„Trzy lata zajęło mi na terapii, by zrozumieć, że nie była to moja wina”. Konrad Parol po raz pierwszy opowiada o bankructwie własnej marki.

Moda, Wywiady | 7 maja 2024 | 3 komentarze

„To jest historia, o której nikt nie słyszał. Ty jesteś pierwszy”, mówi mi Konrad Parol, dziś rozchwytywany kostiumograf. Kilkanaście lat temu zadebiutował znakomitą kolekcją; kolejne potwierdziły, że jest jednym z najzdolniejszych projektantów swojego pokolenia. I nagle zniknął, zlikwidował firmę. Dlaczego?

Brutalna prawda jest taka, że zbankrutowałem.

Jak do tego doszło?

Przez kilka sezonów dobrze radziłem sobie na rynku azjatyckim. Nawiązałem współpracę z siecią butików, która sprzedawała w Tokio, Hongkongu i Seulu. Byłem jedną z nielicznych niszowych marek z Europy, której rzeczy wisiały u nich na wieszakach obok Vivienne Westwood czy Johna Galliano. Dla mnie było to spełnienie marzeń, o których nawet wówczas nie śniłem.

Jeśli dobrze pamiętam, przyjechali z Berlina na zaproszenie fashion weeku do Łodzi i pojawili się na moim pierwszym pokazie. Zaprojektowałem wtedy kolekcję głównie z szarej dresówki – hahaha, oryginalnie: przeskalowane bluzy, bluzy ze sznurami, płaszcze i tym podobne. Poznaliśmy się, a potem już wszystko załatwialiśmy mailowo. Nasza współpraca rozwijała się przez pięć sezonów i to głównie dzięki niej utrzymywałem się na rynku bez pomocy żadnych sponsorów, samodzielnie i bez dodatkowej pracy czy etatu od 9 do 17. 

W końcu uznałem, że najwyższy czas skupić się wyłącznie na Azji i zaprojektować kolekcję pod tamtejszy gust. Mój azjatycki kontrahent od początku preferował wzory, które niekoniecznie cieszyły się powodzeniem w Europie: bluzy z włosami czy sznurami były hitem sprzedaży w Azji, w Polsce sprzedawałem ich najwyżej kilka sztuk w sezonie. 

Zaprojektowanie kolekcji pod kontrahenta, który zamawiał najwięcej ode mnie, wydawało mi się przyszłościowym krokiem. Wziąłem w banku spory – jak na moje możliwości – kredyt, ściągnąłem wełny i skóry z Włoch w dużych ilościach, tak by szwalnie nie miały przestoju w produkcji i zaprojektowałem najodważniejszą kolekcję w moim dorobku. 

Na dwa tygodnie przed prezentacją dla Azjatów, w marcu 2011 roku Tokio nawiedziło trzęsienie ziemi, a w konsekwencji – tsunami. To zdarzenie, niemożliwe do przewidzenia, pogrążyło moją karierę i markę. Azjaci, po otrzymaniu edytorialu i lookbooku, poinformowali mnie bowiem, że niczego nie zamówią, ponieważ mają poważniejsze problemy.

Rozumiem, że nie wpłacili zaliczki?

Azjaci zawsze płacili zaliczki, inaczej nie byłbym w stanie zrealizować ich zamówienia. Jednak to była nowa kolekcja, której jeszcze nie widzieli. Dotychczas działało to w ten sposób, ze po otrzymaniu zdjęć, wybierali wzory, które im się podobały, zamawiali sample, żeby sprawdzić jakość i wykonanie, a potem składali docelowe zamówienie w pełnej rozmiarówce i ilościach. Wtedy płacili zaliczkę. Ja miałem miesiąc do półtora na realizację zamówienia. Po jego otrzymaniu płacili resztę kwoty. Tym samym stara kolekcja zarabiała na nową. Jednak przy tej ostatniej podjąłem ryzyko że zaprojektuję wszystko pod nich.

Odstąpili ode mnie tylko na jeden sezon, pięć miesięcy później wrócili i byli gotowi zamawiać, ale chcieli zobaczyć już nową kolekcję, stara ich już nie interesowała. Zostałem z gigantycznym kredytem, tkaninami i kolekcją, której nikt nie chciał.

Projekt Konrada w „Viva!Moda”. Fot: Mateusz Stankiewicz

Co z nią zrobiłeś? 

Gdzie mogłem to oddałem w barterze lub sprzedałem po kosztach.

