Mały Feniks. Maciej Zień powraca kolekcją „Sweet Dreams”.
„Owacje na stojąco u Macieja Zienia”, napisałem wczoraj na Facebooku, tuż po pokazie jego najnowszej kolekcji, pierwszej od czasu afery z udziałowcem oraz zamknięcia firmy i sklepów. „Ale owacje dla kolekcji czy dla Zienia?”, spytał jeden z komentujących. Dobre pytanie.
Odpowiedź? Chyba bardziej dla samego Maćka. Wydawać by się mogło, że Polska to nie Ameryka, gdzie gwiazdy, które podniosły się z upadku kocha się bardziej niż przedtem. A jednak powrót projektanta, rzecz można pioniera mody autorskiej w naszym kraju (z czasów, gdy na projektantów mówiło się jeszcze „dyktatorzy”), wzbudził euforię. Burza braw, ledwo tłumione spazmy, gdzieniegdzie łzy…
Ta może nieco przesadna egzaltacja rodem z TVN-owskich talent shows wydała mi się jednak szczera. Polski świat mody ewidentnie wspiera Zienia. I widać, że mu kibicuje. Nie tylko dlatego, że go po prostu lubi. Całkowite wycofanie się twórcy o tak głośnym nazwisku z projektowania byłoby przecież niebezpiecznym precedensem (więcej o tym: TU) . Pokazałoby, że źle dobrany wspólnik potrafi przekreślić całą karierę zawodową. Że medialno – internetowa nagonka (wiem, banalny frazes, ale taką właśnie przybrało to formę) skutecznie demotywuje do walki o swoją pasję, pracę i ogólnie, o siebie. I że może nikt na Zienia już nie czeka.
Okazuje się jednak, że czeka. I to czekanie zostało nagrodzone. Po pierwsze, śliczną scenografią. Romantyczne obłoki na granacie nieba to tyleż prosty, co wdzięczny pomysł. Po drugie, muzyką. Choćby finałowe „Never Ending Story”, szlagier lat 80. o wymownym, jak na sytuację, w której przez ostatnie półtora roku znajdował się Maciej, tytule. Zatem nic pompatycznego, co dramatyzowałoby przekaz. Ot, piosenka z filmowej bajki.
Dlaczego to właśnie te elementy pokazu wymieniam jako pierwsze? Dlatego, że ich niewinność, wręcz dziecięca infantylność mocno kontrastowała z obawami części publiczności, która oczekiwała jakiejś pretensjonalnej opowieści o Feniksie z popiołów, przeplatanej oskarżeniami pod adresem niesprawiedliwego świata i ogólnym uderzaniem we wzniosłe tony. „Upadłem, ale wstałem – silniejszy niż kiedykolwiek. Teraz naszedł czas rozliczeń” – no, coś w tym stylu.
Nic z tych rzeczy, dzięki Bogu. Pretensjonalny jest ostatnim epitetem, jaki można by użyć odnośnie pokazu. I na pewno nie pierwszym pasującym do kolekcji, tym razem przedstawionej pod szyldem Maciej Zień (dlaczego robi to różnicę – przeczytacie TU). Jest zadziwiająco lekka, czasem pomysłowa.
Owszem, znalazł się i Feniks, wyszyty na plecach jednej z kurtek, ale raczej jako dowcipny ornament i puszczenie oka (na Feniksa, jeśli się dobrze przyjrzeć, nałożono szczegóły anatomiczne skarabeusza, motywu od lat używanego przez Zienia) niż symbol kolekcji. Mieszają się motywy baśniowe – od Małego Księcia przez całą owadzią menażerię po gwiazdki (spadające też w roli konfetti na gości finale), naszywki i wszelkie obficie rozbryzgane na poszczególnych sukienkach czy spodniach kryształki, cyrkonie i błyskotki.
W kolekcji widać flirt z modą sportową (parka, świetna sukienka z lampasami), ładne są aksamitne bluzy i oversizowe żakiety, przyjemnie patrzy się na krótkie bombery.
Mniej przekonuje „stary, poczciwy Zień”. Sukienki dla gwiazd? It’s so 2000! W wielu modelach nie przekonała mnie też asymetria. W takim wydaniu ani nie sprzyja kobiecej sylwetce, ani nie czyni projektu ciekawszym. A już z pewnością nie w takiej stylizacji. Podobnie wykonanie pikowań. No i, niestety, same tkaniny. Może zabrakło czasu, może funduszy, by mieć takie, które wszystkim projektom sprawiedliwie nadałyby blasku i nuty ekskluzywności?
Przy tym wszystkim, ta zróżnicowana kolekcja okazuje się spójna. A sporo poszczególnych jej rzeczy w sumie nieźle wykombinowanych. Nie wszystko w niej gra, ale dobrze mieć Zienia z powrotem.
Fot: Filip Okopny
1 Komentarz
Jarek z rzymskiezakupy.pl
21 września 2016Super zdjęcia. Fajna sesja.
Pozdrawiam
Jarek