Mariusz Przybylski: „Transplantacja” i „White Wolf”. Relacja z pokazu.

Moda | 30 października 2015 | Brak komentarzy

Znany projektant przebierający w hałdach używanych ubrań – tego w polskiej modzie jeszcze nie było.

Recykling to paradoks. Ma świetny PR, a kiepski wizerunek. Ekologią na poziomie deklaratywnym przejmują się w zasadzie wszyscy. Globalne ocieplenie przyjmują ze zgrozą, głosują za ochroną środowiska, optują za segregacją śmieci. Ale niekoniecznie w modzie.

Nadprodukcja ubrań, butów i dodatków nie spędza snu z powiek konsumentom, a tym bardziej producentom. CCC, dla przykładu, potrafi pochwalić się 30 tysiącami nowych wzorów w sezonie, choć gdy spojrzeć na polskie ulice, to przecież widać, że dziesięć modeli w zupełności zaspokaja estetyczne zapotrzebowania narodu. Sam zaś recykling kojarzy się jednak z czymś przaśnym, a w najlepszym przypadku surowym. I brzydkim. Jakieś jutowe worki, polary z butelek PET, koraliki z wykładziny i foliowych toreb.

Mariusz Przybylski jako pierwszy projektant dużego formatu pokazał, że recykling może być glamour. Jego „Transplantacja” to kolekcja wieczorowa, momentami wytworna, skrząca aplikacjami, żakardami i wszelkimi połyskującymi elementami. Ograniczona do czerni, granatu i odcieni niebieskiego, bywa seksowna i uwodzicielska. Raz czyni aluzje do formalnej klasyki, innym razem – do mody sportowej. We wszystkim tym jest zaskakująco spójna i harmonijna. Nie żeby kolekcjom Mariusza brakowało tej cechy, zważywszy jednak, że w stu procentach każdy strój został uszyty z używanych tkanin i ozdobiony biżuterią z odzysku, sztuka ta nie należała do najłatwiejszych.

17_web_MariuszPrzybylski_Transplantacja_291015_fot_Filip_Okopny

A jak powstawała sama kolekcja? Spytałem o to Ewelinę Rozparę, menedżerkę kieleckiej firmy Vive. To firm specjalizująca się w imporcie, obrocie i przetwarzaniu używanych tekstyliów z Niemiec i Holandii (ubrania trafiają zarówno do lumpeksów, jak i do tak odległych wydawałoby się branż, jak budownictwo czy motoryzacja). I to właśnie do Vive projektant przysłał próbki interesujących go tkanin.

– Interesowały go konkretne faktury, aplikacje, żakardy i biżuteria. Pracownicy Vive przeprowadzili wstępną selekcję, niezbędną, zważywszy na skalę przerobu sortowni: 300 ton dziennie. Wybrane przez nich kilkaset kilogramów materiałów zostało zaprezentowane Mariuszowi, a następnie – po jego akceptacji – przetransportowane do jego pracowni – wyjaśniła Ewelina Rozpara.

6_web_MariuszPrzybylski_Transplantacja_291015_fot_Filip_Okopny 11_web_MariuszPrzybylski_Transplantacja_291015_fot_Filip_Okopny

Oczywiście, „Transplantacja” nie jest kolekcją handlową. Ze swej natury to rzeczy unikatowe, pojedyncze egzemplarze. Wierzę jednak, że będzie miała duży wpływ na postrzeganie i tworzenie mody w Polsce. Dla Przybylskiego, który od pewnego czasu wykazuje mocno proekologiczną postawę, co w polskim światku należy do wyjątków, kolekcja była rodzajem eksperymentu, pewnie też zabawy. Ale zdobyte doświadczenia, jak mniemam, zachęcą go (i innych polskich projektantów) do dalszych poszukiwań nie tylko formy, ale i treści. Gratulacje.

9_web_MariuszPrzybylski_Transplantacja_291015_fot_Filip_Okopny 10_web_MariuszPrzybylski_Transplantacja_291015_fot_Filip_Okopny 15_web_MariuszPrzybylski_Transplantacja_291015_fot_Filip_Okopny 19_web_MariuszPrzybylski_Transplantacja_291015_fot_Filip_Okopny

Szkoda może tylko, że sama prezentacja kolekcji została potraktowana nieco po macoszemu. Pokaz był wyborny, bo wczorajszy wieczór to jedna z najlepszych realizacji Katarzyny Sokołowskej w ostatnim czasie. Lepsze modelki Przybylski zatrzymał jednak na pokaz swej „pełnoprawnej” kolekcji „White Wolf”, pokazanej bezpośrednio po „Transplantacji”. I to jej poświęcił też więcej uwagi, skutkiem czego w propozycji ekologicznej ubrania gubiły czasem proporcje.

Ale to, powiedzmy, kosmetyka. Błędu, wcale już nie kosmetycznego, nie udało się jednak uniknąć w samej „White Wolf”. To udana kolekcja. Sęk w tym, że znaczną jej część gdzieś już widzieliśmy. Mianowicie, na poprzednich pokazach Mariusza, ze szczególnym uwzględnieniem ubiegłorocznego „Wild at Heart” (uznaną przez mnie zresztą za najlepszą kolekcję 2014 roku). Od typowych motywów origami w sylwetkach męskich, przez naszywane kryształki w damskich i podobne – choć już niekoniecznie azteckie – desenie, po całe kroje (materiał porównawczy: TU). Granica między byciem wiernym własnemu stylowi, a autocytatem wcale nie jest taka cienka. Mariusz Przybylski, moim zdaniem, i tak ją przekroczył.

6_web_MariuszPrzybylski_WhiteWolf_291015_fot_Filip_Okopny 12_web_MariuszPrzybylski_WhiteWolf_291015_fot_Filip_Okopny 21_web_MariuszPrzybylski_WhiteWolf_291015_fot_Filip_Okopny 25_web_MariuszPrzybylski_WhiteWolf_291015_fot_Filip_Okopny 30_web_MariuszPrzybylski_WhiteWolf_291015_fot_Filip_Okopny 44_web_MariuszPrzybylski_WhiteWolf_291015_fot_Filip_Okopny 53_web_MariuszPrzybylski_WhiteWolf_291015_fot_Filip_Okopny

72_web_MariuszPrzybylski_WhiteWolf_291015_fot_Filip_Okopny 85_web_MariuszPrzybylski_WhiteWolf_291015_fot_Filip_Okopny 94_web_MariuszPrzybylski_WhiteWolf_291015_fot_Filip_Okopny

Zdjęcia: Filip Okopny

 

Dodaj komentarz