Resztę z biegiem lat porozdawałem, zostawiając sobie kilka egzemplarzy. Materiały pooddawałem w komis, w zasadzie większość rzeczy poszła za bezcen, a mi pozostał tylko kredyt do spłacenia.

Trzy lata zajęło mi na terapii, by zrozumieć i zaakceptować fakt, że nie była to moja wina. I że trudno było przewidzieć zdarzenia takie jak tsunami, które doprowadziło do mojego bankructwa.

Mam wrażenie, że branża mody w ogóle jest wyzwaniem dla równowagi i zdrowia psychicznego.

Moda to nie jest biznes dla słabych psychicznie. Cały czas wystawiamy się na porównywanie i ocenę. Co sezon branża, klienci, kupcy weryfikują nasz talent i wyrokują, czy już się skończyliśmy czy jeszcze „coś w nas drzemie”. Wymogi, jakie stawia przed nami branża, terminy, zaliczki, utrzymanie płynności finansowej, zaspokojenie swoich aspiracji artystycznych i pogodzenie ich z oczekiwaniami klientów, kompromisy artystyczne na jakie musimy się godzić, by przetrwać, powodują, że często te delikatne jednostki, bardzo twórcze ale też nieradzące sobie z krytyką, obciążone własnymi rozterkami emocjonalnymi, nie dają psychicznie rady, wypalają się i uciekają od mody.

Ty uciekłeś w teatr. Dlaczego akurat w to?

Zawsze miałem głód tworzenia niekomercyjnego. Starałem się nawiązać współpracę z teatrami i operami, ale czas nie pozwalał mi skutecznie się na tym skupić. Poszukiwałem jakiejś odskoczni od szycia swoich kolekcji, jakiegoś dodatkowego wyzwania artystycznego, którego upatrywałem w projektowaniu kostiumów do teatru i opery.

Nie mając o tym wtedy pojęcia, szukałem jednak nie tam, gdzie powinienem. I właśnie jakoś w czasie dramatycznych wydarzeń w Azji, w Polsce za sprawą Marty Nieradkiewicz poznałem Maję Kleczewską, wybitną reżyserkę teatralną. W nieistniejącym już Placu Zabaw poznaliśmy się z Martą przez wspólnych znajomych i od słowa do słowa, w spontanicznej rozmowie zwierzyłem się jej, że moim wielkim niezrealizowanym marzeniem jest zaprojektowanie kostiumów do teatru. Na co Marta zareagowała entuzjastycznie, mówiąc mi, że akurat Maja Kleczewska poszukuje nowego kostiumografa i że nas umówi ze sobą. Dwa dni później z teczką swoich rysunków i albumem wycinków z gazet siedziałem na lunchu z Mają. Po tym spotkaniu zaproponowała mi współpracę nad jej kolejnym przedstawieniem „Bracia i Siostry” w Teatrze Kochanowskiego w Opolu. I w ten sposób na gruzach poprzedniego marzenia zaczęło żyć nowe. I nowa przygoda, która trwa do dziś*.

„Wesele” w Teatrze Słowackiego w Krakowie. Reż. Maja Kleczewska. Fot: Bartek Barczyk.

Nie tęsknisz za modą?

Ten rynek nie był tak trudny, kiedy ja zaczynałem w 2008 roku, ale teraz wiele się zmieniło. Bo kiedy zaczynałem. na rynku nie było „Vogue’a”, ale istniał fashion week w Łodzi, który bardzo nam, młodym projektantom, pomagał i stwarzał warunki do zaistnienia (pokaz Konrada zobaczysz TU przyp. MZ). Nie było też tak szerokiego dostępu do tkanin i do producentów z całego świata. Musieliśmy kombinować, jak zdobyć coś, czego akurat potrzebowaliśmy. Dziś wystarczy kilka dni, żeby ściągnąć kupon upcyklingowanego poliestru z Seulu. Jednak jeśli nie masz grona poważnych sponsorów, to zrobienie własnego pokazu jest niemal niemożliwe. Wtedy z zabawy i marzeń niektórym z nas udawało się stworzyć zalążek prawdziwego biznesu, działając spontanicznie i bez wielkich naddatków finansowych. Myślę, że gdyby nie zrządzenie losu i tsunami, które pokrzyżowało mi plany, dziś byłbym zupełnie gdzie indziej. Dalej kontynuował i rozwijał swoją markę KONRAD PAROL

Jednak po tym tsunami jeszcze chwilę w modzie działałeś. Zrobiłeś „dresową” linię BLGR.

