Maciek Sieradzky: „Sinful Meadow”. Relacja z pokazu
Kolekcja Maćka Sieradzky’ego ma wiele zalet typowych dla projektanta obiecującego. I większość wad typowych dla projektanta debiutującego.
Najpierw zalety. Jest ambitnie. Sieradzky nie poszedł na łatwiznę. Pokaz w przepoczwarzonej w biurowiec ponad stuletniej kamienicy Raczyńskiego, romantycznie usytuowanej naprzeciwko Zachęty, nie ograniczył się do repertuaru znanego z butiku Sieradzky’ego. Swój basic, ulubieniec widzów „Project Runway” wzbogacił o sukienki, koszule, kurtki, płaszcze, czy swetry, co uczyniło kolekcję kompletną i co świadczy już o pewnej dojrzałości projektanta, wcale nieczęstej u początkujących twórców.
Podoba mi się ten brak cwaniactwa. Sieradzky mógł przecież wykorzystać obecność celebrytów i TVN-u, który patronackie imprezy nagłaśnia z klasycznym dla siebie rozmachem, do akwizycji szablonowych czapek, bluz i plecaków ze swego e-sklepu. Ale wolał zaryzykować.
I słusznie. Ciekawe łączenia materiałów: wełny, sztucznego futra, skaju, ozdoby z metalowych dżetów, niebanalne formy i wzory – to wszystko działało na korzyść kolekcji. Podobnie jak znane już z „Project Runway” plecionki, które – obok sukienek i kurtek – stanowiły najmocniejszy punkt kolekcji. Największą jednak zaletą kolekcji Sieradzky’ego jest bardzo konkretna, spójna wizja. To wypadkowa niezmiennie popularnych lat 80. i współczesnego streetwearu z domieszką klimatów gotyckich. Autorskie patenty, m.in. wspomniane charakterystyczne plecionki, sprawiają zaś, że Sieradzky już teraz ma swój rozpoznawalny styl.
Trudno jednak nie oprzeć się wrażeniu, że kolekcja postawała przy mocno ograniczonym budżecie. Mowa o materiałach, ale też nie wszystkie konstrukcje były udane. Dość wspomnieć, że odpinane poły spódnicy/dołu sukienki po prostu plątały się modelkom między nogami. Szwankowało wykonanie, na przykład, wiązań gorsetowych, ale i niektórych bardzo trudnych, ażurowych strojów z łączonych drobnych pasków skóry lub z metalowych kółek. Tak skomplikowane projekty powinny być wykonane po prostu perfekcyjnie. W przeciwnym razie efekt końcowy ginie w chaosie. No i przydałby się też stylista, który inaczej zestawiłby ze sobą rzeczy, ogarnął – pisząc nowomową – przymiarki, a niektóre sylwetki po prostu wyrzucił z pokazu. Szczególnie część męskich, mocno już ogranych, przywołujących pierwsze Off-y na łódzkim fashion weeku.
Nie zmienia to jednak końcowego wrażenia, że Sieradzky wykonał kawał roboty. Jak na debiut – niezłej. I warto mieć go na oku.
1 Komentarz
fotowoltaika kalkulator
9 kwietnia 2020jest efekt WOW. Gratuluje