Arkadius is, niestety, dead
Czyli jak nie wracać na rynek mody.
Banalna dresówka w klepsydry z błędem ortograficznym. Promowana pretensjonalną, z zamierzenia prowokacyjną sesją: półnagie dziewczę z rodzaju heroin chic i wytatuowany, brodaty hipster w scenach życia codziennego, tj. pierdolniku w obskurnej kuchni, czy łazience. Na to, rzekomo, czekaliśmy 10 lat.
Aż się doczekaliśmy. Arkadius powrócił. Z hasłami oskarżającymi o zniszczenie mu życia (dlatego, jak ogłosił, nie żyje i od dziś należy go tytułować AFKAA, czyli Artist Formely Known As Arkadius) i o brak zrozumienia dla artysty. Kogo oskarża Arkadius? Nas, zapewne. Polaków, którzy złamali mu karierę. Ale oprócz tego także wielkie modowe brandy. Pierwsza od dekady kolekcja, jak oznajmia, jest wyrazem buntu wobec kultu logo.
Tylko jak ubrania w całości obrandowane wariantami jego imienia – Arkadius, Arkadiusz, Areczek – mają się do tej ideologii? Pomijając, że mody w tym tyle, co w niesławnej pościeli, którą siedem lat temu usiłował nam wcisnąć za 8.300 złotych. Żadnej głębi, treści, projektu. Jest tylko hałas, czy raczej skowyt i tanie chwyty, zupełnie już nieaktualne, bo sprawdzić się mogły, dajmy na to, u wczesnej Vivienne Westwood, czy Martina Margieli.
„Arkadiusz Weremczuk powraca do mody. Ale żeby powrócić, musi pozbyć się swojej największej konkurencji – samego siebie. Zabija więc Arkadiusa i wystawia mu nekrolog w postaci „żałobnej“ kolekcji, żegnającej swoje dawne życie” – napisał ponadczterdziestoletni projektant o sobie samym. Brzmi jak z opisu klocków Lego Chima, którymi bawi się mój kilkuletni siostrzeniec.
I pomyśleć, że mówimy o projektancie, dla którego Cathy Horyn przyjeżdżała do Londynu. Którego Hilary Alexander nazywała cudownie utalentowanym. I któremu artykuły poświęcili Suzy Menkes, Colin McDowell i Lisa Armstrong. Zyskał aplauz u najważniejszych krytyków mody początku XXI wieku. Co najważniejsze jednak – zasłużenie. Nikt przed nim, ani po nim, wśród polskich projektantów, nie miał takiej prasy.
Arkadius, mimo że is dead, żyje tamtymi czasami i tamtymi recenzjami. Nadal wierzy, że to, co robi, jest wielkie. – Jeśli myśleliście, że John Galliano jest jedynym powrotem w 2015 roku to myliliście się! Po 10-o letniej przerwie powraca Arkadius – oznajmił w pierwszych zdaniach informacji prasowej. Odważne porównanie. W zasadzie od początku drugim imieniem Akradiusa był Narcyz, by wspomnieć stylizowanie się na Chrystusa – z rozpostartymi ramionami i koroną cierniową – na wybiegu w finale pokazu. Artystycznie wtedy to jednak się broniło.
Z narcyzmu płynnie przeszedł jednak w megalomanię, projektując dla taniej krakowskiej marki Ravel minikolekcję w całości pokrytą nadrukami jego twarzy, stylizowanymi na sitodruki Andy’ego Warhola. Ale klepsydry w nowej kolekcji, z sentencjami w rodzaju „dla jednych śmieszny, dla innych wielki” są już tej megalomanii karykaturą. Tak samo zresztą, jak cała kolekcja jest karykaturą jego dawnego talentu. Arkadius wraca, ale bierze nas na litość.
Fot.: Paweł Tkaczyk
15 Komentarze
Sonia Fogg
22 stycznia 2015słyszałam, ze w tym roku czeka nas jeszcze książka – chyba wywiad rzeka – o Arkadiusie vel Areczku. ciekawe, ile osób dobrnie do końca
michalzaczynski
22 stycznia 2015To była bardzo ciekawa postać. Ale ostatnie czołobitne publikacje o nim mnie zniechęcają, niestety. Tak bardzo by się chciało trzymać kciuki za sukcesy Polaków w świecie mody, ale bardzo jest za kim…
Aspagio
2 marca 2015Nie ma znaczenia ile dobrnie do końca, ma znaczenie ile da się nabrać i kupi.
Magda
22 stycznia 2015A ja mam wrażenie, że Arkadius z nas kpi.
Któż to kupi? Jaki celebryta stanie w tych ciuchach przy ściance?
