Moda to ja!
– Kocham modę!!!! MODA TO JAAAAAA!!!! – nie wytrzymała pewna stylistka i napisała na Facebooku. Jezusie słodki, cóż to musiały być za emocje! Jakież napięcie, by tak radykalny statement wydać! I to w wieku prawie trzydziestu, a nie trzynastu lat!
Oczywiście, wspaniale, jeśli pracę wykonuje się z pasją, ale żeby aż w delirkę wpadać? – Jestem uzależniona od mody. Moda to mój narkotyk, więc po prostu bezustannie o niej myślę – odpowiedziała pewna modelka na pytanie, czy długo zastanawia się nad swoimi stylizacjami, gdy szykuje się na wielkie wyjście. No po prostu: moda to ona. Cóż, widocznie ludzie mody tak mają. Więcej niż nieliczni styliści, fryzjerzy, blogerzy i szafiarki personifikują w ten sposób modę, choć cóż bycie modą znaczy – Bóg raczy wiedzieć. Że „Vogue” traktuje się jak Księgę Rodzaju, gdzie pierwotny stan szczęścia w ogrodzie Edenu osiąga się przy nowym edytorialu Lanvin, jako wygnanie z raju rozumie się dyscyplinarkę dla Galliano, a Kainem jest H&M, który zabił luksus Martina Abla Margieli?
– Moda to moja religia – powtarzają nieraz ludzie mody i trzeba im zaufać, bo to żadne herezje tylko wyznanie wiary. Żarliwe modlitwy do Prady, by wypuściła bakłażanową (tak, bakłażanową, żaden fiolet, czy coś) wersję torby – te sprawy znamy, tak nam dopomóż. – Modlę się, żeby jutro było zimno i żebym mógł założyć mój nowy płaszczyk – oznajmił mi niedawno kolejny taki pasjonat. Modlitwa została wysłuchana i chodzi trzeci dzień w markowym kapoku z peleryną. Prawdziwy kapłan mody. Choć naród rozpacza nad falą chłodów, małe browary bankrutują, bo przegrywają z herbatą z malinami, a dzieci z nudów wpadają do studzienek kanalizacyjnych, ludzie mody popiskują ze szczęścia, bo to najlepsza pogoda dla człowieka modnego – i na wielowarstwowość, i na okulary przeciwsłoneczne można sobie pozwolić, i na szal, apaszkę, chustę. A wiadomo: jest szalik – jest moda, świadectwo wiary.
– Moda to moja miłość – powiedzą inni, choć teoretycznie powinni wiedzieć, że kto się z modą ożeni, ten szybko zostanie wdowcem. Ale nie. – Wiesz, cały czas myślę o tych czółenkach. Powinnam je sobie jednak kupić, no po prostu zakochałam się w nich, tak jak w tej torbie wtedy, co wiesz – wyznała mi przez telefon (o drugiej w nocy i zupełnie trzeźwa!) pewna F., z którą jednak nie utrzymuję już kontaktu. Prądy miłości przebiegły właśnie przez blogi o modzie. Na jednym – wezwanie do pojednania. Nie musimy się zabijać, nie musimy na siebie donosić, kochajmy się i razem stylizujmy. Hasłami moodboardu są więc mesjanizm i mistycyzm. Na drugim – refleksje o przemijaniu, a jednak trwaniu w miłości: minęło tyle lat, poukładałam sobie świat, a tu nagle niespodzianka od życia i propozycja pisania bloga modowego. Na trzecim – nie podwinę kity, nie zdławi mnie strach, wybieram wolność i odchodzę z tej redakcji – gdzieś już czeka nowa moda! I pomyśleć, że piszą to znani ludzie, od lat w tak zwanej branży…
Aż łzy Swarovskiego do oczu nabiegają. „Po jednej stronie zdjęcie biednych, ale uśmiechniętych murzyńskich sierot, po drugiej – szczęśliwe pary gejowskie, a po środku napis Moda o to dba! – tak Edina z „Absolutely Fabulous” tłumaczyła pomysł na scenografię pokazu. Wcale nie kpiła, ten tekst musiał być gdzieś zasłyszany.
Egzaltacja dotyczy zapewne każdej dziedziny sztuki. Na takim DKF-ie na przykład, pali się papierosy do poparzenia palców i patetycznie odczytuje włoski neorealizm. Na kółku teatralnym, w wyciągniętym swetrze, recytuje się „Matkę Courage” i chce się zostać drugim Kantorem. W piwnicy zakłada z chłopakami zespół rockowy, robi się markerem dziary i wierzy, że się umrze młodo. No ale tak pod koniec liceum ta egzaltacja mija. W modzie natomiast – zdaje się – potrafi ona dożyć sędziwej starości.
15 Komentarze
annkie
21 lipca 2012bardzo dobry tekst !
