Trzeba się ku…wa obowiązkowo stawić
Reżyser Andrzej Saramonowicz postanowił rozprawić się z gwiazdami bywającymi na pokazach mody. „Nowa tradycja wśród celebrytów” – komunikuje. Nowa, jak nowa, drogi panie; postronni ten proceder obserwują od lat.
Ale Saramonowicz pisze. – Można nie bywać w teatrze, mimo iż zjawia się zmartwychwstały Grotowski i chce pogadać o sensie sztuki, można nie trafić do kina, mimo iż przyjeżdża z zaświatów Fellini, żeby pouczyć, jak grać, można olać mszę świętą w katedrze (…) ale… ALE!… na kolejny pokaz ciuchów Gosi Baczyńskiej czy Macieja Zienia TRZEBA SIĘ ku…wa, obowiązkowo stawić, bo to i misterium, i msza, a przede wszystkim „zrobią mi FOTKĘ NA ŚCIANCE” a fotka na ściance to najprawdziwsza i jedyna brama do e-wieczności!” – grzmi Saramonowicz.
No to się nagrzmiał. Oczywiście, miło by było, gdyby celebryci kursowali wahadłowo od wizjonera teatru do wizjonera kina via kropielnica i sczytywali mądrości z ich warg. W ogóle przecież lepiej, gdy ludzie dokształcają się niż głupieją. Choć z drugiej strony, co Saramonowicz miał na myśli pisząc „zjawia się zmartwychwstały Grotowski”, czy „przyjeżdża z zaświatów Fellini”? To jakieś przedstawienie na Halloween, czy zwidy fantazjującego Saramonowicza? Poza tym trzeba się zdecydować: albo teatr Grotowskiego albo kościół, który osobą samego kardynała Wyszyńskiego z całych sił zwalczał cielesne wygibasy u Grotowskiego, uważając jego sztukę za obrzydliwą. Więc albo taniec albo różaniec. Z Fellinim też Saramonowicz trafił średnio. Akurat jego filmy zestarzały się na tyle (nie licząc tych wczesnych Nocy Cabirii oraz La Strady i późnego, uroczo sentymentalnego Ginger i Fred), że ogląda się je teraz głównie dla mody (kapelusze w „Giulietta i duchy”, pokaz strojów liturgicznych w „Rzymie”, wybieg w „Osiem i pół” i tak dalej), jakże przez Saramonowicza znienawidzonej.
Grzmienie Saramonowicza byłoby nawet jakoś zabawne, gdyby nie obraźliwa dla wielu z nas sugestia, że pokaz mody jest wydarzeniem pustym i niejako ujmującym inteligencji. A więc zarezerwowanym dla półgłówków, których pojęcie o klasyce współczesnej kultury nie wybiega poza klasykę małej czarnej i którzy na wieść, że oprócz „Vogue” jest jeszcze jakaś inna Biblia, kręcą głowami ze zdziwienia. Tako insynuuje Saramonowicz.
A koronnym, ostatecznym dowodem na intelektualne pustkowie, mają być – zdaniem współautora tak przecież ważnych dla naszego dziedzictwa narodowego dzieł, jak „Lejdis”, „13 posterunek” i „Jak się pozbyć cellulitu” – zdjęcia robione na tle ciuchów. No ale skoro tak, to co na celebrycko – modowym portalu Lula.pl robią słitfocie z przymiarek… tak, tak, samego Andrzeja Saramonowicza?
Cytaty A.Saramonowicza za Dziennik.pl, zdjęcia: Facebook
4 Komentarze
Marcin Giebultowski
24 lipca 2013chyba ‚obowiązkowo trzeba się wstawić’?
joanna bojańczyk
25 lipca 2013Obowiązkowe stawiennictwo celebrytek na pokazach mody uważam za idiotyczne, ale to zarzuty raczej do organizatorów pokazów, którzy muszą sobie podkręcić oglądalność. Natomiast jest co najmniej zabawne, kiedy krytyka wychodzi z ust czołowego intelektualisty RP, pana Saramonowicza…
summer
25 lipca 2013Pan Saramonowicz wysilił się na całkiem zgrabną, trafną refleksję. Niemniej to nie zmienia faktu, że od projektantów mody, którzy zamiast o obecność dziennikarzy mody dbają o obecność celebrytów (a jest takich wielu) – pan reżyser wiele się nie różni. Ten z kolei zamiast tworzyć ambitniejsze obrazy, woli schlebiać gustom większości i robić klasyczne gnioty. Innymi słowy idąc za polskim przysłowiem – przyganiał kocioł garnkowi
Kayka
25 lipca 2013o to to to to, przyganiał kocioł garnkowi, aczkolwiek nawet i w połowie trafnie. chociaż z drugiej strony zastanawiam się, skąd on wie, że aktorzy nie uczęszczają do teatrów i kin? Ano uczęszczają, tylko są to mało medialne miejsca. A pokaz mody- owszem. No cóż, jak na człowieka, który nienawidzi mody, to bardzo mu do twarzy w tym garniturze, który przymierza.