Pilch powiedział takie zdanie o pisarzach, żeby lepiej nie udzielali wywiadów, tak w typ przypadku wolę już wywiady od tej kolekcji ubrań.
Aneta-blogmocnodygresyjny.pl
23 stycznia 2015Oj chciałabym kogoś w tym ciuszku zobaczyć na ściance. Stawiam na Natalię Siwiec 😉
matt
24 stycznia 2015Byłbym powściągliwy w tak ostrej krytyce.
Ja również od dawna z niecierpliwością oczekiwałem jego powrotu, i bynajmniej nie liczyłem że powróci spektakularną kolekcją. Nie sądzę by dresowe szmaty stały się teraz trzonem nowej twórczości. Zresztą patrząc na ceny, wygląd (tandetę), oraz ilość tych ubrań kokosów raczej się na tym nie zarobi.
Myślę, że chodziło raczej o przekazanie jakiegoś komunikatu. Już sam fakt, że toczymy dyskusję na ten temat powoduje, iż cel został w pewien sposób osiągnięty.
Nie oskarżałbym również Arkadiusa o nadmierną megalomanię, wszak jest ona charakterystyczna większości projektantów a cesarz Karl nie ma sobie równych i Arkdius mu do pięt nie dorasta w tym temacie.
Magda napisała wyżej, że Arkadius z nas kpi. Dla mnie te łachmany są takim żartem z kolekcji Wanga dla H&M, CK, Dsquerd, DKNY, MSBH, etc..
Spodziewałem się wszystkiego po powrocie Arkadiusa, ale nie tego… i jestem zaskoczony i zadowolony. Czekam jak sytuacja rozwinie się dalej.
michalzaczynski
24 stycznia 2015Jedno drugiemu nie przeczy – fakt, Karl jest cesarzem autolansu. Byłbym z kolei powściągliwy w nazywaniu Wanga dla HM łachmanami – to świetnie zaprojektowana i bardzo dobrze wykonana kolekcja.
matt
25 stycznia 2015Pisząc „łachman” mam na myśli każdy ubiór wykonany z dzianiny dresowej. To taka moja własna definicja.
Mam ogromną awersję do tego materiału, podobną zresztą do eko-skóry. Nic na to nie poradzę. Te dwa materiały opanowały w znaczącym stopniu rynek konfekcji ulicznej i próbują wkraczać na salony.
Sam mam nawet kilka takich łachmanów: do biegania, sprzątania, i chodzenia po domu 🙂 są bardzo wygodne 🙂
matt
25 stycznia 2015I mimo tego, iż z artykułem się nie zgadzam, chciałabym napisać iż, bardzo sobie cenię Twoją publicystykę za jej wyrazistość, szczerość i bezkompromisowość.
matt
25 stycznia 2015I mimo tego, iż z artykułem się nie zgadzam, chciałabym napisać iż, bardzo sobie cenię Twoją publicystykę za jej wyrazistość, szczerość i bezkompromisowość. To towar bardzo deficytowy w dzisiejszej blogosferze modowej.
michalzaczynski
26 stycznia 2015Bardzo mi miło.
Ps. Nie nazwałbym kolekcji Wanga dzianiną dresową. Mam kilka rzeczy z tej współpracy – raczej pianki, puch, skóra, nowoczesne syntetyki…
mim
26 stycznia 2015Odebrałam to raczej jako rodzaj artystycznego wydarzenia (jakiś performance pewnie, nie znam się na tej nowoczesnej sztuce) niż kolekcję ubrań. I jako wydarzenie (w końcu powrót Arkadiusa wydarzeniem jest) kolekcja obroniłaby się, gdyby nie ta słaba sesja zdjęciowa. Co tam, że brzydka, bez pomysłu i bez związku z ubraniami. Najgorsze, że eksploatująca wyświechtane pomysły i NUDNA. No, chyba że ta nuda i wtórność to też element performance… Ale jak już wspominałam, nie znam się na nowoczesnej sztuce.
RAdesign
26 stycznia 2015Też odnoszę podobne wrażenie, tylko trochę to przebrzmiałe.
To jest odpowiedź zmęczonego artysty na nagabywania tłumu ciekawskich – macie moją deklarację śmierci w byle jakiej kolekcji.
Problem – tłumu nie stwierdzono.
matt
9 lutego 2015Obserwuję, obserwuję i chyba powoli przychylam się do Twojej opinii, a przynajmniej w jednej kwestii. Ale jeszcze poczekam z komentarzem.
matt
12 sierpnia 2015Dziś przypadkiem natrafiłem na torby….
Tu już nie ma nawet czego komentować.
Ze smutkiem przyznaję Ci rację.