetykę uniformów i całej, nazwijmy to, identyfikacji wizualnej policji (to moja interpretacja; założenia projektanta, jak się zdaje, oscylowały wokół sportu). Początkowo myślałem, że lepiej byłoby, gdyby ubrania były dopasowane, a Szulc zrezygnował ze swego ulubionego oversize, ale wówczas kolekcja byłaby zbyt dosłowna. Odcienie granatu, czapki z daszkiem kojarzące mi się z kogutami radiowozów, ciekawe konstrukcje z pięknymi cięciami, geometria płynnie przenoszona na kolejne wyjścia, błyskotliwa stylizacja i smaczki z rodzaju kurtki stylizowanej na kamizelkę kuloodporną to Szulc, jakiego zawsze chciałem zobaczyć. I wreszcie na miarę własnego talentu. Dla samego projektanta to dzień triumfu, a dla widza jego pokazu – wielka frajda. No niech mnie cholera; brawo! Nie licząc MMC, o którym pisałem już z Lizbony (łódzką atrakcją była Joanna Horodyńska, z trudem do poznania, za sprawą czarnego „makijażu”), to najlepszy pokaz trzeciego dnia łódzkiego tygodnia mody.

Kolekcja Agaty Wojtkiewicz także była najlepsza ze wszystkich, jakie dotąd projektantka pokazała. Inspirowana zmianami zachodzącymi na/ w Ziemi (erozje, korozje etc.), naturą i bogactwami naturalnymi, przyniosła tak udane rzeczy jak „miedzianą” poszarpaną (surowa, szorstka Wojtkiewicz to novum) sukienkę jedwabną z nicią lureksową, o wzorze odzwierciedlającym słoje drewna, oryginalnie barwione i spierane dżinsy, czy biżuterię z prawdziwego węgla. A do tego świetne długie spodnie z pokrytej na górze cekinami siatce (by udawały krótkie; takie zabiegi oszukujące oko Wojtkiewicz wykorzystała jeszcze  w innych modelach) i skórzane rockowe kurtki, których w cudowny sposób nie zwulgaryzowała paskudnymi zamkami błyskawicznymi, a były takie obawy (Wojtkiewicz wie, o co mi chodzi). Z wyjątkiem ostatnich dwóch wyjść, bardzo udana kolekcja. I wreszcie bez sukien na chrzciny i wesela. Można? Można!

A poza tym Natalia Jaroszewska zagrała Lykke Li (a propos moich wczorajszych zastrzeżeń do koszmarnej muzyki do pokazów) i przypomniała, że nie zamierza, delikatnie mówiąc, zmieniać własnego stylu, a Monika Błażusiak powróciła przyzwoitą kolekcją z odniesieniami do Garetha Pugha i tradycji Chanel.

Jutro na Offach Joanna Startek, która w ubiegłym tygodniu odebrała statuetkę Fashion Magazine za najlepszą kolekcję debiutancką roku, a w Alei Projektantów debiutujący na szerokich wodach Hyakinth. Oraz kolekcja Dawida Tomaszewskiego, którą po prostu trzeba zobaczyć.

14 Komentarze

  1. Jacek S. Kłak
    28 października 2012

    Kłaniam się za profesjonalizm pisania relacji na bierząco- to jeszcze rzadkość na naszym rynku.
    Dziś czytałem nieco rozczarowany (na portalu jednego z naszych partnerów medialnych) relację zaledwie z pierwszego dnia pokazów. Pracowało nad tym prawdopodobnie parę osób…..tym bardziej cenię wzorce jak Pana blog.. .Poprzeczkę trzeba zawieszać wysoko we wspólnym interesie.:)
    A ocierając się tylko o temat Maldorora, który obejrzałem z wypiekami na twarzy z wielu powodów (w tym także estetycznych ) przypomnę tylko udział niejakiej Joli Rutowicz . Wówczas to widocznie była zupełnie inna filozofia którą można też zawsze jakoś ubrać w słowa . Chyba nie do końca kupuję tę wersję ,którą projektant przedstawił….

    Odpowiedz
  2. Ewelina
    28 października 2012

    Kolekcja Maldorora to zdecydowanie moja estetyka. Przypomina mi odrobinę twórczość Alexandra Wanga.
    Zgadzam się z pow. opinią. Ukłony za refleks, aktywność i profesjonalizm!