Zdobyłem się na zryw w 2013 roku sądząc, że streetwear będzie prostszy i łatwiejszy, i że dzięki niemu odkuję się na produkcji masowej i ustabilizuję sytuację finansową. Niestety – gdy jesteś sam i poza projektowaniem musisz to wyprodukować, dostarczyć sprzedać etc., plus musisz gonić za dodatkową pracą, bo trzeba spłacać kredyt za poprzednią kolekcję, to nie można sobie pozwolić na bujanie w obłokach, tylko ostro zasuwać i zarabiać na utrzymanie i długi. Ta proza życia szybko zweryfikowała moje marzenia. Dostałem kontrakt i projekt teatralny w Hamburgu, który wiązał się z wyjazdem na kilka miesięcy. Musiałem spakować kolekcję w kartony i tyle.

BLGR. Fot: Krzysztof Wyżyński
Kolekcja na jesień i zimę 2022/2023. Fot: Elżbieta Przygoda

Rok temu po długiej przerwie wróciłeś z nową kolekcją. I znów zniknąłeś. Co stało się tym razem?

Stworzyłem ją spontanicznie i bez żadnego zaplecza finansowo- sponsorskiego, sądząc że taki comeback może być interesujący dla prasy i branży, z którą nie miałem kontaktu przez ponad dekadę. Boleśnie się rozczarowałem. Nikogo nie zainteresowało to, co zaprojektowałem. Wprost mi powiedziano, że jeśli nie zapłacę za promocję, to nikt nie będzie pisał ani pokazywał moich rzeczy. Jeśli nie dam w kopercie styliście pieniędzy, to nie weźmie moich rzeczy do sesji. Taka smutna prawda, a może po prostu twardy biznes.

*Konrad stworzył kostiumy m.in. do  „Wesela” w Teatrze Słowackiego w Krakowie (premiera w marcu 2024 r.), „Dziadów” w teatrze w Iwano-Frankowsku, ,„Golem” w koprodukcji teatru żydowskiego i TR Warszawa oraz „Malowanego ptaka” i „Hamleta” w Teatrze Polskim w Poznaniu (wszystkie w reżyserii Mai Kleczewskiej), „Nocy św. Bartłomieja” w reżyserii Eweliny Marciniak (Theater Freiburg), do opery „Król Roger” Mariusza Trelińskiego w Operze Narodowej w Warszawie i w Sztokholmie oraz do „Matki Joanny od Aniołów” w reżyserii Wojtka Farugi w Teatrze Wielkim.

O Konradzie i innych polskich projektantach, którzy odeszli z zawodu, zmienili jego profil lub ograniczyli projektowanie na rzecz innej działalności przeczytasz w moim artykule w najnowszym Elle – od dziś w sprzedaży.

Kolekcja na jesień i zimę 2022/2023. Fot: Łukasz Bartyzel
Z archiwum. Fot: Shootme

Kolekcja na jesień i zimę 2022/2023. Fot: Elżbieta Przygoda
Zdjęcie dla Dik Fagazine. Fot: Karolina Słota

Umno Mag. Fot: Krzysztof Wyżyński
Kolekcja na jesień i zimę 2022/2023. Fot: Elżbieta Przygoda
Backstage pokazu na łódzkim tygodniu mody. Fot: Sophie Kula

Kolekcja na jesień i zimę 2022/2023. Fot: Elżbieta Przygoda
MaleMEN. Fot: Robert Wolański
Kolekcja na jesień i zimę 2022/2023. Fot: Elżbieta Przygoda
BLGR

Kolekcja na jesień i zimę 2022/2023. Fot: Elżbieta Przygoda
Konrad Parol. Apulia AD 2022.

Słuchaj moich podcastów <TU>, komentarze czytaj na Facebooku <KLIK>, a ładne rzeczy, ładne miejsca i ładne stories oglądaj na Instagramie <KLIK>.

3 Komentarze

  1. Kobi
    7 maja 2024

    To jest niesamowite przeczytać tę historie. Konrad Parol jest dla mnie najważniejszym projektantem, który nie dał się zaszufladkować. Jest pełnym czułości dla klientów, zrozumienia dla ruchu, troskliwy dla mniejszych braci oraz wrażliwy w swoim geniuszu. Tworzy niesamowite kreacje teatralna – na skalę europejską jest wizjonerem w przestrzeni sztuk performatywnych. Powinnismy być dumni, że nadal tworzy w Polsce i jest rodzimą marką o tak twardej skórze. Działaj dalej Konrad czekamy na kolejne odsłony Twojego Talentu.

    Odpowiedz
  2. Isia
    16 maja 2024

    Niezwykle wciągająca i wartościowa historia.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz