Jest to Gucci

Moda, Włochy | 27 listopada 2021 | Brak komentarzy

Gdy po wyjściu z więzienia Patrizia Gucci objawiła się na zakupach w Mediolanie w gwiazdorskich okularach i z papugą na ramieniu, zachwyceni dziennikarze rzucili się po wywiad. – Czemu wynajęłaś zabójcę, zamiast sama zastrzelić męża? – krzyknął jeden z nich. „Mam kiepski wzrok, mogłabym chybić” – odkrzyknęła ku ekstazie żurnalistów, lubujących się w takich anegdotach. „House of Gucci” można już oglądać na HBO Max.

W „House of Gucci” Ridleya Scotta (kinowa premiera w Polsce – w listopadzie 2021r.; we Włoszech dopiero w połowie grudnia) grają Lady Gaga, Adam Driver, Salma Hayek, Al Pacino czy Jeremy Irons. Ale nawet taka plejada blednie przy scenariuszu, który jakimiś 70 latami brania się za łby napisała sama familia Guccich.

Drama to ich drugie nazwisko.

– Patrzcie! Tak wyglądają zebrania zarządu Gucciego! Próbowali mnie zabić! – wykrzykiwał na ulicy przed siedzibą firmy Paolo Gucci, jeden z wnuków założyciela firmy. Zabić to może przesada; faktem jest, że podczas jednego z posiedzeń zarządu w 1983r. został on pobity przez własnego ojca i braci. Powód? Spór o nowy podział udziałów w firmie. 

A że sporów było wiele, a panowie krewcy, historia marki to również historia przemocy. Jak w książce „Gucci – potęga mody” pisała Sara Gay Forden, senior Guccio Gucci miał w zwyczaju szczuć potomstwo przeciw sobie. Kiedy na szefa firmy wybrał syna Alda (najstarszego Uga – de facto pasierba, przysposobionego gdy ten miał cztery lata, ale i złodzieja oraz faszystę – zupełnie pominął), ten wdał się w trwającą do końca lat 70. wojnę z młodszym bratem Rodolfem oraz z młodszą siostrą Grimeldą. Rodolfo chciał mieć większy wpływ na to, co dzieje się w firmie; Grimelda – przynajmniej jakieś pieniądze, bo stary Guccio nie nie zostawił jej udziałów.

Naprawdę nieprzyjemnie zrobiło się jednak, gdy dorosły wnuki Guccia Gucciego. Paolo, syn Alda, wytoczył w latach 80. dziesięć procesów swemu ojcu. Z kolei Maurizio, syn Rodolfa, doprowadził do wymiany zarządu firmy, by wyeliminować Alda i zostać nowym szefem. Pokonany Aldo doniósł na Maurizia, że ten rozkradł rodzinny majątek i narobił przekrętów fiskalnych. Nie bez racji: w efekcie Maurizio musiał zapłacić miliony dolarów zaległych podatków za lata 1972-1982. 

Maurizio i jego ojciec Rodolfo zemścili się jednak potem na Aldzie, donosząc o siedmiu milionach dolarów nie zapłaconych podatków. Tu także było coś na rzeczy, bo Aldo trafił na rok za kratki. W rewanżu Paolo, syn Alda, przekazał prokuraturze dowody, że Maurizio lokował pieniądze w rajach podatkowych. Przekonujące, skutkiem czego sprawa skończyła się roczną odsiadką Maurizia.

Tylko w 1987 r. w różnych sądach na świecie toczyło się 18 spraw dotyczących klanu Guccich. 

W 1993 r. Maurizio sprzedał swoje udziały zewnętrznemu inwestorowi. Tym samym rodzina straciła swoją firmę, która całkowicie przeszła w obce ręce.

Morderstwo Maurizia, stanowiące oś fabuły filmu, było swoistym zwieńczeniem wojen w klanie Guccich. Zleciła je jego była żona, Patrizia (to ją gra Gaga). Od lat rozwiedziona, lecz niezmiennie z tego powodu rozżalona, postanowiła tym samym powetować straty. 

  • Finansowe, bo zostawił jej ledwie okruchy z pańskiego stołu, tj. koło pół miliona dolarów rocznie. 
  • Moralne, bo odszedł od innej. 
  • Przede wszystkim zaś – ambicjonalne. Kiedy w 1993r. Maurizio odsprzedał swoje udziały, firma automatycznie przeszła w ręce funduszu inwestycyjnego i nikt z rodu Guccich nie miał z nią już nic wspólnego. Patrizia, mimo że z domu Reggiani, to właśnie na byciu „Lady Gucci”, jak ją w Mediolanie nazywano,  budowała swoją tożsamość. „Nie powinien był mi tego robić”, powiedziała o Mauriziu, traktując sprzedaż udziałów za osobisty afront i uznając decyzję eksmęża w sprawie firmy za wyjątkowo bezmyślną. 

I za tę bezmyślność Maurizio został ukarany. „Byłam bardziej Gucci niż którykolwiek z nich”, mawiała. Trudno zaprzeczyć.  

Patrizię pierwotnie skazano na 29 lat więzienia, ostatecznie wyszła po osiemnastu. Mogłaby szybciej, za dobre sprawowanie, pod warunkiem, że popracuje społecznie. Ale odmówiła. Na wolności nigdy nie hańbiła się robotą i nie zamierzała psuć sobie wizerunku, a w więzieniu nieźle się urządziła. Dość wspomnieć, że w zamian za opowieści o życiu w rodzinie Guccich, współwięźniarki słały jej pryczę. 

Dziennikarze, zachwyceni gdy po wyjściu z więzienia Patrizia Gucci objawiła się na zakupach na luksusowej, mediolańskiej ulicy Montenapoleone, w gwiazdorskich okularach przeciwsłonecznych i papugą arą na ramieniu, ustawili się po wywiad w kolejce. 

Czemu wynajęłaś zabójcę, zamiast sama go zastrzelić? – krzyknął jeden z nich. „Mam kiepski wzrok, mogłabym chybić” – odkrzyknęła ku ekstazie żurnalistów, lubujących się w takich anegdotach. 

Sąd nakazał też… wypłatę Patrizii zaległych alimentów, należnych jej podczas odsiadki w wysokości ok. 20 milionów euro oraz dodatkowo udział w zyskach z nieruchomości, rocznie ponad milion euro. Bardzo to w stylu Gucci.

Sama marka od czasu, gdy straciła ją rodzina Guccich radziła sobie raz lepiej (Tom Ford z ramoty uczynił ją synonimem zmysłowości, więcej piszę o tym TU), raz gorzej (po odejściu Forda dwie kolejne projektantki Gucciego zadbały, by w sklepach było nudno i nijak, a o wytępienie z marki glamouru zadbał jej nowy prezes Robert Polet, wcześniejszy szef departamentu… mrożonek koncernu Unilever.

„Zamienił paluszki rybne na torebki i szpilki”, kąśliwie skomentował wpływowy periodyk  „Womens Wear Daily”).

Dziś to jednak najbardziej pożądana marka świata. Przed Nike i Diorem. Tak wynika z cyklicznych raportów platformy Lyst, wyjątkowo reprezentatywnych dla światowej mody. Lyst bowiem analizuje setki tysięcy danych, takich jak wyszukiwania w sieci, zainteresowanie w social mediach, ale i obroty konkretnych firm.

Wszystko za sprawą Alessandro Michelego, 48-latka z Rzymu, zapatrzonego w styl jego babci. Estetyka retro i bijące z Gucciego – jakkolwiek dziwnie i mało modowo w kontekście luksusowej marki to zabrzmi – domowe ciepło z nutką naftaliny z pawlacza lub strychu w połączeniu z talentem i wyobraźnią projektanta dało światu najbardziej wpływową markę dekady. Równo w sto lat od jej założenia znów jest na topie. 