Karolina Wirowska-Ulińska
22 lipca 2012masz świętą rację 🙂
B.M
22 lipca 2012Najgorzej jak się komuś coś zdaje. To może nie najbardziej wyszukane hasło pasuje do wielu dziedzin, ale do mody, a w szczególności do zjawiska niesamowitego ostatnimi czasy wysypu samozwańczych stylistów, bardzo. Mam koleżankę, która na słowo „stylistka” reaguje tak, a jakby ją ktoś po imieniu wołał, a cały jej artyzm w ubiorze wyraża się w zawiązanym na szyi szaliku.I to zawsze, bez względu nawet na 30 stopniowy upał. Jedna koleżanka to nic, ale widzę, że to epidemia jakaś. Nie wiem dlaczego, ale przypomniał mi się Pana tekst o tych beznadziejnych facetach z portali randkowych. Niby to co innego, ale hasło też pasuje…
B.M
22 lipca 2012Najgorzej jest, jak się komuś coś zdaje. To może nie najbardziej wyszukane hasło pasuje do wielu dziedzin, ale do mody w szczególności. Zwłaszcza odnosi się do samozwańczych stylistów, których znakiem rozpoznawczym, a zarazem dowodem na ich artyzm w ubiorze, jest fantazyjnie(?) zawiązany szalik, chusta, czy inny badziew. I to bez względu nawet na 30 stopniowy upał! Jedna moja znajoma tak właśnie ma a na słowo „stylistka” reaguje jakby ją ktoś po imieniu wołał.. Jedna koleżanka to nic, ale widzę, że to prawdziwa epidemia. Tyleż to żałosne co denerwujące. Nie wiedzieć czemu przypomniał mi się Pana tekst o tych beznadziejnych facetach z portali randkowych. Do nich (i wielu innych) to wspomniane hasło też mi pasuje…
B.M.
22 lipca 2012Zdaje mi się, że mi się też coś zdawało… Nie mogłam się doczekać publikacji moich mądrości, więc napisałam je jeszcze raz. Dla utrwalenia. Chyba podam swoją rękę tym wszystkim stylistom…
modologia
22 lipca 2012Kilka dni temu w Londynie widziałam sklep o nazwie „Religion”, na wystawie którego kościotrup na kolanach modli się pod napisem „sale” (zdjęcie można zobaczyć pod nickiem). I tak mi się jakoś skojarzyło z dramatis personae tegóż wpisu 😉 W końcu w coś trzeba wierzyć 😉
Piąty Dzień Tygodnia vol. 2. « Fashion Magazine Blog
27 lipca 2012[…] Zaczyński w artykule Moda to ja! opisuje okropną, nieznośną egzaltację w świecie polskiej mody. Ponieważ nie chcemy być […]
Sara
31 sierpnia 2012Całe to bicie modowej piany, ten blichtr, ta egzaltacja samym sobą kompletnie zabija chęć tworzenia. Można zwariować od kłapania dziobami kolejnych redaktorów szmatowych gazet nad kolejnymi skopiowanymi jeden od drugiego szmatami. Całe piękno tworzenia szlag trafia. Jestem, tak, uzależniona od mody, ale w sensie piękna, które z sobą niesie. Nowych tkanin, nowych kolorów, piękna zdjęć, dobrze ubranych ludzi, ale nie kolejnych szmat! Ale ta cała pogoń za byciem „trendi” i „dizajnerstwem” przyprawia mnie o chęć noszenia pokutnego wora (tak na marginesie czekam, kto w końcu zacznie to lansować, jako jakąś metaforę intelektualnej płycizny współczesnego społeczeństwa).
Świetny artykuł.
pzdr, Projektant
michalzaczynski
31 sierpnia 2012A worków pokutnych to na przykład Konrad Parol nie lansował już wcześniej aby?
Pozdrawiam!
Magdalena Rudnik
9 września 2012a właśnie dzisiaj mając przed sobą wywiad z wyżej wspomnianą Anną dello russo zabierałam się do czytania z nadzieją, iż może w końcu przekonam się do tej babki. kiedy dobrnęłam do kresu artykułu, który niespecjalnie wniósł coś nowego do mojej głowy, jeszcze bardziej nie cierpię plastikowej na zewnatrz, a pustej w srodku naczelnej japonskiego Vogue’a. po prostu nie.
piotr
1 października 2012Treściwy tekst.
tattwa
4 listopada 2012stanowczo jeden z najlepszych tekstów tego tygodnia 😀
tattwa
4 listopada 2012hm, dopiero teraz spojrzałam na datę – jednak nie tygodnia. półrocza?
michalzaczynski
25 lutego 2014Śmiało możesz napisać, że roku. Nie obrażę się 🙂
cammelie
1 marca 2014Haha… jak mawiają Francuzi: „Umrzeć z miłości ? To przesada.”