    Pozdrawiam!

    Odpowiedz
  3. Agata Wu
    28 października 2012

    Mnie osobiście razi przede wszystkim jedna rzecz, przyznawane są wejściówki na cały FW dla blogerów, którzy w praktyce nic nie wnoszą – ani niczego nie kupią czekając na tzw.”free sample” od projektantów ani tak naprawę nie są zainteresowani pokazami tylko celebrytami z którymi mogą sobie cyknąć fotkę. Dostałam zaproszenia od projektantów za co jestem im bardzo wdzięczna, większość to przesympatyczni, życzliwi ludzie. Uważam że weryfikację tego kto ma dostać akredytację na pokazy powinni podejmować sami projektanci aby uniknąć przypadkowości. To kogo spotkałam z identyfikatorem na szyi budzi u mnie dziwne skojarzenia. A same pokazy – nie oceniając ciuchów – dopracowane i przemyślane, organizacja super.

    Odpowiedz
  4. Agata Wu
    28 października 2012

    hehe pewnie nie, ale to nie byłoby dobre gdybyś nie miał akredytacji, bo ocena pokazu nie może być stronnicza 🙂 może w przyszłej edycji uda się i mnie z akredytacją :).

    Odpowiedz
  5. Jacek S. Kłak
    29 października 2012

    Pani Agato. Ma Pani wiele racji. Na świecie normą jest to,że designer sam ma swój dział PR , sam zaprasza i dba o gości w swoich siedzących pierwszych rzędach, sam wybiera i opłaca modelki,sam wybiera i opłaca reżysera. itd itd…….Nadal odbiegamy od normy światowej.Na nas organizatorach i producentach FW spada całość obowiązków nie tylko związanych z produkcją pokazów ale też z wyżywieniem,afterami,zapleczem ,transportem , czy organizacją agendy pobytu co jednemu sie podoba a drugiem nie…bo nigdy nikt wszystkim nie dogodził. Będziemy ewoluować w kierunku normalności….ale wszystko to wymaga czasu.
    Wracając zaś do blogerek /blogerów i ich obecniości na FW to mamy dość jasne kryteria-setki dosłownie setki zgłaszających się po akredytacje dostało odmowy i nie do końca zgadzam się z opinią ,ze stanowią gros publiki (xaledwie ok 5 % publicznosci na pokazie ) .Ci co byli to esencja bardzo dobrych i cennych dla nas autorów blogów które coraz poważniej spychają inne media na bok. Pozdrawiam:)

    Odpowiedz
    • Agata Wu
      29 października 2012

      hmm, to ja tylko dodam ze swoich obserwacji że nie spotkałam się na żadnym z bloków z osobą ubraną w kreację np. pani Agaty Wojtkiewicz 🙂 nawet w Nenukko nikt się nie ubrał – marka bardziej młodzieżowo-codzienna 😉 to też o czymś świadczy.

      Odpowiedz
      • Agata Wu
        29 października 2012

        *blogów

        Odpowiedz
  6. gregart
    29 października 2012

    Jak zwykle trafne oceny 🙂
    Widocznie mamy wspólny pogląd na scenę fashion.

    Odpowiedz
  7. Grzegorz Kieniksman
    29 października 2012

    Kolejny felieton, który oddaje prawdę, bynajmniej w mojej ocenie 🙂
    Bez lizusostwa i z dużą zawartością merytoryki.

    Odpowiedz
  8. Rolling Stone
    31 października 2012

    Tekst jest z prawej strony przycięty 🙁

    Odpowiedz
  9. Subiektywny ranking najważniejszych wydarzeń w polskiej modzie w 2012r. « Michal Zaczynski Blog
    2 stycznia 2013

    […] kubikach.  No i jeszcze boski Maldoror, któremu model czmychnął na golaska… (https://michalzaczynski.wordpress.com/2012/10/28/fashion-week-poland-27-x-2012-maldoror-szulc-wojtkie…). Natomiast spiritus movens  tej swoistej rewolucji, czyli Gosia Baczyńska wyprawiła sobie […]

    Odpowiedz

Odpowiedz do panbarnaba53

Anuluj odpowiedź