Z długimi włosami i rozmarzonym spojrzeniem Michele nawet wygląda jak mesjasz. Pojawił się znikąd, tj. z pracowni akcesoriów Gucciego, w której zdążył przepracować dwanaście lat. Praktycznie nikomu, nawet w branży mody, nie był nieznany. „Bez sensu. Nie spodziewałem się, że wezmą no-name’a”, cytował anonimowo komentarz jednego z ekspertów branży „New York Times”. Anna Wintour z kolei, jak przyznała, spotkała się z nim raz, na herbacie. Rozmawiali raczej o pogodzie. Więcej refleksji na temat wyboru w 2015r. Michelego na szefa Gucciego nie odnotowano.

Tymczasem moda a’la Gucci to spełnienie marzeń maksymalisty. Według UrbanDictionary, Gucci to nie tylko nazwa marki, ale i slangowe określenie na wszystko, co drogie i godne pozazdroszczenia.  Stąd – na przykład – pseudonim rapera Gucci Mane.

O Guccim śpiewali Sister Sledge, Kanye West, a w Polsce Malik Montana („wydaję jagodzianki w Gucci”, gdzie owe jagodzianki to fioletowe banknoty o nominale 500 euro), największą furorę zrobił jednak „Gucci Gang” Lila Pumpa, istna apoteoza konsumeryzmu i nuworyszostwa. Mimo to – a może właśnie dlatego – Gucci postanowił wykorzystać ją w swoim ostatnim pokazie online. 

Fun fact: trzy lata temu YouTuber Graham the Christian nawiązał do monotonnego charakteru utworu i w szczytnym charytatywnym celu wypowiedział owe wyrażenie… milion razy. Za jednym zamachem. Niepozbawione łez z wyczerpania nagranie trwało 2 godziny, trzy minuty i szesnaście sekund.

Gucci to jednak także prawdziwy manifest niczym nieskrępowanej wolności i kreatywności. Przesada nie istnieje, wszystko do siebie pasuje. Kolory, style, fasony, ozdoby. Najlepiej na raz. Ambasadorowie – Florence and the Machine, Lana Del Rey czy Harry Styles – to wielkie gwiazdy globalnego popu; o tyle spójne z marką, że także od debiutu balansujące na granicy vintage, tak artystycznie, jak wizualnie. Nie ma granic, pojęcie gustu i kiczu jest względne, każdy może być – tu znów komunał, ale w odwadze i odrzuceniu konwenansów tkwi potęga marki – sobą.

Czy film pomoże jej czy przeszkodzi? Analitycy z Launchmetrics (cytuję za Business of Fashion) obliczyli, że obecność samej nazwy “House of Gucci” w sieci warta jest co najmniej 104 miliony dolarów. I że to największy product czy raczej brand placement hollywoodzkiej produkcji od czasu Diabła ubierającego się u Prady. Historia – tak mody, jak i Guccich – uczy, że skandal zwykle nakręca koniunkturę.

PS. A jak się dziś miewa sama rodzina Guccich? Cóż, genów nie wydłubiesz. 

Obecne przepychanki sądowe (praprawnuczka założyciela marki zarzuciła swojej matce i babce, że przyzwalały na molestowanie jej przez ojczyma; dopiero co dwóch dziedziców marki zostało pozwanych przez właścicieli Gucciego za bezprawne posługiwanie się nazwą, a dwa lata później zaś praprawnuczka założyciela firmy aresztowano za defraudacje) to tylko najnowszy akord nieustającego konfliktu rodzinnego. 

Korzystałem z moich tekstów dla Fashion Magazine i Polityki. Fotosy z planu: gucci. com

Moje codzienne komentarze czytaj na Facebooku <KLIK>, a ładne rzeczy, ładne miejsca i ładne stories oglądaj na Instagramie <KLIK>. I NOWOŚĆ: podcasty do słuchania m.in. na Apple i Google Podcasts, na YouTube <KLIK> i Spotify <KLIK>.

Dodaj komentarz