MMC na wiosnę i lato 2016. Relacja z pokazu.
Zacznijmy od tego, że MMC na jedną noc wskrzesili złote czasy polskich pokazów mody. Ależ wtedy ucztowano! Przekąski, dania zimne, dania gorące… W pierwszych latach XXI wieku pokazy przypominały jedno wielkie all you can eat, względnie – jeśli kolekcja składała się z samych sukni wieczorowych, co bywało nagminne – bale sylwestrowe.
Najporządniej można było się najeść bodaj u Maćka Zienia i Paprockiego&Brzozowskiego. Nikogo głodnego nie wypuszczała też Teresa Rosati. Niedoścignione w tej konkurencji były jednak prezentacje Laury Guidi. Szczególnie pamiętną, urządzoną w hotelu Sheraton, a sponsorowaną przez Citibank Gold, uświetniło kilkadziesiąt rodzajów sałatek, kilometrowy niemal szpaler bemarów z rybami, mięsem i włoszczyzną oraz zupy, kremy i polewki, pierogi, krokiety i galarety, makarony, zapiekanki i quiche. Plus tyraliera kelnerów z wózkami lodów, gofrów, wypieków i naleśników, nie zwanych jeszcze pankejkami na deser. O mamo!
Mariaż projektantów z kuchnią stał się nierozerwalny do tego stopnia, że niektórzy z nich postanowili nawet otworzyć własne bistra. Kto pamięta niedoszłe plany sieci pushi-barów, czyli polskich sushi z korniszonem zamiast egzotycznego wówczas tuńczyka, snute przez Arkadiusa? Gdyby nie to, że projektant pewnego dnia musiał pilnie opuścić nasz kraj, zapewne spełniłby swoje kulinarne ambicje.
Aktywne uczestnictwo w rodzimym życiu modowym było najprostszą drogą do roztycia się. I wielu tą drogą podążyło. Toczyliby się do dziś, gdyby nie szlaban na amu amu, jaki postawił kryzys okolic 2008 roku. A tu nagle taka niespodzianka! Prezentacji nowej kolekcji MMC w hotelu Intercontinental towarzyszyła kuchnia japońska na entree, zaś po pokazie – m.in. pierożki z owocami morza, gravlax (wspaniały, wziąłem dokładkę), drób i wegańskie desery. Wśród gości – skrywana euforia. W dobrym tonie jest bowiem utyskiwać na rzekomo szargającą świętość pokazu instytucję rautu i akrobatykę tłumu, przeciskającego się z talerzami między zakąskami a ciepłym. Sądząc jednak po opróżnionych wazach i salaterkach, towarzystwo było bardziej niż ukontentowane.
Hotel Intercontinental ewidentnie chciał się więc pokazać. I to zrobił. A jak pokazali się sami projektanci?
Po pierwsze, bardzo ładnie. Kolejny raz współpracowali z gwiazdorskim designerem Oskarem Ziętą. Słusznie, bo pierwszy warszawski pokaz MMC sprzed dwóch lat należał do najbardziej udanych w ich karierze także pod względem scenografii. Zawieszone nad wybiegiem i wokół niego pulchne niczym pączki z dziurką (a propos!) quasi-lustra Zięty właściwie ustawiły całe show; wystarczy spojrzeć na zdjęcia.
Po drugie, melancholijnie, co u MMC dość nowe. Agresywną często muzykę zastąpił tęskny jazz Krzysztofa Komedy i Andrzeja Trzaskowskiego z „Niewinnych Czarodziejów” Wajdy, „Noża w wodzie” Polańskiego i „Pociągu” Kawalerowicza; najlepszego filmu w historii polskiej kinematografii (moja prywatna opinia).
Filmy te, z przełomu lat 50. i 60., stanowiły też jedną z głównych inspiracji kolekcji. Mniej tu jednak Lucyny Winnickiej z „Pociągu” z jej dekoltami w łódkę, więcej zaś Tadeusza Łomnickiego z „Niewinnych…” z warszawskiej ulicy Chmielnej, gdzie kręcono film. Widać to w wariacjach na temat prochowców – trencze, wraz z ich pelerynami i innymi charakterystycznymi elementami MMC pokazali w wielu odsłonach, formach i wariantach – ale i w całej w zasadzie kolekcji, opartej na męskiej garderobie, ze szczególnym uwzględnieniem koszul.
Co u MMC nowego? Autorskie nadruki – kolaże z kadrami z filmów, jedwabna mora imitująca słoje drewna, frywolnie prześwitujące sukienki z falbanami (w sam raz na letnie festiwale) oraz owadzia biżuteria i dodatki, przypominające – swoją drogą – jedną z ostatnich kolekcji Orskiej. (aktualizacja: projektanci pokazali je przed Orską; w jednej z poprzednich kolekcji).
Poza tym to raczej The Best of MMC niż zupełnie nowa odsłona talentu projektantów. Sporo asymetrii, awangarda na sportową modłę, znaczna doza minimalizmu i monochromatyczne barwy. Plus znane z poprzedniego sezonu torebki. Tym razem jednak nic na wielkie wyjścia, nie licząc może finałowego, świetnego looku przetkanego czarną wstęgą. To prędzej inteligentna moda na co dzień. Smaczna, oczywiście.
Zdjęcia: Filip Okopny
1 Komentarz
Karolina
22 stycznia 2016jada Pan ryby?