Moda w Polsce w 2015 roku – podsumowanie
Najlepsze kolekcje wciągały niczym książki, ale – broń Boże – nie te, napisane przez blogerów. Polska ulica przestała być szara, lecz wykwitła na biało i czerwono, Arkadius umarł, a Tamara Łempicka żyje i nazywa się Małgorzata Socha. Trendy, odkrycia i nadzieje oraz blamaże, smuteczki i zło. Oto przegląd najbardziej znamiennych wydarzeń w polskiej modzie i jej okolicach AD 2015.
Kolekcja roku: Gosia Baczyńska, „Black Spring”. Skrajnie zdobna, a jednocześnie zaskakująco powściągliwa. Eklektyczna, lecz spójna. Piekielnie seksowna, a przy tym dyskretna. No i na pierwszy rzut oka nieznośna, zaś już na drugi – fascynująca. Zbudowana na kontrastach propozycja Gosi na wiosnę i lato 2015 to uczta estetyczna i – co zdarza się tylko najlepszym – intelektualna. Oparta na 11 przykazaniach Henry’ego Millera „Plan pracy”, nie miała w mijającym roku konkurencji. Kiedyś pisałem, że pokazy najlepszych kolekcji są jak dobry film – myśli się o nich jeszcze długo po obejrzeniu. Baczyńska udowodniła, że kolekcja może być także niczym dobra książka.
Sesja roku: Bohoboco, Kas Kryst i Vistula – każde w swojej kategorii. Styl nie zna wieku, piękną można być i po osiemdziesiątce, a moda jest dla wszystkich. Brzmi to jak cytat z pretensjonalnych treningów motywacyjnych, Bohoboco pokazali jednak, że te hasła to nie pustosłowie; szykowna Helena Norowicz dodała zaś marce klasy i wyrafinowanego sznytu. Kas Kryst, młoda, a już kultowa w pewnych kręgach marka, również poszła pod prąd. Nie sięgnęła po typową dla niszowych, wschodzących projektantów antyestetykę, względnie minimalizm rodem z lookbooków, lecz z premedytacją osadziła się w klimacie glamour, nieco w stylu Miu Miu czy Marni. Wyszło luksusowo, ale też inteligentnie. Bijące z fotografii napięcie sprawia, że nie sposób się od nich oderwać. Światową kampanię zrobiła także Vistula. Tyleż ekskluzywne co futurystyczne wnętrza Ice Q, restauracji w austriackim Soelden, zbudowanej ponad trzy tysiące m.n.p.m., zdążyły już zachwycić twórców „Spectre”, tj. nowego Bonda – filmów uzależnionych od wizualnych fajerwerków. Występujący w sesji model wygląda co najmniej tak samo pociągająco.
Pokaz roku: Tomasz Ossoliński, Bukovina. Tomasz umie docenić i wykorzystać naturalne walory przestrzeni/wnętrza/lokalizacji. Dzięki prostemu zabiegowi uczynienia z sekwencji drzwi wejściowych modernistycznego pawilonu Wyścigów Konnych na Służewcu centralnego punktu scenografii, odpowiedniemu zadymieniu i ciemnemu oświetleniu, uzyskał niepowtarzalny efekt. Wyszło mrocznie, tajemniczo i stylowo, jak na lata 30. przystało. Przede wszystkim zaś bardzo artystowsko. Zimno było jak diabli, no ale jak inaczej – tytuł kolekcji przecież zobowiązuje. Piękny spektakl.
Najlepsze kreacje na czerwonym dywanie: niemal wszystkie, byle Małgorzaty Sochy. Z tym „niemal” to może trochę przesada, bo zdecydowanie wyróżniały się dwie suknie. Pierwsza to plisowane arcydzieło Gosi Baczyńskiej, jak ze starego dobrego Hollywood, założone przez wyglądającą niczym ożywiony obraz Tamary Łempickiej aktorkę na bal Fundacji TVN-u.
Druga to welurowa suknia w orientalnym klimacie autorstwa Łukasza Jemioła, założona na Flesz Fashion Night:
Obie suknie mają kilka cech wspólnych. Nie tylko echa art deco, amerykański blichtr i rozcięcie wzdłuż zgrabnej nogi, ale i podobny kontrast seksownego wyglądu i ciężkości, mięsistości tkaniny. Widać w tym charakter i styl. Zarówno projektantów, jak i samej Sochy. Magazyn „Viva!” pyta w najnowszym, świątecznym numerze na okładce, czy aktorka czuje się ikoną. Cóż, jeśli nie, to tylko z czystej skromności.
Nadzieja roku: Joanna Organiściak (pomyśleć, do niedawna związana w branżą farmaceutyczną) to jedna z najciekawszych debiutantek 2015 roku. Absolwentka krakowskiej SAPU swoim wyrafinowanym krawiectwem, piękną harmonią i kunsztem wygrała zreanimowaną (z powodzeniem!) Złotą Nitkę.
Nieporozumienie roku: Zieńgate, oczywiście. Żeby mieć pewność, kto w tym sporze ma rację: Maciej Zień (oskarżający inwestora o zaległości z płatnościami i złą wolę) czy inwestor (oskarżający projektanta o kradzież), należałoby poznać wyrok sądu. Obaj panowie w nim się jednak nie spotkali i nic obecnie na to nie wskazuje. Logika sugeruje, by stanąć po stronie Zienia. Żaden bowiem poważnie myślący o firmie inwestor nie rozpoczynałby w mediach kampanii przeciwko największej wartości spółki, tj. samemu nazwisku Zień. Wiadomo przecież, że tego rodzaju sabotaż przyniesie tylko i wyłącznie straty.
Rozczarowanie roku: Arkadius. Szkoda projektanta, szkoda naszej nadziei na „polskiego Alexandra McQueena”. Po nieudanej kolekcji tanich dresów w klepsydry, żegnające (z błędem ortograficznym!) „drogiego Areczka”, który postanowił odejść z tego padołu, dostaliśmy jeszcze bardziej zasmucającą „niewidzialną kolekcję”, „pokazaną” na nagich modelkach i modelach. Miało być (chyba) kontrowersyjnie i prowokacyjnie, ale – na litość boską – to nie są lata 90., w których mentalnie i artystycznie Arkadius ewidentnie tkwi, tylko 2015 rok.
Zagadka roku: Telewizja jednak zniekształca obraz. Chyba, że to trema nie pozwoliła zwycięzcom obu edycji „Project Runway” pokazać swoich możliwości. Kolekcja Michała Zielińskiego, triumfatora sezonu nr 2, to bodaj najbardziej krytykowane dzieło w modzie tego roku, słusznie zresztą. Więcej niż niedosyt pozostawił Jacob Birge, którego wizja mody jest zwyczajnie niezrozumiała. Nie sposób odmówić jego kolekcjom wyrazistości, ale pytania: „dla kogo?” i „dlaczego?” pozostają otwarte. W przeciwieństwie do kolejnej edycji „Project Runway”: TVN zrezygnował z trzeciej serii.
Porażka roku: Poradniki, a raczej bezradniki blogerów. To blogi w wersji analogowej i żadne podręczniki stylu lecz autolans, uprawiany na kilkuset zbędnych stronach. Pół biedy porażająco brzydko wydana i banalna „Radzka radzi” oraz tyleż efektowny wizualnie, co trywialny i często nielogiczny „Elementarz Stylu” Kasi Tusk. Cała bieda z „Ekskluzywnym Menelem”. Pierwsza część tej publikacji to zdjęcia zestawów przeciętnych ubrań i dodatków, szumnie zwanych stylizacjami, opatrzone komentarzami w stylu: „marynarka to wesoła kwintesencja męskości”. Drugą część wypełnia jednak tak zwany lajfstajl. Menel rekomenduje swoje ulubione knajpy, kina, miasta i sioła. Naturalnie, czyni to we własnym stylu („teren charakteryzuje się zatrzęsieniem stawów”), a wrażenie, jakie wywierają na nim jego własne odkrycia, puentuje stwierdzeniem „coś niesamowitego!”. Jest też jednak sporo o ojczyźnie, Bogu (publiczny akt wiary, wyznanie własnych grzechów i namawianie czytelników do wstąpienia do soboru Społeczności Chrześcijańskiej Północ, gdzie można „naładować akumulatory”), roli matki i ojca oraz projekcjach siebie w roli męża. Ekskluzywny Menel, skądinąd sympatyczny bloger, już wie, że będzie dobrym małżonkiem. Szkoda – i dla niego, i dla wydawnictwa Pascal, i dla czytelników , że wewnętrzny głos nie podpowiedział mu wcześniej, że formułowanie myśli – choćby i menelskich, cytując jeden z rozdziałów książki – nie jest jego najmocniejszą stroną.
Trend roku: Polskie ulice szturmem zdobywa tak zwana odzież patriotyczna. Niemal wyłącznie prawicowej i ultraprawicowej proweniencji. Moda owa ma też swoje marki. Koszulkę jednej z nich założył Prezydent Andrzej Duda, udając się do Chin, o czym wspomniałem na fanpejdżu swojego bloga, wyrażając niejakie wątpliwości w tej kwestii. Uważam bowiem, że Prezydent kraju powinien nosić ubrania marek neutralnych światopoglądowo, a na pewno nie wzbudzających kontrowersji. Wpis jednak po kilku dniach usunąłem, bo fanpejdż doprawdy przesadnie stał się przestrzenią dla kibolsko- naziolskiego benefisu. Wierzę, że tego typu poglądy są zaraźliwe, a na fanpejdżu nie da się blokować komentarzy, stąd taka decyzja. A co pisali owi entuzjaści „narodowej” garderoby i obrońcy obecnej władzy? Dając wyraz swojej odmiennej opinii i solidarności z Żołnierzami Wyklętymi, przy okazji głoszenia w komentarzach swoich przekonań, zapraszali mnie na emigrację Izraela, pieszczotliwe zwali pojebem, śmieciem, debilem, opłaconym przez „Gówno Wyborcze” i Adama Szechtera, serdecznie winszowali spotkania brunatnych, pobicia, a w wiadomościach prywatnych – wedle miłości do bliźniego – śmierci. Nie żeby mnie zniechęcili; potwierdzili tylko to, o co wielu z nich podejrzewałem. Oczywiście, nie jestem wyjątkowy. To wszak powszechna dziś narracja.
Odkrycie roku: PRL. Dokładnie to. Nagle w 2015 roku świat mody masowo skonstatował, że nie narodził się wraz z upadkiem komunizmu. Ukazały się biografie, publikacje przekrojowe oraz reportaże o modzie tamtych lat (z czego jedna dobra). Gazety wypełniły się dziesiątkami artykułów o tym, jak drzewiej bywało (na ogół nieustannie o tym, jak w Hofflandzie pod naporem klientek pękła szyba, że mieliśmy polską Coco Chanel, chodzącą w turbanie, w osobie Jadwigi Grabowskiej i – generalnie – gdyby nie Żelazna Kurtyna podbilibyśmy Paryż). Jerzy Antkowiak, legendarny kreator Mody Polskiej, odbył zaś tournee po polskich miastach i miasteczkach, by spotkać się z nowymi fanami, a łódzki fashion week zrobił mu nawet jubileuszowy pokaz. Czy to dobrze? Jak najbardziej. Brak jednak pewnego balansu; o peerelowskiej modzie mówi się wyłącznie z sentymentem, dumą i na wysokim C, zaś jej twórców określa mianem walczących z totalitarnym systemem. Bez przesady.
Konkluzja roku: jesteśmy modni! „Moda jest ważnym obszarem życia dla Polaków. Zainteresowanie modą zadeklarowało aż 68% badanych” – to wnioski końcowe z badań „Polska Strojna. Zainteresowanie Modą i Zakupy Modowe Polaków 2015”, przygotowanych na zlecenie Allegro. Autorzy raportu dodają jednak: „tematyka mody zajmuje Polaków niezależnie od miejsca zamieszkania, lecz głównie mieszkańców wsi”.
Fot: Passarella Photography (Jerzy Antkowiak, Michał Zieliński), Marzena Kolarz (Joanna Organiściak), Bartosz Mrozowski (Vistula), Daniel Jaroszek (Kas Kryst), Mateusz Stankiewicz (Bohoboco), Pawel Tkaczyk (Arkadius), AKPA